1/35 Grant Mk.I
Budowa Cz.1
MiniArt – 35217
Wstęp
Model Granta opisałem już jakiś czas temu, a w zasadzie zaraz po napisaniu recenzji zacząłem drania montować. Mamy koniec roku, a końca budowy nie widać. Powodów jest kilka; wpierw, rzecz jasna, warto wymienić własne (moje) lenistwo, brak czasu, braki kondycyjne i tym podobne. A poza tym – ten model ma jednak ogromnie (okropecznie) dużo małych kawałków, które trzeba powycinać, oszlifować i posklejać. Teraz, gdy mam za sobą mniej więcej połowę prac (no w każdym razie na pewno więcej niż 1/3) montażowych, mogę stwierdzić dwie rzeczy:
1) to jest idealny zestaw na dzieło życia,
2) nie lubię dzieł życia i to będzie raczej na pewno jedyny model z kompletnym wnętrzem w moim wykonaniu (znaczy twierdzę tak teraz pod koniec 2019 roku).
Tyle narzekań, teraz konkrety. Zestaw jest, jak pisałem, rozbudowany. Siłą rzeczy relacja z budowy byłaby również mocno rozbudowana, jeśli miałaby przedstawiać ową budowę w całości. Więc z przyczyn ergonomiczno-technicznych podzielić ją chcę na kilka etapów. Dzisiaj pierwszy – budowa wnętrza kadłuba. W kolejce jest wieża, malowanie wnętrz, układ jezdny i reszta modelu, i na koniec malowanie całości. Sporo jak na jeden niewielki w sumie czołg.
Zanim zacznę jeszcze parę słów o samym modelu. Znaczy o montażu modelu. Jeśli chcielibyście się zabrać za klejenie, miejcie na uwadze parę rzeczy:
-
-
-
- model jest co prawda bardzo ładnie zaprojektowany, ale nie do końca idzie to w parze z wykonaniem. Na częściach zdarzają się dość przykre szwy, których usuwanie wydłuża czas budowy,
- wycinanie i obrabianie mrowia malutkich elementów także wydłuża czas budowy,
- przy klejeniu kadłuba należy BEZWZGLĘDNIE pasować jak najwięcej części naraz, przewidując ich umiejscowienie i starając się czynić jak najmniej błędów, co – tak dla odmiany – wydłuża czas budowy,
- plastik użyty do produkcji ramek jest kruchy, drobne elementy lubią pękać przy wycinaniu, więc należy działać bardzo ostrożnie (co też czasu budowy nie skraca),
- składając ten cholerny model ma się wielką satysfakcję z składania tego cholernego modelu.
-
-
I to tyle. Koniec smętnego pierniczenia, do roboty.
Kadłub
Wannę kadłuba przyjdzie nam sklejać z ładnych kilku kawałków. Taka dzisiaj moda, bo i większość producentów tak robi (podejrzewam, że płaskie formy są i tańsze, i łatwiejsze do wykonania niż bardziej przestrzenne). Instrukcja zaleca oklejenie ścian i dna wanny parunastoma zespołami. Ja bałem się, że po ozdobieniu ścianek dziesiątkami elementów nie dam rady ich poskładać w całość. Pewnie kwestia przyzwyczajenia. Warto nadmienić też, że trzeba cały czas kontrolować pasowanie części. Przy takiej ich liczbie każdy błąd będzie się sumował w późniejszych etapach.
Zacząłem od poklejenia podłogi, do której dokleiłem boczne ściany, które z kolei ustabilizowane zostały osłoną przekładni i ścianą ogniową. Osłonę przekładni składamy z trzech kawałków, miejsca ich łączeń warto dopieścić szpachlówką. Pojawia się tam może nie szpara, ale brzydko wyglądające łączenie.
Ok, mamy wannę, to możemy ją napełnić. Na sam początek skrzynia biegów, wał napędowy, pedały i dźwignie (te platformy, tak po prawdzie wkleiłem je dużo później, ale można z powodzeniem już teraz) i jeden z wielu w tym wozie magazynów amunicji.
Transmisję napędu i skrzynię biegów powinno się wkleić na początek (pamiętając o tej dziwacznej dźwigni w podłodze – nie mam bladego pojęcia co to mogłoby być ani tym bardziej jak się nazywa). A potem osłonę wału. Przyznam, że włazi toto bez większych problemów na miejsce.
Kłopoty może sprawić magazyn pocisków – przy sklejonej wannie dość ciężko włazi na miejsce i trzeba go troszkę podszlifować. Nic strasznego.
Teraz możemy dać się ponieść szaleństwu. No dobra, ja się dałem ponieść – poinstalowałem we wnętrzu praktycznie wszystko, co się dało, aż po krawędź wanny. Lubię malować modele w całości, zresztą przymierzyłem sobie (jak to się mówi: poza kamerą) górę kadłuba i z grubsza wiedziałem, co będzie widać, a czego nie. Tak więc, dojechałem do tego miejsca…
…i po namyśle dokleiłem jeszcze sponsony. A co sobie miałem żałować. No, z rozpędu do owych sponsonów rzecz jasna musiałem parę rzeczy dołożyć, żeby puste nie były. Kadłub zaczął robić się ciężkawy, a dalej to nie wygląda jak Grant!
Ostatnie zdjęcie przedstawia prawie kompletny przedział silnikowy. Więcej części przed montażem silnika lepiej nie wklejać. Wbrew pozorom jest tu dość ciasno.
Przy okazji warto zadbać o wywiercenie otworów w dyszach instalacji przeciwpożarowej. Jest to łatwe, tylko trzeba uważać, żeby tego ustrojstwa zanadto nie połamać. Przyznam się, że w tym momencie przekonałem się, iż plastik użyty przez producenta jest jednak dość kruchy.
Silnik
A skoro o silniku mowa. Przyznam, że producent stanął na wysokości zadania. Przy inspekcji pudła rzuciło mi się do łba, że mógłby stanowić zestaw sam w sobie. MiniArt, jak się okazało, też doszedł to takiego wniosku. Markieting is izi!
1/35 Continental R975 Engine
MiniArt – 35321
Porzuciłem więc na jakiś czas kadłub i zabrałem się za gwiazdowego potwora.
No i tu zaczynają się schody. Jedną z bardziej rzucających się na ramkach „silnikowych” części (poza samą gwiazdą silnika, rzecz jasna) jest pierścień z popychaczami. Przyczepiony do owej ramki dziesiątkami łączników, które trzeba delikatnie odciąć, skrócić i wyszlifować, przy okazji nie demolując delikatnego elementu. Finalnie część oczyściłem za pomocą zestawu narzędzi profesjonalnych – nożyka i kawałka papieru ściernego. Frustracji było co niemiara, ale wspominam te chwile z nieustającym rozrzewnieniem. Szczególnie, że po parunastu minutach wytężonej pracy osiągnąłem coś w rodzaju sukcesu.
Podobna sytuacja występuje w przypadku wiatraka. Chociaż tutaj problem jest daleko mniejszy.
Potem już jest z górki – ozdabiamy gwiazdę dużą ilością ślicznych elementów, w wyniku czego owa gwiazda jest prawie niewidoczna. Nie szkodzi, w modelu silnika prawie nie widać.
Przy okazji – można tu zobrazować dość istotny feler całego zestawu. Otóż większość części, które mają mieć okrągły przekrój, w rzeczywistości jest lekko jajowata. Ciężko się tego paskudnego efektu pozbyć, niektóre elementy trzeba by zrobić od podstaw. Poniżej fotogram obrazujący problem. Niby nic, ale niesmak pozostaje, prawda? Szczególnie, że w przypadku silnika akurat te jajowatości będą wcale dobrze widoczne.
Zmontowany silnik robi jednak naprawdę duże wrażenie!
A jak wepchnąć ów silnik na miejsce? A już piszę. Otóż… uwaga… najpierw wpychamy silnik na miejsce. Delikatnie i ostrożnie.
Potem, mając naszykowane przewody powietrzne i skrzynki filtrów (chyba), montujemy owe skrzynki…
… a potem same przewody. W środku zrobiło się gęsto!
Potem zakrywamy całość tylną ścianą kadłuba i dokładamy resztę przewodów. Dzięki temu silnika nie widać, chyba że pomalujemy go na pomarańczowo albo różowo, zamiast na czarno. Do wklejenia zostają trzy (3) przewody i dwie dysze gaśnic, które zamontuję po pomalowaniu.
Kadłub – część górna
Wracamy do kadłuba. Większość zabawy jaka została, to armata i konstrukcja nadbudówki z kilkoma skrzyniami, którymi należy obładować boczne sponsony. Zacznę od armaty. Kolejny bardzo szczegółowy detal. Tutaj w zasadzie jakikolwiek komentarz jest zbędny. Ot, postępujemy dokładnie według instrukcji, składając armatkę jak klocki. Małe klocki, które trzeba montować pęsetą. Luz i normalka, co nie? Sekwencja zdjęć poniżej chyba wystarczająco ilustruje cały proces.
No to jedziemy dalej. Ściany nadbudówki są bardziej niż proste, montujemy na nich tylko kilka elementów. W bocznych ściankach trzeba wywiercić otwory pod poręcze – nie dziwota, że warto je potem od wewnątrz zaślepić.
Przednia ściana jest całkiem obficie oklejona różnościami. Żal budzi tablica przyrządów – poszczególne instrumenty są zamarkowane za pomocą kółek. Żadna kalkomania nie jest na nie przewidziana. Kiszka. Może Yahu kiedyś?
W ową ścianę wmontować trzeba także sprzężone Browningi (bardzo ładne, notabene). Lepiej ich nie wklejać od razu – muszą się zgrać z dźwignią służącą do ich podnoszenia, którą trzeba wkleić w podłogę. Całe szczęście ten element siedzi na swoim miejscu bardzo dobrze, nawet bez użycia kleju.
Strop to tylko kilka części.
Co prawda model buduję w konwencji „out of the box”, ale nie mogłem oprzeć się małej modyfikacji. Otóż na ścianie ogniowej jest zamocowany kanister na paliwo. Ten zestawowy urąga poczuciu estetyki. Podmieniłem go więc na jeden z nowszych wypustów MiniArtu – ten po lewej. Od razu lepiej.
Pozostało dorobić paski mocujące. Prosta robota, jako materiału użyłem kawałka papieru z instrukcji. Niech żyje zero waste!
Sensowności całej zabawy raczej nie trzeba tłumaczyć…
Zanim poskładamy ściany czołgu, trzeba pomocować jeszcze parę rzeczy. Ich montaż także nie wymaga komentarza – to w zasadzie pudełka. W kilku miejscach trzeba było ciapnąć minimalne ilości szpachlówki. Jest to argument dla tych, którzy szpachlować nie lubią i dzięki temu będą mogli spokojnie sięgnąć po inny model Granta (tak jakby poza Takomem był sensowny wybór, he he he).
Wewnątrz przedziału bojowego też już robi się ciasno!
Tutaj zamocowany fotel kierowcy (nawiasem mówiąc, wygodnie chłop nie miał siedząc okrakiem na osłonie skrzyni biegów) i wspomniana przeze mnie dźwignia do karabinów.
Potem czas na pierścień osłaniający kosz wieży.
I w zasadzie zaczynamy składać kadłub zusammen do kupy.
Oczywiście nie można zapomnieć o armacie. Dzięki niej już zatłoczone wnętrze staje się zatłoczone jeszcze bardziej!
Żeby kadłub zaczął ładniej wyglądać, czasowo zamontowałem też charakterystyczne dla amerykańskich wozów błotniki.
A potem resztę ścian…
…które to finalnie przykryłem stropem. Teraz można już się dopatrzeć charakterystycznej sylwetki wozu. Widoczne tu i ówdzie szpary są winą tego, że do zdjęć części pokleiłem na kropelki cyjanoakrylu albo po prostu włożyłem na miejsce. Po pomalowaniu i ostatecznym montażu nie będzie ich widać (znaczy taką mam nadzieję, trzymajcie kciuki!).
Zamiast konkluzji
W zasadzie tyle na dzisiaj – notka i tak mi się niebezpiecznie rozdęła. Wy zamiast czytać głupoty wracajcie do klejenia modeli. Ja wracam do składania wieży i malowania kadłuba. O czym nie omieszkam niedługo zaraportować.
Michał Błachuta
podziwiam że ktoś umie pomalować wnętrze po sklejeniu w całość. ja to bym musiał każą pierdołę osobno i dopiero potem wklejanie na gotowe
A kiedy doczekamy sie czesci II :D?
Jestem w trakcie malowania i klejenia wieży. Mam więc nadzieję że niedługo 🙂
ekhm. Tak tylko przypominamy.
Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie…
Leży gad odłogiem na razie. W trakcie jest malowanie wnętrza kadłuba – czeka w sumie na natchnienie.
Nie wiem jak inni ale ja niecierpliwie ciągle czekam na kontynuację 😀