1/72 F3H-2 Demon
Sword – SW 72122
Czasy się zmieniają, a z nimi zmieniają się szortrany. Kiedyś był to synonim najgorszego zła modelarskiego – parszywych, topornych modeli, co prawda bogatych w multimedia, to atrakcyjnych wyłącznie dla kolekcjonerów pudełek. I dla desperatów. W ostatnich latach czescy producenci, ze Special Hobby na czele zrobili jednak wiele, by miniatury tej klasy przestały się kojarzyć z modelarstwem za karę. Wśród nich również Sword. Zerknijmy zatem na jeden z ostatnich modeli wypuszczonych przez tego producenta – McDonnell F3H-2 Demon. Nie wiem na ile były to wyczekiwane miniatury, ale faktem jest, że o ile dobrze się orientuję, to jedyną dla nich konkurencją są stare jak węgiel Emhary. Innymi słowy – w sumie czego by Sword nie zrobił, i tak byłaby to jednak nowa jakość w temacie. A co zrobił?
Elementy modelu kryją się w dwóch dużych ramkach z szarego plastiku. Prócz tego jest maleńka wypraska z brzechwami pocisków rakietowych, ramka z oszkleniem, niewielka blaszka i żywice.
Siermiężne ramki i niezbyt finezyjne połączenia tychże z elementami modelu od razu sygnalizują, że mamy do czynienia z szortranem. Z drugiej jednak strony, gdy spojrzeć z bliska robi się nawet interesująco. Powierzchnie płatowca są bardzo starannie wykończone. mamy w miarę subtelne linie podziału. Dodatkowo wszystko jest ładnie wypolerowane. Detale nie najgorsze, choć zastosowanie dwudzielnych jedynie form niesie za sobą pewne ograniczenia, a więc i konieczność choćby nawiercenia otworów karabinów pod kadłubem. Z drugiej strony mamy zaskakująco cienkie krawędzie spływu
Nieco mniej cukierkowo jest w kwestii drobniejszych elementów. Czy raczej jest nierówno. Jedne są naprawdę delikatne, subtelne i ostre, inne wyglądają topornie, lub wymagają usunięcia niefajnych śladów po wypychaczach.
I jak widać, szkoda, że w komplecie nie ma żywicznych kół – te wtryskowe są takie sobie. A jednocześnie kilka drobiazgów z żywicy przecież tutaj mamy. Bo jest dość udana dysza silnika
..oraz fotele – bo do wyboru dostajemy wczesne siedzisko McDonnell oraz stosowane później Martin-Baker
Obydwa zupełnie ładne i obydwa zupełnie pozbawione pasów. I nie, nie znajdziemy ich w formie elementów fototrawionych – choć mamy w zestawie blaszkę. A w niej nawet uchwyty inicjujące katapultę. Ale nie, nie pasy do fotela
I ten brak pasów będzie widoczny, bo szkiełko w modelu jest całkiem przyzwoite – może nie krystaliczne, ale przejrzyste i pozbawione zniekształceń
I skoro już mignęła kalkomania, to teraz o niej. Wydrukowana przez nasz, swojski, panlechicki Techmod. Wydrukowana na najwyższym poziomie, którego nie powstydziłby się będący jednak liderem włoski Cartograf
Dołączone do zestawu nalepki pozwalają na wykończenie modelu w dwóch wariantach:
Tak, jak to u wielu czeskich producentów malowania przedstawione są na rewersie pudełka. Szczegóły nakładania kalkomanii oraz kolorów znajdziemy jednak dodatkowo wydrukowane w instrukcji montażu
Na koniec wreszcie dwa słowa o instrukcji montażu. Jest czytelna, przejrzysta, sprawnie prowadzi przez poszczególne etapy budowy, zwracając przy tym uwagę na różne newralgiczne miejsca.
Nie jest jednak pozbawiona drobnych błędów. Przy czym respektując odwieczną zasadę – ‘najpierw dopasuj, potem sklejaj’ można je łatwo wychwycić i uniknąć kłopotów.
KFS
P.S. Jeśli podobają się Ci się moje artykuły i chciałbyś wesprzeć ich powstawanie, możesz kupić mi czarną paktrę, albo lepiej czarną kawę, w serwisie buycofee.to
Model do recenzji przekazał Sword – producent zestawu