1/72 Spitfire HF VIII – Profipack Edition
Eduard – 70129
Kamil już opisał. Spitfajer jak każdy inny. I w zasadzie nic więcej nie da się napisać o modelu, który w różnych wersjach jest na rynku od trzech lat, a ramki dzięki unifikacji są w większości identyczne we wszystkich pudełkach i znane doskonale ze wszystkich stron.
Według producenta ta kompilacja jest ostatnim planowanym wydaniem wersji VIII, więc pokuszę się o małą refleksję – wiemy już, co Eduard przygotował i co dał. Ale czy wiemy czym jest ten model dla branży? Warto pamiętać, że ta miniatura Spitfire ustanowiła nowy standard i jest swoistym kamieniem milowym w 72-kowej skali. Nie jest ideałem pod względem łatwości składania (bo co by nie mówić, japońskim modelom dorównać bardzo ciężko), ale technologicznie jest wzorem dla innych. Pod względem detali i mnogości opcji w pełni zasłużył na logo “72 revolution”, które najpierw Eduard wymyślił i wypromował, a później ku rozpaczy modelarzy puścił w zapomnienie. Znaczek został cichcem wycofany przez producenta i na nowych pudełkach już go nie zobaczymy, choć nadzieją są planowane projekty Eduarda, które powinny dorównać stylem ich Spitfire. Być może wtedy logo powróci?
Samo odwzorowanie samolotu jest bezbłędne – musi takie być, bo Eduard skorzystał z najlepszych dostępnych na rynku źródeł. Niektóre detale, jak wystające poza obrys lotki czy specyficznie skoszone ściany komór podwozia, oddano w tej skali po raz pierwszy w pełni poprawnie, co spowodowało zdziwienie i opór modelarzy, którym wydawało się, że tę konstrukcję znają. To samo jest z przekrojami kadłuba, które nareszcie oddają rzeczywisty obiekt.
Do tej pory inni producenci zdawali się próbować zgadywać te kształty. Przy ilości zachowanych maszyn, czy to latających, czy nielotów w muzeach, brak zrozumienia Spitfire był zdumiewający.
Poziom detali na powierzchni modelu, pełne nitowanie – i to w kilku średnicach dziurek – oraz mnogość opcji na ramkach, ustaliły nowy kierunek w branży.
Poważni producenci coraz częściej po niego sięgają i można rzec, że prawdziwie nowoczesny model powinien mieć właśnie takie cechy co Eduardowy Spit.
Eduardowy Spitfire, który jednak nie jest pozbawiony wad, ale są to tylko wady dotyczące konstrukcji samego modelu, jak choćby niefortunnie rozwiązana maska silnika:
…i chłodnice oleju:
…co zostało naprawione żywicznymi zamiennikami oferowanymi przez tego samego producenta tutaj :
i tu :
A co w tym konkretnym zestawie?
W pudle – wysoki standard jak na edycję Profipack przystało.
Znane już z innych wydań ramki:
..są dopełnione kolorową fototrawioną blaszką, na której najpotrzebniejsze elementy to tablica przyrządów, pasy pilota oraz siatki podskrzydłowych chłodnic:
A na okrasę dostajemy maskę na kabinę wyciętą w japońskim papierze kabuki:
Instrukcja jest standardowa dla Eduarda, czyli wzorowa. Jest czytelna, kolorowa i drukowana na papierze kredowym:
Dobór malowań jest dosyć monotonny, a w dodatku powtarza schematy znane z edycji weekend. Wszystkie mają długie końcówki skrzydeł. W Profipacku Eduard popełnia ten sam fikołek z oznaczeniem wersji co w edycji Weekend, i opisuje ją jako HF, choć akurat Spitfire VIII takiej wersji formalnie nie miał *(oznaczenia te warunkowane były zastosowanym silnikiem, a nie długością skrzydeł). Jak tłumaczył producent, było to spowodowane chęcią odróżnienia wersji z długimi końcówkami od innych pudełek z końcówkami normalnymi – wyszło średnio, bo co prawda dla niezaznajomionych z samolotem nie ma to aż takiego znaczenia, ale dla entuzjastów to nieprzyjemny zgrzyt.
*a tu pojawia się mała dygresja po uwadze Mariana Cichonia – za co dziękuję. Zdanie miało oryginalnie brzmieć: choć akurat ten Spitfire VIII takiej wersji formalnie nie miał. Napisałem to na tyle źle, że można o tym zdaniu też powiedzieć, że to (mój) fikołek. Należy się wyjaśnienie. Biorąc pod uwagę całą produkcję wariantu Spitfire VIII, to on wersję HF oczywiście miał, tak jak F i LF. Zaglądając do dokumentów Supermarine, okazuje się, że te malowania, które zawarto w pudełku Profipack (oraz Weekend) mimo długich końcówek skrzydeł, były wyposażone w silnik Merlin 63 (w przypadku JF476 – Merlin 63A), zoptymalizowany do średnich wysokości, a więc formalnie były oznaczona literką F. Tak to jest, jak się pisze zakładając, że wszyscy wiedzą wszystko o tym samolocie. Co jest bardzo złym założeniem.
Tak czy inaczej, malowań w Profipacku nazbierało się trochę, w tym nawet jedno nie-brytyjskie:
Kalkomanie drukowane w Eduardzie, ale bardzo dobrej jakości. Doskonale się nakładają i reagują perfekcyjnie na modelarską chemię.
Samolot z 92 dywizjonu ma do wyboru dwie opcje kolorystyczne liter kodowych – czerwoną i niebieską.
Analizując dostępne zdjęcia, czerwony kolor można w zasadzie wykluczyć, ale dopóki nie pojawi się zdjęcie kolorowe, to pewności mieć nie będziemy. Ponieważ historycy i modelarze toczą o to zażarte spory, Eduard zdecydował, że da nam wybór. I bardzo słusznie – załączenie obu wersji to miara profesjonalnego podejścia, bo tam, gdzie jest jakiś cień niepewności, producent nie narzuca jedynej właściwej interpretacji.
Czy kleić? Oczywiście, to najlepszy model Spitfire w skali 1/72 i chyba już nikt lepszego nie zrobi – bo nie ma takiej potrzeby. Gdyby jeszcze Eduard pomyślał i przygotował wersje PR XI i PR X, to mielibyśmy komplet…
MarCo
Zestaw przekazany do recenzji przez firmę Eduard
MarCo, kilka uwag dotyczących Twej recenzji. Z brassinowymi osłonami silnika trzeba uważać – miałem dwie i obywdwie wywaliłem na śmietnik. Jedna za krótka, druga za niska (ale może tak mi się trafiło). Co do samego modelu to Ósemka jest gorzej wykonana od Dziewiątki (może projektant był już zmęczony). Dolna część płata jest szersza od górnej (patrząc na szerokość od krawędzi natarcia do spływu). Tego problemu nie zauważyłem w Dziewiątkach. Ale największy grzech to te kretyńskie à la Italeri imitacje materiałowych łat zasłaniających wyloty luf. Poza tym luk z tyłu kadłuba jest źle wykończony – brak linii. Poza tym, 92 dywizjon miał litery w dwóch kolorach. W przypadku tego egzemplarza (na trzech różnych zdjęciach) widać, że QJ powinno być niebieskie, ale tak ciemne jak Roundel Blue (lub bardzo zbliżone). Czerwone litery mają całkiem inny odcień na zdjęciach z epoki.
Dominiku, dziękuję za uwagi, jednak nie wszystkie wydają się być na miejscu:
– żywiczne zamienniki są opisane w innym miejscu i przez innego autora – masz w tekście linki to tych artykułów – i tam warto je skomentować.
Od siebie dodam że na warsztacie mam cztery Spitfire IX z tymi żywicami i wszystko pasuje doskonale – może to kwestia przymierzenia przed przyklejeniem. Po odcięciu z klocka i tak trzeba je szlifować i przymierzyć, mi siadły bardzo dobrze. Pamietaj też, że górna osłona silnika często tworzyła schodek z pancerną osłoną zbiornika paliwa i lekkie niedopasowanie na górnym odcinku łuku nie jest błędem.
– jeśli chodzi o spasowanie części plastikowych modelu, to takie rzeczy jak opisujesz wychodzą w innej formie artykułu: nazywa się to wiwisekcja i ma na celu pokazanie m.in. potencjalnych problemów przy budowie. W artykule o nazwie recenzja pokazujemy ogólną jakość produktu przed sklejeniem, przygotowanie merytoryczne producenta, wykonanie samego modelu, jakość kalkomanii czy instrukcji.
I znowu od siebie dodam, że klejąc VIII-mkę nie napotkałem “problemów”, które opisujesz. Z całą pewnością nie miałem różnych wymiarów połówek skrzydła. Jeśli zaszła potrzeba delikatnego doszlifowania krawędzi natarcia to jest to czynność którą wykonuję standardowo, bezrefleksyjnie i jej zwyczajnie nie zauważam, więc mogłem tego wcale nie odnotować. Zajmuje to po minucie na skrzydło – i nie uważam żeby to w ogóle było warte opisania. Ponadto, Eduard część ramek Spitfire wtryskiwał u podwykonawcy a jakość tamtych wyprasek była nieco gorsza od tych pochodzących z wytwórni macierzystej. Być moze w tym leży źródło Twoich problemów. Eduard zakończył tą współpracę i obecnie wszystko wtryskują u siebie więc w nowych modelach nie powinno nic takiego być.
– łatki zaślepiające skrzydłowe km-y – ja uważam że nie nie są “kretyńskie”, po prostu taki miał pomysł producent na odtworzenie tego elementu. Jeśli Ci się nie podoba, to musisz z tym żyć lub zeszlifować- np przy okazji wyrównywania krawędzi natarcia.
– luk z tyłu kadłuba. Domyślam się, że na piszesz o luku akumulatora/balastu, z prawej strony z tyłu. Na wczesnych wypraskach brakowało wypukłego zawiasu na dolnej krawędzi. Jeśli dobrze zgaduję i to nazywasz brakiem linii, to spieszę uspokoić, że Eduard w późniejszych wydaniach ten brak naprawił a opisywany profipack juz ten zawias posiada.
– jeśli chodzi o kolor liter kodowych QJ, to osobiście nie uważam żeby kolor niebieski był zły, dopóki nie zobaczę kolorowego zdjęcia tej maszyny. To, co dał Eduard to po prostu jedna z interpretacji. Może Ci się nie podobać, ale nie uważam za stosowne ganić producenta za taki a nie inny odcień. Taki wybrali bo uważają że właśnie on jest najlepszy. Tak jak stoi w tekście, ja również uważam że czerwony kolor można wykluczyć, ale jego zamieszczenie uważam za plus – to ukłon w stronę modelarzy o innych przekonaniach niż Twoje i moje.
Marku,
Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź.
Jeśli chodzi o żywice może coś wynikło w procesie kurczenia odlewu. Dlatego nie kruszę o to kopii.
Jeśli nowe odlewy mają poprawioną klapę luku balastu, to dobrze. Mam niestety stare i dopiero po pomalowaniu zwróciłem na to uwagę. Będę teraz oglądać wypraski.
Jeśli chodzi o kolorowe zdjęcia 92 dywizjonu to raczej takowe nie istnieją (niestety). Mojej wersji barwy liter z tego okresu będę się trzymał (do momentu gdy jakiś Amerykanin pokaże zdjęcia z jakiegoś lotniska gdzie wylądował Spit z 92 z 1943 [ewentualnie wypłynie jakiś kolorowy film] i będę musiał zmienić zdanie). Jednak mam w “bazie danych” zdjęcie Ósemki z końca wojny, gdzie niebieski wydaje się bliższy temu, który proponuje Ed.
Dzięki za fajną recenzję.
Pozdrawiam
Dominik