1/32 Hannover Cl.II (Early)
Wingnut Wings – 32079
W zasadzie dla wielu pisanie recenzji modelu Wingnut Wings wydawałoby się zadaniem bezcelowym – szczególnie dla tych, którzy mieli już jakiś z nimi kontakt. Są jednak zapewne tacy, którzy o firmie słyszeli być może z powodu jej związków z Sir Peterem Jacksonem – tak, tym samym od filmów z Hobbitami w roli głównej i jednym ziomeczku, który cały czas syczy “My precioussss”. Swoją drogą, to za każdym razem jak dostaję w swoje łapska pudełko z logo WnW, zachowuję się dokładnie tak samo i zazdrośnie strzegę owego pudełeczka i jego zawartości. Sklejając szmatopłaty i chcąc osiągnąć modelarską nirwanę, Zen czy inne Shangri La i Sikalafo, trzeba po choć jeden wypust tej nowozelandzkiej firmy sięgnąć. Zazwyczaj jednak nie kończy się na jednym i już samo macanie zawartości pudełka i instrukcji powoduje silne uzależnienie. Stąd też ta recenzja – można obejrzeć w warunkach kontrolowanych, zmniejszając szansę wpadnięcia w nałóg, choć przyznam szczerze, że gorąco zachęcam do sięgnięcia po pierwszą działkę, bo później „wszystko wydaje się takie samo, a jednak inne jest wszystko”…
Dobra, dość tej dość bełkotliwej introdukcji, przejdźmy zatem do konkretów. Model Hannovera nie jest zupełną nowością. Jest to kolejna edycja modelu wydanego w 2012 roku, a obecnie osiągającego na portalach aukcyjnych często zawrotne kwoty. Tym bardziej ucieszyła mnie wieść o wznowieniu tego zestawu. Już samo pudełko robi wrażenie, namalowana przez Steve’a Andersona frontowa ilustracja jest pełna dynamiki, aż chce się ją wyciąć i powiesić nad biurkiem. W pudle jest na bogato: dostajemy aż 10 wyprasek z szarego tworzywa, jedną przeźroczystą, blaszkę z elementami fototrawionymi, 3 duże (A4) arkusze kalkomanii oraz kolorową instrukcję.
Ramka A
Ramka B
Ramka C
Ramka D x 2
Ramka E
Ramka G3
Ramka G2 x2
Ramka G1
Blaszka fototrawiona
Arkusz kalkomanii A
Arkusz kalkomanii B
Arkusz kalkomanii C
Instrukcja
Omawianie zestawu pozwolę sobie zacząć dość nietypowo, bowiem od tego ostatniego elementu. Instrukcje WnW to książeczki (w tym przypadku 26 stron) – prawdziwe skarbnice wiedzy. Każdy egzemplarz, do którego malowanie znajdziemy w pudełku, został w nich ujęty w sposób bardzo szczegółowy.
Obok kolorowych renderów 3D znajdziemy w nich zdjęcia w kolorze wykonane w muzeach oraz archiwalne czarno-białe fotki. Przyznam, że nieraz sięgałem po nie (są dostępne w formie elektronicznej na stronie producenta) jako swoiste monografie podczas budowy modeli w skali 1/48.
Różnice między poszczególnymi egzemplarzami nie ograniczają się jedynie do wyboru malowań. W kolejnych krokach budowy zwraca uwagę konieczność zastosowania różnych elementów (prądnica, radiostacja, granaty itd.).
Jeśli chodzi o samo sedno, czyli o miniaturę, to możemy również tutaj spodziewać się najwyższej jakości. Próżno szukać tu jakichś nadlewek, a ślady po wypychaczach starano się umieszczać w miejscach, gdzie będą najmniej kłopotliwe do usunięcia lub niewidoczne po wklejeniu elementów.
Jak przystało na model w skali 1/32, poziom detali i ich ilość jest naprawdę imponująca – poducha pilota czy chłodnice (dwie ze względu na różnice dla poszczególnych egzemplarzy) robią naprawdę świetne wrażenie.
Nie inaczej jest z mniejszymi elementami – detale na nich są bardzo ostre. Przy okazji widać, jak cienkie są krawędzie spływu steru wysokości czy lotek.
Wewnątrz kadłuba jest naprawdę tłoczno. Nie zapomniano nawet o imitacji pocisków do przedniego zsynchronizowanego karabinu Spandau.
Jeśli o karabinach mowa, to są one dostępne w dwóch wersjach: uproszczonej oraz z chłodnicą wykonaną z blaszki fototrawionej. Jeśli chcemy wykorzystać tę ostatnią, dostajemy nawet element, na którym owe chłodnice mamy zwinąć, aby bez problemu osiągnąć pożądaną średnicę.
Same karabiny Spandau i Parabellum wyglądają naprawdę dobrze i również tutaj wzięto pod uwagę niuanse w wersjach samolotów i ich uzbrojenia.
Można oczywiście znaleźć jeszcze lepsze ich imitacje, co pokazuje Master na przykładzie recenzowanych przeze mnie karabinów.
Jeśli o detalach mowa to są takie, które naprawdę robią robotę:
Jak również takie, które łapią za serduszko:
Pluszowy misiek nie jest akurat elementem, który mamy wykorzystać w tym modelu. Pochodzi on z ramki, którą oznaczono jako German Accessories i jest ona wspólna dla wielu modeli samolotów dwumiejscowych. Znajdziemy na niej śmigła, drabiny, pistolety sygnałowe, klatkę na gołębia, apteczkę, radiostacje czy też aparaty fotograficzne w różnych wersjach.
Taki bonus, który sprawia że zaczynamy rozumieć, dlaczego te modele są takie świetne i chcemy więcej…
Wystarczy spojrzeć też na opony:
W zestawie dostajemy również bomby i aparaty oddechowe, których finezja jest powalająca:
O takich elementach jak skrzydła i imitacja płóciennego, drewnianego i metalowego poszycia, można napisać tylko superlatywy.
W przypadku Hannovera CL.II jednostką napędową był silnik Argus As.III, który zajmuje całą ramkę. Podobnie jak w przypadku karabinów zrobiono ukłon w stronę mniej wymagających modelarzy i cylindry silnika dostępne są w dwóch wersjach – z odlanymi popychaczami zaworów:
…oraz bez nich:
Dzięki temu sami możemy ów silnik zdetalować tak bardzo jak tylko chcemy. Silniki mają również odlane imitacje sprężyn zaworów oraz świece zapłonowe. Gdybym miał mówić o jakimś słabszym elemencie tej miniatury, to byłby to silnik właśnie. Absolutnie nie twierdzę, że jest kiepski – to naprawdę udana imitacja. Chodzi mi jedynie o to, że jest to podzespół, który pozostawia najwięcej możliwości ulepszeń. A sama jednostka napędowa to tak naprawdę model w modelu, choć zapewne nie tak genialnie zdetalowany jak silniki i podzespoły od Taurus Models.
Śmigła też sprawiają bardzo dobre wrażenie, zarówno pod względem kształtu jak i samych detali mocowań. Jak już wspominałem wcześniej, zadbano o to, aby każdy z prezentowanych egzemplarzy był jak najbardziej poprawny. Dostajemy zatem śmigła 3 producentów: Niendorf, Germania i Reschke. W sumie w pudełku znajdziemy ich aż 7, więc jest na czym ćwiczyć malowanie (przy czym pozostałe 4 znajdują się na ramce z akcesoriami i nie pasują do tego samolotu).
Blaszka jest bardzo skromna i znajdziemy w niej przede wszystkim chłodnice karabinów, pasy oraz element chłodnicy. Jak wspominałem wcześniej, nie oznacza to jakichkolwiek uproszczeń czy braków – producent większość detali odwzorował jako elementy wtryskowe bez straty jakości.
Na koniec: kalkomanie. Wystarczyłoby napisać, że drukował je Cartograf i będziemy mieli obraz sytuacji. Jednak wymagają one nieco szerszego omówienia. Dostajemy tu aż 3 wielkie (format A4) arkusze. Pierwszy z nich to fenomenalnie wydrukowany i genialnie narysowane elementy przynależności państwowej, godła, napisy eksploatacyjne czy loga producentów śmigieł.
Kolejne dwa arkusze to lozenga – czyli drukowane płótno (czasami malowane), którym pokrywano niemieckie samoloty w czasie Wielkiej Wojny. Na temat owego sposobu maskowania samolotów można by spokojnie napisać solidną pracę doktorską, więc nie mam zamiaru zagłębiać się w technikalia. Na owych dwóch arkuszach dostajemy zatem pełne 4- i 5-kolorowe fragmenty do pokrycia powierzchni sterowych i skrzydeł płatowca.
Brakuje mi natomiast masek, wzoru czy choćby wskazówki jak poprawnie namalować ów wzór na kadłubie – mamy natomiast opis w instrukcji. Hannovery przedstawione w zestawie (z wyjątkiem jednego) maskowano w ten sposób, iż drukowanym płótnem kryto skrzydła i powierzchnie sterowe (z wyjątkiem malowanego centropłata, który jest przedstawiony na kalkach), natomiast kadłub był malowany we wzór maskujący ręcznie, a następnie zawerniksowany ciemnym zielonym, czarnym, niebieskim itd. w celu stonowania dość krzykliwego wzoru. Odtwarzanie lozengi, powierzchni płóciennych i drewnianych można sobie ułatwić używając recenzowanych już przez mnie kalkomanii Aviattica.
W pudełku dostajemy 8 wersji malowania. Niektóre różnią się na tyle nieznacznie, że oznaczono je np. A1 i A2. Wybór jest moim zdaniem naprawdę świetny. I nadal trudno jest mi się zdecydować, które z zaproponowanych schematów podoba mi się najbardziej.
Wypadałoby jakoś podsumować to, co napisałem. Jeśli do samolotów z materiałów ekologicznych pospinanych plątaniną naciągów pałacie miłością równie wielką co ja, a nie mieliście styczności z modelami Wingnut Wings – jest to coś, co zmieni wasze życie na zawsze. Jeśli mieliście już z nimi styczność, zapewne nie musieliście czytać tego, co tu napisałem, bo wiecie już wszystko…
Cóż, ja wracam do jaskini napawać się zapachem i wyglądem pudełka z Nowej Zelandii… Maj preszysssssssss czy coś.
Filip “Xmald” Rząsa