1/72 Jak-1M
MIKRO 72
ZTS Plastyk – S-02
Dzisiaj mała podróż sentymentalna. Sentyment to te ckliwe wspominki za wspaniałymi czasami, kiedy schody były niższe, ludzie głośniej mówili, a dziewczyny się uśmiechały. Modele plastikowe, nieliczne dostępne, kupione w kiosku, przynosiło się do domu, sklejało w dwie-trzy godziny, po czym kolorowało plakatówkami lub Wilbrami. I jedną z bardziej popularnych ofiar tego procederu był Jak-1M z ZTS Plastyk.
#gimbynieznajo. I całe ich szczęście. Niemniej jednak, na fali popularności (w gruncie rzeczy zasłużonej) nowego Jaka-1 z Arma Hobby, postanowiłem przypomnieć ten antyczny owoc rodzimej myśli technicznej. Pudełko owe nabyłem drogą wymiany towarowo-pieniężnej podczas jednej z edycji comiesięcznej Śląskiej giełdy modelarskiej. Piszę o pudełku, gdyż sam plastik to już raczej nie jest edycja z lat osiemdziesiątych, bo tak datowane jest omawiane tutaj wydanie (na rynek trafiło w roku 81). To jednak jest mniej istotne. Ważne, że cały komplet doskonale oddaje ducha swoich czasów. Pudełko niewielkie, dość schludne, choć obrazek na nim urody umiarkowanej. Nawiasem mówiąc, nie od razu to spostrzegłem, ale…
Wracając jednak do pudełka zestawu z serii Mikro 72 – widać, że pruszkowski producent miał dalekosiężne plany zawojowania tym zestawem wielu rynków imperialistycznych…
…promując przy okazji pozostałe wykwity swojej produkcji
W podobny sposób przedstawiona jest informacja o możliwych do zbudowania wariantach zawartej w pudełku miniatury
Wewnątrz zupełnie typowo i ani trochę archaicznie – instrukcja, plastik, kalkomanie. Oryginalnie w komplecie była jeszcze fiolka z klejem (zazwyczaj zaschniętym)
No i jest oczywiście metka, z informacjami o zestawie, roku produkcji, chodzie wtryskarki i takietam…
Schemat montażu całkiem nowoczesny, choć wydrukowany w formie mocno niepraktycznej
Ponownie mamy opis prac i zabiegów w kilku językach. Kolejne ilustracje są przejrzyste i w czytelny sposób prowadzą po etapach budowy. Przy okazji znajdziemy tu również imitację tablicy przyrządów – w naszych czasach rzecz plasowaną raczej na arkuszu kalkomanii
Budowniczego tej miniatury czekają również wybory oraz idące za nimi czasem istotne ingerencje w zestaw
Na koniec wreszcie to, co najważniejsze, czyli operacja śmigiełko
O ile montaż przestawiony jest zupełnie sprawnie, to malowanie jest już festiwalem nieczytelności
No i wreszcie plastik. Elementy tego niezbyt skomplikowanego jednak zestawu umieszczone są w dwóch ramkach. Do tego mamy niewielką wypraskę z oszkleniem
Zestaw uzupełnia nieduży arkusz kalkomanii – przygotowany przyzwoicie, choć pozbawiony jakichkolwiek bardziej wymagających szczegółów. No i niewątpliwie potencjalnym kłopotem jest umieszczony mocno na wyrost margines bezbarwnej kliszy
Jak wspomniałem na początku, ramki to prawdopodobnie już nie wiekowa produkcja, a produkcja z wiekowych form. Świadczyć o tym może jakość powierzchni i detali, wszechobecne nadlewki i inne ułomności. Nie zmienia to jednak w znaczącym stopniu jakości tego modelu. Części są bowiem nie bardziej toporne, niż były kilka dekad temu. Linie podziału i detale nadal są zaznaczone wypukłościami. Tutaj już z tendencjami do zanikania. W oryginalny sposób podkreślona jest też faktura powierzchni krytych w prawdziwym samolocie szmatą
Tak zwane detale również nie grzeszą subtelnością. I nawet gdyby nie zdobiły ich nadlewki, wciąż można by powiedzieć o nich wiele, ale nie, że są finezyjne
Nie najgorsze jest szkiełko – bez zniekształceń, nawet niezbyt grube. A za marną jakość powierzchni odpowiada raczej zużycie form
Bo formy są zużyte. Intensywną eksploatacją aż do dzisiaj. Tak, ten chłam jest tłuczony również w naszych czasach i trafia do pudełek okraszonych łudząco nieobrzydliwymi boxartami
Nieobrzydliwe są również instrukcje montażu
Patrząc w nią, można by pomyśleć, że miniatura, którą opisuję, ma jakieś detale…
…choć to wciąż ten sam plastikowy szmelc. Nawet z klejem w komplecie
Jedyne, co można zaliczyć na plus, to schematy malowania i kalkomanie. Choć z tymi ostatnimi bywa różnie. Czasem pudełka Mistarcraft/Mastercraft zawierają niezłe kalkomanie z modelem gratis (koszmarnym, bo koszmarnym, ale jednak), ale czasem, jak tutaj, nalepki są bardziej dopasowane jakością do plastiku…
…choć na plus zaliczyć można obecność napisów eksploatacyjnych, kalkomanię z tablicą przyrządów (w miejsce papierka wycinanego z arkusza instrukcji montażu) czy imitacje pasów
Ogólnie jednak wciąż jest to takie samo zło, którego sprzedaż powinna być karalna, a kupowanie jest karą samą w sobie. Szczególnie, że miniatury Jaków w tej skali i tej wersji są już na rynku inne. I lepsze – tak Brengun, jak i wreszcie Arma. I do tej ostatniej – jako kolejnego owocu panlechickiej myśli technicznej, na koniec porównam jeszcze omawiany tutaj zestaw
Płat, jak widać, bez mała identyczny. Jeśli o obrys chodzi, bo detali to jednak nie ma co porównywać. Nieco więcej różnic pojawia się w przypadku kadłuba- a osobliwie jego ogona. Ponownie po sylwetce patrząc, bo różnice w wieku tych zestawów, na poziomie detali, widać aż nazbyt dobrze
Najgorsze jest jednak to, że ten – na swoje czasy może i nie taki zły, a na pewno sklejalny – zestaw z Pruszkowa nadal mami z półek sklepowych, a w konsekwencji odstrasza od modelarstwa.
KFS
P.S. Jeśli podobają się Ci się moje artykuły i chciałbyś wesprzeć ich powstawanie, możesz kupić mi czarną paktrę, albo lepiej czarną kawę, w serwisie buycofee.to
P.S.’ Przy okazji uwadze polecam artykuł, który przygotował Marek Cieliczko, a który prezentuje jedyne chyba sensowne podejście do tego retromodelu. Czy też retrocrapu..
Plastyk jeszcze długo będzie gościł na półkach sklepów i równie długo będzie się sprzedawał. Głównie dzięki cenie. Kupować go będą dzieci ze skromnym kieszonkowym, rodzice, szukający swojej pociesze czegoś taniego na początek (łoś, czy inny jak + klej z pędzelkiem wamodu). Nie zdziwię się, jeśli prędzej szlag trafi formy niż sklepy zrezygnują ze sprzedaży.
Swoją drogą, nie wiedziałem, że Mistercraft i plastyk to to samo (jeśli dobrze rozumiem)
Firmy różne, wypraski te same.
Paweł, istotnie. Jednak takie wybory powodują marnotrawstwo talentu, zapewne jeszcze ukrytego. Będzie to pewnie raptem jakiś ułamek lepiących dzieciaków. No bo jak wrócić do modelowania po czymś takim. Za “naszych czasów” nie za bardzo był wybór, wracaliśmy, pogniewani, nadąsani “bo nie chce się przylepić…” ulepieni klejem po łokcie ale wracaliśmy. Wybór mieli jedynie ci, co za żelazną kurtyną mieli kogoś, zazwyczaj z rodziny lub/i from tajm tu tajm coś z rzuconego Plasticarda do czujczynu, którego jakość też była/jest dyskusyjna.
I po raz kolejny masz rację … cyt.: “Nie zdziwię się, jeśli prędzej szlag trafi formy niż sklepy zrezygnują ze sprzedaży.”
U mnie w szafce z pamiątkami Obok Avengera 1/72 z Novo, Spitfire Mk V z Airfixa 1/72 na blistrze, rok wydania 1973, leży Ił-2m3 oraz RWD-5/5bis nazywany przez wszystkich kolegów z podwórka EsPeAJU …
(Przepraszam za biedy (pisane z telefonu komorkowego) poprawilem kilka literowek/wyrazow…)
Mysle ze w calym tym opisie zabraklo jednego kluczowego slowa ‚vintage’.
Modele sprzed 1989r. do tej kategorii wlasnie naleza.h Byly one opracowywane klasycznie bez oprogramowania CAD (choc bycmoze miala to juz Hasegawa?), takwiec porownywanie ich ze wspolczesnymi modelami opracowywanymi cyfrowo/graficznie nie bardzo ma sens(!).
Dla jasnosci podam przyklad ze swiata motoryzacji.
Jak porownac FSO 1500 czy Fiata 126P z 1977r. ze wspolczesnymi maszynami producentow takich jak FIAT, SEAT a moze PORSCHE czy SUBARU??
Jakich kolwiek parametrow nie uzyjesz (szybkosc? przyspieszenie? spalanie?) to te klasyki zawsze wypadna beznadziejnie.
Model ZTS PLASTYK czy tez wspolczesna jego odslona wydana przez Mistercraft’a to wypraska z minionej epoki. Beda z niej zadowoleni milosnicy modeli vintage ktorzy wiedza jak ja skorygowac i dopiescic.
Poza tym producenci tacy jak Eastern Express (formy NOVO/FROG) czy nawet sam REVELL (swoje wlasne) produkuja calkiem sporo modeli vintage i jakos sie im to oplaca.
Mysle ze w zalewie nowoczesnosci milo jest czasem zobaczyc dobrze zrobiony model vintage, tak jak osobiscie chetnie przejechalbym sie pieknie odrestaurowanym FSO 1500😎
No więc właśnie w tym rzecz, że na rynku wciąż istnieje ‘współczesna odsłona’ tego modelu, która w naszych czasach jest gniotem. To tak, jak by w salonach samochodowych oferowano dziś FSO 1500. to, że ślinili się do niego ludzie w latach osiemdziesiątych, nie sprawiałoby, ze byłby to samochód dobry i wart kupna. zresztą miniatura jaka, jak na swoje czasy też była mocno przeciętnym zestawem, w porównaniu z modelami powstającymi tak na zgniłym zachodzi, jak i w demoludach. Gdyby ten model pozostał wspomnieniem z lat osiemdziesiątych, można by pisać o nim z należnym mu sentymentem. w sytuacji gdy straszy z pólek sklepowych do dzisiaj, nie widzę niczego zdrożnego w przykładaniu do niego miary dzisiejszych standardów, a to czyni go pułapką na naiwnych i odstraszaczem od modelarstwa
Gniotem to są pańskie wypociny w tym artykule. Nasz model jest o wiele lepszy w porównaniu do modeli tego samolotu innych producentów z tamtych czasów. Pisze Pan, jakby Pan od razu sklejał tylko modele firmy Tamiya. Poza tym jest wielu modelarzy, którzy z tego “gniota” potrafią coś wypieścić. Po pańskiej opinii, śmiem twierdzić, że Pan umie tylko sklejać. 😂
Robert, a miałeś w ręku współczesną edycję Plastyka? Jedyne co w nim zmieniono to podział płata (niekoniecznie to wyszło na lepsze). KFS pisząc “gniot” miał na myśli koszmarnie wyeksploatowane formy, a co za tym idzie zjechaną powierzchnię, kiepskie spasowanie, osłonę kabiny, której daleko do przeźroczystości, kalkomanie, które są loterią . No i rozwarstwiający się plastik robiony chyba z jakichś odpadów.
Jak się upoluje edycję z lat 80-tych z białego plastiku, to jeszcze da się coś z tego zrobić, ale to nie ona leży w hipermarketach tylko ten potworek z szarego plastiku. Jak moja córka oznajmiła, że “też chce skleić samolot”, to wołałem jej kupić prostego “starwarsa” z Revella niż skazywać na mękę ze współczesnym Plastykiem. Jak siostrzeniec zażyczył sobie model pod choinkę, to poleciłem Tamiyę, bo wiem, że się nie zniechęci na starcie.
To, że na rynku jest dostępny np Mercedes, czy choćby Toyota nie zmienia faktu, że wielu z powodu jego ceny, zakupu produktu nie dokona.
Mamy wolny rynek i jak widać w przypadku w/w Jaka z Plastyka jest i popyt, jest i podaż.
Moim zdaniem dyskusja, jest bezcelowa.
a to, że ludzie są gównozjadami, i liczy się dla nich cena a nie jakość to zupełnie osobna historia. nadal to jednak nie zmienia faktu, że opisywany wyżej zestaw jest beznadziejnym gniotem
Panie Kamilu. Nie wrzucajmy wszystkich do jednego worka. Nie wszyscy sa jak Pan to brzydko ujal g….zjadami. Tym pogardliwym okresleniem oficerowie bolszewickiego GRU okreslali tzw. pozytecznych idiotow. Lubie czytac artykuly zamieszczane na tym portalu, ale jak jeden drugiego zaczyna obrzucac lajnem to juz niefajnie.
Z chęcią poznam zatem jakieś inne określenie na ludzi przedkładających produkty tanie nad dobre.
Bardzo fajna podróż sentymentalna, liczę na więcej takich 🙂
Odkryłem ten portal niedawno i intensywnie go rozczytuję. Jest super i można mieć tylko jedno zastrzeżenie. Mało! ;-). Ale do rzeczy.
Całkowicie zgadzam się z autorem recenzji. Gniot trzeba nazwać gniotem i tyle. Porównywanie do samochodów i różnic między Fiatem a Porsche przy produkcie wartym mniej niż paczka papierosów jest nadużyciem. Za niecała drugą paczkę papierosów można już nabyć przyzwoite zestawy Revella (dostępne w sklepach dla dzieci) czy jak ktoś lubi vintage to Hasegawy z lat 80-tych (na Aledrogo nawet od 20 złotych). Dzieci one nie wystraszą, a twierdzenie, że liczy się tylko cena modelu przy ogólnych kosztach naszego hobby to przesada. Jeśli ktoś dla oszczędności 8-10 zł świadomie kupuje dziecku chłam trudno nie nazywać go koprofagiem, szczególnie w dobie 500+. Z takich modeli jest więcej strat niż pożytku, bo tych co realnie nie stać na te kilka złotych można policzyć na palcach, a tych co się trwale zniechęcą, będzie o rzędy wielkości więcej. Idąc dalej “po taniości” można promować reaktywację zaschniętych farb chemią z kosmetyczki matki i robienie aerografu z długopisu i pompki do roweru, jako polski wkład w rozwój modelarstwa.
Mam wrażenie, że obrona tego produktu ma podłoże ideologiczne. KFS pisząc nieco lekceważąco o “panlechickiej myśli technicznej” prowokuje niektórych patriotycznie nastawionych czytelników portalu, którzy będą bronić Mistercrafta jak Westerplatte nie wchodząc w szczegóły merytoryczne. Będą przekonywać, że da się z tego plastiku coś wypieścić zapominając, że owszem, ale potrzebne do tego jest kilkuletnie doświadczenie i warsztat warty więcej niż przychody z rocznej produkcji tego modelu. Niestety nie wszystko co polskie jest automatycznie dobre…
..nie lekceważąco. Piszę z przymrużeniem oka, bo wciąż piszę o ZABAWKACH. Zabawkach dla dorosłych ludzi, często naprawdę kosztownych, ale jak bardzo by nie zaklinać rzeczywistości, to są tylko zabawki, pochłaniacze wolnego czasu i środków płatniczych.
Nawiasem mówiąc, jest zaiste paradne, że w tym samym środowisku, w którym odbywają się sądy kapturowe nad producentami miniatur, za niedostrzegalne (a niejednokrotnie wyimaginowane) niedociągnięcia w detalach modeli, takie wykwity średniowiecznej inżynierii, jak omawiany wyżej zestaw, bronione są jak godność siostry..
..i jeszcze jedno – jakie mało?!? bez mała półtora tysiąca wpisów!
mało… to kropla w morzu potrzeb. Portal się dopiero rozpędza, więc pogadamy za 15 lat.
Narazie z wpisami jest na poziomie opisywanej wyżej miniatury.
Też piszę z przymróżeniem oka.
Pozdrawiam Pana Panie KFS oraz Pana cięty język na innych forach modelarskich 🙂
Tak czytam te wszystkie recenzje w poszukiwaniu cennych wskazówek z czym się je midelarstwo i trafiając na tą recenzje, zastanawiam się kim są te osoby piszące, że pan to tylko “sklejacz”? Zaczynam swoją przygodę z lepieniem i może nie na przykładzie panlechickiej technologii, ale na tej od naszych południowych sąsiadów z przełomu lat 70/80, na wygrzebanym z pawlacza antykiem lat młodości mojego ojca. I powiem tak, model KP Avii C-2 to idealny egzenplarz żeby uczyć się i eksperymentować z roznymi technikami klejenia, szpachlowania i malowania. Ni mnie, ni więcej. Więc z recenzją się zgadzam i lepiej dołożyć parę złotych, albo poszperać na olx znaleźć jakieś dobre modele, np. pzl P7a z Army i cieszyć się “klejeniem” , niż zarzynać się na takim trupie. Pozdrawiam serdecznie, bo strona idealna dla każdego modelarza.
Ludzie litości! Więcej luzu. Każdy z nas, sklejaczy, w wieku 40+ zbudował i Jaka i Łosia i Czaplę i modele KP. Skleił, pomalował jak umiał i z dumą postawił na półce. Teraz po 30 latach, chętnie obok wysmiewanego starocia postawię nowe cudeńka z Army czy IBG. Czy się pogryzą? Nie.
Ps.
Czekam na nową Czaplę, Jastrzębia itd. Pełna kolekcja polskiego września. Pięknie by było.
koncze wlasnie Plastykowego IŁ-2 w ramach powrotu do hobby i wprawki modelarskiej. Ja rozumiem, ze nowe formy wtryskowe to fortuna, a ZTS Plastyk obral droge, ktora nieuchronnie doprowadzi ich do upadku bo unikaja rozwoju, ale po tylu latach mogliby chociaz poprawic kalkomanie 🙂 Ja mam wrazenie, ze tam dzial projektowy to juz nie istnieje wcale, klepia to co jest i jak padnie to padnie…smutne to patrzac na Smery, KP i Zvezdy lub inne pokomunistyczne zaklady, ktore cos dalej robia do przodu
ZTS Plastyk i to co wyprawia Mistercraft, to temat rzeka. Ale powiem tak. Są wśród tych modeli takie, które nie dosyć, że da się poprawnie zbudować, to jeszcze można na nich nauczyć dziecko wielu umiejętności, typu szlifowanie, rzeźbienie, przerabianie, naprawianie itd… które są niezbędne w tym hobby. Tylko musi być przy dziecku rodzic-instruktor, który krok po kroku będzie mówił co dziecko ma robić. Jeśli dane dziecko interesuje się dłubaniem przy modelach, to nawet niesklejalny model go nie zniechęci, wręcz przeciwnie. Ja pamiętam jak pod nieobecność taty, który kazał czekać aż wróci z pracy, zacząłem sklejać P.11 czy Czaplę (nie pamiętam) i ponieważ nie szło mi klejem, skleiłem… lutwinicą ! (nadtapiając części na gorąco). Fajna jest Iskra, Łoś, RWD-5. Całkiem niezły SU-22 z Pantery. A najfajniejsza jest P.11 z PZW Siedlce.