Crusader to w historii II wojny światowej czołg bardzo znaczący, ale jednocześnie bardzo niedoceniany. Nie był doskonały, ale stał się podwaliną pod kolejne konstrukcje brytyjskie i można z całą pewnością stwierdzić, że bez niego nie byłoby Challengera. W modelarskim świecie w skali 1:72 praktycznie nie istniał, bo poza antyczną Hasegawą pokazał się tylko pionek do gry z S-Model. Wersja przeciwlotnicza do dnia dzisiejszego nie ukazała się we wtrysku. Jest to tym dziwniejsze, że czołg ten zarówno w wersji regularnej, wsparcia piechoty czy tutaj omawianej, jest cholernie atrakcyjny wizualnie. Osobiście kojarzy mi się ze sportowym samochodem tak bardzo, że mam ochotę pomalować go na czerwono. Żeby był jeszcze szybszy…
Pierwsze wrażenia na temat modelu opisałem w tym materiale. A czy najnowszy produkt IBG sprostał oczekiwaniom po wycięciu z ramek? Mam nadzieję, że poniższy artykuł pomoże odpowiedzieć na to pytanie.
Budowę zacząłem od elementu, który jest piętą achillesową tego zestawu – lufy w ramce wyglądają bardzo ładnie, ale absolutnie nie miałem pomysłu jak obrobić tak cienkie elementy po ich wycięciu. Zwróciłem się więc w stronę profili mosiężnych. Ucięty kawałek rurki zamocowałem w szlifierce Proxxon, ustawiłem obroty na 5000 i przykładając pilnik do paznokci zaobliłem końcówkę profilu.
Następnie wetknąłem w profil cieńszą rurkę i tak oto otrzymałem lufę Oerlikona. Pozostało ją zakroplić klejem CA od grubszej strony i dociąć na wymiar.
W jarzmie nawierciłem otwory i zamocowałem w nim metalowe zamienniki. Wiem, że brakuje im finezyjnych dziurek w grubszej części luf, ale według mnie i tak wyglądają dobrze. No i mogłem zaimitować ciekawy detal – otóż jedna z luf zdwojonego działka w rzeczywistości była minimalnie cofnięta.
Z pasków papieru namoczonego CA oraz profili plastikowych wykonałem jeszcze charakterystyczne obejmy, które miały podtrzymywać osłony jarzma.
Mając za sobą chyba najtrudniejszy element, wziąłem się za drobne modyfikacje wieży. Peryskopy oraz uszy do podnoszenia w ramkach wyglądały poprawnie, ale niestety nie wytrzymały porównania ze zdjęciami archiwalnymi. Podobnie było z podporą szperacza. W ruch poszedł więc skalpel i papier ścierny, a z wieży ubyło to i owo.
A jak już pozbyłem się tych detali to okazało się, że sama wieża jest strasznie łysa. Postanowiłem więc wykonać spawy, żeby podkreślić kanciaste kształty. Najpierw – wykorzystując taśmę – przeryłem igłą iniekcyjną linie w miejscach łączenia blach. Poprawiłem je czeską piłką, a krawędzie wygładziłem cienkim klejem.
W rowki wkleiłem profile Plastruct o odpowiedniej średnicy. Następnie nasączyłem je cienkim klejem i odczekałem kilka minut, by niezbyt ostrym skalpelem wygnieść w rozmiękczonych profilach “fałdy” spawów. Oczywiście są one trochę przesadzone, jednak w tej skali trzeba iść na pewną umowność, by ten detal był dobrze widoczny i robił wrażenie po malowaniu.
Tymczasem Proxxon znowu poszedł w ruch, ale tym razem ucierpiały błotniki. Ze zdjęć wynika, że ten element ulegał nagminnym uszkodzeniom, a wiele Crusaderów miało je po prostu pourywane. Chcąc wykonać takie uszkodzenia, musiałem oczywiście znacząco pocienić błotniki zarówno w przedniej, jak i tylnej części.
Po tym wszystkim montaż kół i gąsienic to była czysta przyjemność, robota tak prosta, że szkoda strzępić języka. Jedyna uwaga to taka, że koła napędowe warto wycinać z ramek za pomocą żyletki, żeby ich nie uszkodzić. Jeszcze raz podkreślę prostą genialność takiego rozwiązania układu jezdnego.
Po usunięciu peryskopów musiałem zaszpachlować ubytki plastiku wokół otworów.
A gdy szpachlówka schła, zająłem się kadłubem. Sklejenie konstrukcji odbyło się bez najmniejszych problemów. Aby poprawić wygląd uchwytów, zastosowałem sprawdzoną już wcześniej metodę podcinania odlanych razem z kadłubem detali. Razem z odpowiednim malowaniem efekt tej sztuczki robi robotę i skutecznie oszukuje oko widza.
Nowe peryskopy ukradłem z dragonowskiego Churchilla. Zaskakująco spasowały prawie idealnie. Wystarczyło dosłownie dwa razy obrócić iglak w otworach i już.
Uszy dorobiłem z profilu Plastruct i chociaż nie są idealnie zgodne z rzeczywistymi (trochę za późno zerknąłem na ich zbliżenia), to i tak wyglądają lepiej niż kostki odlane razem z wieżą. W tym momencie wkleiłem też jarzmo oraz przednią płytę wieży. Wszystko było spasowane idealnie.
Kolejne detale wieży dokleiłem już bez większych ceregieli. Podstawę pod szperacz wykonałem z kawałka plastikowego profilu, co zajęło mi jakieś 15 minut. Trzeba tylko pamiętać, aby nawiercić tę kuriozalnie wyglądającą lufę karabinu – to ten dziwaczny walec między lufami działek.
Tak więc wieża została praktycznie skończona. Pozostały celowniki oraz cięgno łączące pałąk z celownikiem i mechanizm działek, ale są to elementy tak delikatne, że wkleję je dopiero po malowaniu. Również dla wygody malowania nie skleiłem spodu i góry wieży. Wnętrze było ciasne i nie uśmiecha mi się dłubanie w nim pędzlem między pałąkami celownika.
Wracając do kadłuba: przykleiłem błotniki, które pasowały idealnie. Podobnie było z budką kierowcy. Natomiast otwory pod kołki montażowe zasobników trzeba było minimalnie rozwiercić.
Producent wykonał skrzynkę na zapasowe ogniwa gąsienic jako pustą, co nie specjalnie mi się spodobało. Wygrzebałem więc z magazynku gąsienice z revellowskiego Cromwella. Niestety, nie spasowały idealnie i trzeba było potraktować je pilnikiem praktycznie z każdej strony. Co ciekawe, sama skrzynka ma od spodu bolec pozycjonujący, ale w błotniku brak pod niego otworu. Zbędny bolec trzeba więc odciąć i zasobnik pozycjonować “na oko” wg zdjęć.
Pokrywy na części nadsilnikowej nie przysporzyły kłopotów. Tutaj również zastosowałem sztuczkę z podcinaniem plastikowych uchwytów. Zapomniałem wcześniej dodać, że ten trik wymaga zastosowania bardzo ostrego ostrza. W przeciwnym razie możemy zamiast delikatnie podciąć element, po prostu go uszkodzić lub całkowicie uciąć. Hak holowniczy, wydechy i mała skrzynka przy lewym błotniku były wyjątkowo upierdliwe w obróbce po wycięciu z ramek, ale do kadłuba pasowały idealnie.
Zbiornik paliwa składa się z trzech części. O ile ich spasowanie jest bez zarzutu, to zabrakło jednego ważnego detalu: kołka pozycjonującego środkową część względem bocznych. Chodzi o to, że uchwyty na bokach zbiornika muszą się ułożyć horyzontalnie, a wlew musi być na górnej powierzchni środkowej części. Trzeba to wszystko spasować przykładając połączony “na ślinę” (u mnie w tej roli wystąpił blue-tac) zbiornik do kadłuba i dopiero po uzyskaniu spasowania całość skleić.
Same uchwyty na bokach były moim zdaniem już za duże na sztuczkę z podcinaniem. Usunąłem je więc i zastąpiłem miedzianym drucikiem.
W celu dorobienia przewodu paliwowego sięgnąłem z kolei po drut ołowiany o mniejszej średnicy. Doskonale się układa, łatwo tnie, a kleić można go CA.
Ostatnim detalem, który chciałem wykonać przed malowaniem, były prętowe osłony przednich świateł. Dostajemy je na blaszce, ale w rzeczywistości były to nie płaskowniki, a stalowe pręty. Postanowiłem więc wykonać je z miedzianego drucika. W tym celu znalazłem walec o odpowiedniej średnicy (w tym wypadku lufę od Mardera), na którym zaginałem drut. Następnie przykładając go do blaszki, odcinałem nadmiar tak, by łuk miał dokładnie taki sam wymiar co fototrawiony element. Polecam wykorzystywanie blaszek jako kopyt lub przymiarów w takich wypadkach. Znacząco przyspiesza to wykonanie nowych elementów, bo najzwyczajniej odpada nam zabawa w mierzenie, dopasowywanie i kopiowanie elementów.
Druciki przykleiłem do kadłuba klejem CA.
I tak oto dobrnąłem do końca budowy modelu “gotowego do malowania”. Na koniec dojdą oczywiście wszystkie brakujące drobiazgi, które podczas manipulowania czołgiem przy malowaniu na 100% odpadłyby i zaginęły w czeluściach warsztatu. Model pozostawiłem w 5 modułach, dzięki czemu malowanie będzie łatwiejsze i sprawniejsze.
A tak czołg wygląda w całości:
Podsumowując: zabawa z najnowszym czołgiem od IBG dała mi dużo frajdy. Pewnie jeszcze wiele elementów można by poprawić lub wymienić, jednak mnie taki efekt końcowy jak najbardziej satysfakcjonuje. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że producenci aftermarketów dojrzą potencjał tych modeli i wydadzą jakieś dodatki i waloryzacje. Na pewno przydałyby się charakterystyczne podwójne liny holownicze (wykorzystywane we wszystkich brytyjskich czołgach) i toczone lufy działek.
Radek “Panzer” Rzeszotarski
P.S. Ku zaskoczeniu wszystkich, jeźdźcem na białym koniu, który zaoferował odpowiednie lufy okazał się MASTER
Radek, ładna robota. Między lufami działek nie było żadnego karabinu tylko balast pomagający w wyważeniu działek.
Ja w kilku źródłach wyczytałem że to lufa lewisa do wstrzeliwania się w cel.
Jeśli chodzi o otwór pozycjonujący skrzynkę na zapasowe ogniwa, ciekawa rzecz – od spodu błotników, poza śladami po wypychaczach znajdują się dodatkowe wklęsłe otwory, które można przewiercić na wylot. Wtedy otrzymamy pozycje dla owej skrzynki i np. gaśnic dla wersji Mk. III. Niby patent znany z wielu modeli, tylko w tym wypadku IBG jakoś zapomniało o tym w instrukcji wspomnieć… Trafiłem na to przypadkiem jak właśnie owego otworu na skrzynkę szukałem na błotniku mojego Mk. III.
Przydałaby się errata instrukcji modelu albo wzmianka na stronie IBG…