1/48 B-17G Early Production HK Models
Budowa cz.2
HK Models – 01F001
Choć odgrażałem się na końcu pierwszej części relacji z budowy, że rozpocznę od malowania, ponieważ wszystko mam już przygotowane, to okazało się jednak, że model wymagał paru poprawek i doróbek. Po konsultacjach z kolegami i głębszej analizie zdjęć zdecydowałem, że dorobię resztę “poduch” na fotele…
…i przerobię “krzesła” w sekcji dziobowej, które w zestawie wyglądały tak:
…a na wszystkich zdjęciach, które obejrzałem, bardziej przypominały moją interpretację.
No i mogłem wrócić do tematu malowania…
Moim zwyczajem pociągnąłem najpierw wszystko na czarno 🙂
Następnie zgodnie z instrukcją malowania załączoną przez producenta naniosłem tu i ówdzie kolor imitujący aluminium.
Co do instrukcji, to HK Models pozostawia nam do wyboru malowanie “podłóg”. W grę wchodzi imitacja sklejki lub ciemnoszarej wykładziny. Ja zdecydowałem się na wykładzinę, bo właśnie z nią znalazłem zdjęcia środka oryginału, które zgadzały się ogólnie z kolorystyką wnętrza budowanej repliki.
W kolejnym etapie dodałem kolor “zielony”. Użyłem do tego zalecanej w instrukcji farby z serii Mr. Hobby, którą potem rozjaśniałem, aby uzyskać cieniowanie koloru. Na koniec pomalowałem czarną farbą właściwe elementy wyposażenia, które w późniejszym etapie lekko przeciągnąłem “suchym pędzlem” z metalizerem.
Teraz pozostało tylko pomalowanie reszty osprzętu i innych drobiazgów właściwymi kolorami, i temat środka w zakresie podstawowych barw miałem zamknięty. Aby przygotować całość na przyjęcie washa, zabezpieczyłem elementy błyszczącym lakierem bezbarwnym.
Aby nie marnować czasu, gdy wszystko schło, postanowiłem zrobić pasy załogi. Zestawowe do mnie w żaden sposób nie przemawiały. Pomijając fakt, że były tylko dla pilotów. Dlatego postanowiłem wykonać je samodzielnie. Użyłem do tego cieniutko rozklepanej taśmy ołowianej, przyciętej na paski o szerokości pasującej do skali 1/48.
Dorobiłem z cienkiego druciku imitacje klamer, ułożyłem całość na “fotelach” i pomalowałem. Efekt, według mnie, na pewno lepszy niż z zastosowaniem zestawowych fototrawionek. Tak czy inaczej, pogodzić się trzeba z myślą, że przez małe szybki kokpitu i innych przedziałów nie będzie wiele widać.
Powróciłem do wykończenia elementów wnętrza. Na utwardzony lakier bezbarwny naniosłem delikatnie Panel Line Wash Blue Black. Tam, gdzie położyło się go za dużo, usunąłem nadmiar używając do tego patyczków higienicznych. Następnie całość pokryłem matowym lakierem bezbarwnym.
Dalej sukcesywnie mogłem już wszystko składać w całość, równocześnie nanosząc delikatne ślady eksploatacji, do których użyłem kredek akwarelowych i szminek Tamiya.
Postępowałem zgodnie z instrukcją, wszystko pasowało bez większych problemów. Sugeruję przy tym pozwolić, żeby poszczególne sekcje dobrze się ze sobą związały. Ja robiłem to zbyt szybko i bywało, że coś wcześniejszego mi się rozklejało. Nic złego, ale denerwujące 🙂 .
Teraz mogłem już poszczególne elementy zainstalować w kadłubie. Robi się to dość wygodnie, ponieważ we wnętrzu są przygotowane rowki do pozycjonowania elementów.
Po dobrym związaniu kleju zamknąłem całość drugą połówką kadłuba. Nie było żadnych problemów. Ze względu na jego wielkość kleiłem odcinkami. Gdy jeden kawałek spoiny podsechł, zaczynałem kleić następny. Pozwoliło mi to na pełną kontrolę łączenia połówek i odpowiedniego ich dociskania, tak aby linia łączenia była najmniej widoczna i aby zminimalizować szpachlowanie.
Teraz mogłem dokleić elementy stanowiska tylnego strzelca i również je zamknąć.
Nadszedł czas na doklejenie “noska” i “garba”. Przód przyległ idealnie, z “garbem” niestety nie poszło już tak gładko. Musiałem go przyklejać małymi odcinkami i na bieżąco korygować ustawienie względem krawędzi kadłuba. A to dlatego, że przy braku należytej ostrożności część ta miała tendencję do zapadania się w kadłub. Gdy się to przeoczy, trzeba będzie się męczyć ze szpachlowaniem i szlifowaniem, a jest to dość eksponowane miejsce modelu. Aby sobie zaoszczędzić zbędnej roboty, lepiej poświęcić więcej uwagi przy klejeniu.
Mimo że wszystko pasowało bardzo przyzwoicie, to jednak należało zaszpachlować kilka miejsc, aby pozbyć się widocznego śladu po łączeniu połówek kadłuba.
Gdy szpachlówka się utwardziła, klasycznie – jak przy większości modeli – wygładziłem wszystkie łączenia i odtworzyłem linie podziału oraz imitacje nitów. Kadłub był sklejony w całości. Pozostało tylko oszklenie, które postanowiłem wkleić później.
Kadłub póki co odstawiłem. Na warsztat poszły szeroko rozumiane skrzydła z silnikami i wnęką podwozia, od których zacząłem.
Po obrobieniu części mogłem od razu przystąpić do malowania. I tak, ponownie zacząłem od czarnego…
…a następnie imitacji metalicznych kolorów, które zabezpieczyłem bezbarwnym lakierem błyszczącym i złoszowałem PLW Blue Black.
Później nie pozostało nic innego jak skleić ze sobą wszystkie elementy.
Teraz przygotowałem sobie połówki skrzydeł i na sucho przymierzyłem wnęki, czy pasują. Nie było problemu.
W tej sytuacji nie było na co czekać: trzeba było brać byka za rogi. Wkleiłem wnęki i połączyłem skrzydła w całość. Niech sobie schną…
No i znowu, aby nie marnować czasu, przygotowywałem sobie wszystkie drobiazgi, które będą potrzebne do kolejnego etapu budowy. Czyli klapy i wydechy…
… elementy napędu…
…i golenie podwozia.
Spoiny skrzydeł wyschły, można było wrócić do ich obróbki. Generalnie spasowały się bardzo ładnie, użycie szpachlówki praktycznie nie było potrzebne. Ale… przy silnikach coś nie bardzo to wszystko wyglądało. Dodatkowo była doklejana jeszcze jedna osobna pokrywa, której pasowanie pozostawiało sporo do życzenia.
Trzeba było to zaszpachlować (głównie używałem cyjanoakrylu), no i zaczęła się żmudna obróbka, odtwarzanie linii podziału…ehhh, nic przyjemnego, no ale trzeba było to zrobić. No i się zrobiło …
Idąc za ciosem, postanowiłem wkleić wloty powietrza w natarciu skrzydeł.
Naniosłem tu własną korektę. Instrukcja sugeruje nam, żeby “kratkę ochronną” wlotów przykleić na zewnątrz. Ja jednak po analizie zdjęć oryginału postanowiłem skrócić wklejane tunele, a kratkę przykleić od tyłu, bo tak miała większość B-17-stek. Poszedł w ruch pilniczek i po chwili miałem to, co chciałem.
Po osadzeniu “tuneli” w skrzydle, aby być w pełni usatysfakcjonowanym, musiałem zaszpachlować miejsce łączenia. Po obróbce było jak trzeba!
Wróciłem do napędu. Silniki zestawowe nie powalają, ale tragedii nie ma. Postanowiłem dodać kilka przewodów, żeby poprawić ich “wizkę”.
Powyginałem przewody w miarę odnosząc się do oryginału, a następnie je pomalowałem. No i chyba ciut lepiej to wygląda.
Śmigła pomalowałem na czarno, a następnie zamaskowałem, aby żółtym kolorem pokryć końcówki łopat.
Nie minęło dużo czasu i śmigła spotkały się z silnikami 🙂 po czym równo zostały potraktowane PLW.
Na tym etapie nie mogłem się powstrzymać, żeby sobie całości nie przymierzyć na sucho!
Przyszedł czas na kolejne drobiazgi. Turbiny i kolektory wydechowe… Dzięki temu, że wcześniej już sobie je obrobiłem i pomalowałem na czarno, po nawierceniu dziurek mogłem przystąpić do “właściwego” malowania.
Przejrzałem wiele oryginalnych zdjęć tych części i w zasadzie trudno powiedzieć, jak one się zużywały, bo na każdym zdjęciu wizualnie były inne. Jedne całe czarne z lekkimi przerdzewieniami, inne całe mocno zardzewiałe (tych było najwięcej) , jedne tylko z lekkimi odcieniami przegrzania metalu, a jeszcze inne pokryte białym nalotem… Wybrałem kierunek rdzy i przegrzanego metalu. Na tym etapie doprowadziłem je za pomocą farb i pigmentów do tego stanu, który widzimy na zdjęciu. Potem jeszcze na gotowym modelu zrobię korektę kredkami akwarelowymi.
Jak wpadłem w szał nanoszenia śladów eksploatacji, to rykoszetem dostały śmigła. Wstępnie je “podniszczyłem” , w razie czego czas na poprawki jeszcze będzie.
Na ową chwilę przy silnikach wszystko miałem zrobione. Dalsze zabiegi nastąpią już przy montowaniu na pomalowany model. Zabrałem się zatem za golenie podwozia głównego. Zostały klasycznie pomalowane na czarno i później metalizerem.
Przy nich też postanowiłem dodać przewody hydrauliczne, bo uznałem, że bez nich będzie to biednie wyglądało.
Posłużył do tego drucik miedziany, który następnie pomalowałem i całość zapuściłem PLW.
W międzyczasie całe oszklenie zostało wysłane do firmy Pmask, gdzie powstały maski dedykowane do tego właśnie modelu. Kiedy dotarł do mnie prototypowy arkusz tychże masek, niezwłocznie przystąpiłem do montażu oszklenia z ich użyciem.
Przed wklejeniem niektórych szybek należało wcześniej zamontować w nich karabiny maszynowe. Nie było to nic trudnego, ale wspominam o tym zupełnie z innego powodu. Producent nie przewidział taśm amunicyjnych. Być może nie jest to specjalnie widoczne, ale postanowiłem dorobić ich imitacje. Znowu z pomocą przyszła taśma ołowiana, która – przycięta na mniej więcej właściwy wymiar – mogła skutecznie udawać taśmy amunicyjne. Dodatkowo przewałkowałem je frezem, tworząc żłobki, które napuściłem PLW. Byłem usatysfakcjonowany.
Maski na przeszkleniach siadły idealnie. Prawdopodobnie kiedy model ukaże się na rynku, produkt ten także będzie już w regularnej sprzedaży. Z czystym sercem polecam, zaoszczędzi to sporo czasu przy maskowaniu. Tym samym bryła mojej B-17 była gotowa do malowania, które to opiszę w następnej części artykułu…
Piotr Słomiński