1/48 Nakajima A2N3
BUDOWA
A.B.&K Hobby Kits – 4003
Zawartość pudełka z Nakajimą A2N3 z A.B.&K Hobby Kits zlustrował wcześniej Kamil, ja zaś postanowiłem przetestować nowy wypust w budowie. Pierwsze wrażenie po wyciągnięciu wszystkiego z folii było bardzo pozytywne.
Części nie było za wiele i nie rzuciło mi się w oczy nic, co musiałoby wzmóc moją czujność. Postanowiłem więc pracować zgodnie z kolejnością zaproponowaną w instrukcji. Zacząłem więc od kokpitu, wycinając jego podłogę. Zauważyłem, że raczej uproszczone pedały orczyka zostały odlane z nią w całości…
…i choć nie byłoby to specjalnie widoczne w ukończonym modelu, to nie powstrzymałem się od przeróbki. Posłużyłem się w tym celu gotowymi profilami polistyrenowymi, które odpowiednio przyciąłem i przykleiłem.
Następnie wyciąłem i obrobiłem pozostałe elementy kokpitu, jak również połówki kadłuba, w który tenże miał być wklejony.
Tak przygotowane pokryłem czarnym podkładem.
Na to poszła warstwa Mr.Color C8 ‘Silver’…
…i dopiero na takie podłoże natrysnąłem sugerowany w instrukcji kolor Mr.Color C57 ‘Metalic Blue Green’.
Efekt mnie zadowalał. Cieniutkim pędzelkiem namalowałem “srebrne” obicia w miejscach, w których najprawdopodobniej mogły wystąpić. Całość zabezpieczyłem błyszczącym lakierem, po wyschnięciu którego zaaplikowałem Panel Line Wash 1603 ‘Dark Sea Blue’ z Ammo MIG.
Krok następny to tablica przyrządów. Tak jak Kamil sugerował w recenzji zawartości pudełka, wszystkie zegary z kalkomanii wycinałem osobno i pojedynczo wklejałem w przygotowane w elemencie otworki.
Wyszło to bardzo przyzwoicie, bez żadnych problemów.
Teraz mogłem już poskładać kokpit w całość i wkleić w kadłub.
Po złożeniu połówek kadłuba okazało się, że nie przylegają one do siebie idealnie. Dlatego kleiłem odcinkami i w niektórych miejscach przez dłuższą chwilę mocno dociskałem, aby się połączyły.
Chwilę to trwało, ale generalnie się udało. Dokleiłem jeszcze górną partię przodu kadłuba.
Wszystkie łączenia po wstępnym oczyszczeniu wymagały zaszpachlowania klejem cyjanoakrylowym…
…który później zostanie przepolerowany… Ale! Przy tej czynności musiałem w szczególności pochylić się nad łączeniem “górnej pokrywy” z kadłubem. Niestety, producent nie oddzielił tego elementu zgodnie z podziałem blach, więc większość linii łączenia trzeba było zaszpachlować.
Teraz nastąpił żmudny proces szlifowania, polerowania i odtwarzania zatartych linii podziału blach. Są to pracochłonne czynności, niewdzięczne (dla mnie), ale i niezbędne. Bardzo przydatna jest do tego wełna stalowa. Idealnie poleruje się nią powierzchnie.
Kadłub na chwilę odstawiłem na bok i zająłem się makietą silnika. Zestawowy nie należy do zbyt wykwintnych, ale z pewnością niebawem któryś z producentów umożliwi podmienienie go na żywiczny.
Ja takowego nie posiadałem, więc w myśl starej zasady “jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma”, postanowiłem podrasować plastikową jednostkę napędową, dodając imitacje przewodów.
Nawierciłem też rury wydechowe…
…po czym złożyłem to w całość…
…i przystąpiłem do malowania. Na korpus silnika naniosłem czarny kolor bazowy, a później przetarłem go srebrnym “suchym” pędzlem. Rury wydechowe wykończyłem produktami AK-Interactive: metalizerami z serii True Metal i pigmentami, imitujących przepalony i rdzewiejący metal.
Następnie zająłem się osłoną silnika. Składa się ona z trzech części…
…które należy kleić na silniku, ponieważ w innym przypadku nie nałożymy później osłony na silnik.
Po doklejeniu trzeciego segmentu okazało się, że nie pasują do siebie idealnie, więc szpachlówka znowu poszła w ruch.
Łączenia elementów modelu były wykonane tam, gdzie w oryginale są nałożone wąskie nitowane “płyty” łączeniowe. W modelu musiałem je spiłować i wypolerować…
…i wykonać od nowa. Tym samym silnik był gotowy. Pomny własnych doświadczeń, doradzam, aby nie malować silnika przed doklejeniem osłon, tak jak zrobiłem to ja, lecz dopiero później – w trakcie prac efekty malarskie uległy uszkodzeniu i musiałem robić poprawki.
W międzyczasie skleiłem koła, składające się z dwóch połówek…
…które pasowały do siebie bardzo dobrze i po wyschnięciu kleju wystarczyło wypolerować spoinę.
Dolny płat jest odlany w całości, natomiast górny składa się z dwóch części. Postanowiłem zacząć od sklejenia właśnie tych dwóch elementów, aby spoina miała czas na wyschnięcie, a następnie przepolerowanie łączeń. Pamiętać trzeba o tym, aby wycinać części z ramek z małym naddatkiem i dopiero później delikatnie je zeszlifować. Spowodowane jest to tym, że plastik jest dość miękki i wycinając je zbyt blisko można uszkodzić dany element. Warto tutaj zaznaczyć, że krawędzie natarcia skrzydeł, sterów kierunku i wysokości są cienkie i bardzo delikatne. Nie potrzeba nic przerabiać, szlifować itp. Bardzo podoba mi się takie właśnie wykonanie tych elementów przez producenta.
W końcu nadszedł czas na połączenie dolnego płata z kadłubem.
W zasadzie było ono bezproblemowe, poza małym szpachlowaniem w przedniej części połączenia – w ruch znów poszły klej cyjanoakrylowy i wełna stalowa.
Kolejny etap klejenia był za mną.
Po obejrzeniu instrukcji składania podwozia i ustaleniu sposobu jego końcowego malowania, postanowiłem wykonać ten etap właśnie teraz.
Golenie należy kleić równocześnie z kołem, aby ustabilizować konstrukcję.
Wszystkie elementy są przyklejane na styk do kadłuba, bez żadnych otworków pozycjonujących. Trzeba wykazać trochę cierpliwości i dać poszczególnym spoinom stężeć, aby przyklejać następną część. Niemniej jednak nie jest to nic trudnego przy zachowaniu cierpliwości i uwagi. Po wyschnięciu cała konstrukcja była bardzo stabilna.
W zasadzie przed rozpoczęciem malowania pozostało mi tylko przygotowanie zastrzałów skrzydłowych i wklejenie imitacji luf karabinowych. Podmieniłem je z zestawowych (część nr 3) na przycięte przeze mnie cieniutkie rurki.
Teraz zaczął się etap malowania. Na pierwszy ogień poszły elementy, które według instrukcji mają być w kolorze czarnym błyszczącym (Mr.Color C2). Wykorzystałem go również jako podkład pod metalizer na powierzchniach, które w samolocie są metalowe. Chciałem bowiem uzyskać efekt połysku na powierzchniach, które w oryginale były metalowe, zaś fragmenty pokryte płótnem pomalowanym srebrzanką miały być matowe.
Matową czernią Mr.Color C33 natrysnąłem smugi na ugięciach płótna.
Matową bielą Mr.Color C62 podkreśliłem miejsca ułożenia płótna na elementach konstrukcyjnych skrzydeł.
Na tak przygotowany podkład naniosłem cienkimi warstwami metalizer AK478 ‘White Aluminium’ z palety Xtreme Metal w taki sposób, aby nie zakryć całkowicie symulacji efektu światłocieni. Uzyskany efekt mnie satysfakcjonował. Gdzie miało się błyszczeć to błyszczało, a gdzie miało być matowo – było 🙂 .
Dla pogłębienia efektu “płowienia” powierzchni, miejsca ułożenia płótna na elementach konstrukcyjnych zamaskowałem 1mm taśmą i całość w nieregularny sposób pokryłem ciemniejszym metalizerem Alclad ALC-119 ‘Airframe Aluminium’.
I tu również osiągnąłem to, czego oczekiwałem.
Teraz musiałem pomalować kolorem czerwonym oznaczenia szybkiej identyfikacji oraz znaki przynależności państwowej za pomocą samodzielnie wyciętych masek. Pozostało tylko zakryć powierzchnie, które miały pozostać srebrne.
A taki efekt ukazał się moim oczom po ściągnięciu taśm maskujących:
Żadne poprawki nie były konieczne, więc mogłem zabezpieczyć całość lakierem błyszczącym i nanieść kalkomanie. Z dwóch dostępnych wersji oznakowania wybrałem malowanie maszyny stacjonującej na lotniskowcu Ryujo w 1936 roku.
Gdy kalkomanie dobrze wyschły, zabezpieczyłem je kolejną warstwą błyszczącego lakieru. Teraz mogłem przystąpić do naniesienia washa. Użyłem do tego Panel Line Wash 1617 ‘Blue Black’ z Ammo MIG, który pozostawiłem tylko w liniach podziału kadłuba. Na skrzydłach ścierałem go zgodnie z kierunkiem opływu powietrza, aby powstały dodatkowe smugi, tworząc tym samym pierwsze ślady eksplotacji.
Następnie zamontowałem górny płat. Rozpocząłem ten etap od przyklejenia zastrzałów do dolnego skrzydła i do kadłuba.
Gdy zastrzały związały, zacząłem przyklejać górny płat. Tu, podobnie jak w przypadku podwozia, nie ma żadnych otworów pozycjonujących, które znacznie ułatwiłyby pracę, a tylko zaznaczone miejsca do klejenia na styk. Można się pokusić o wykonanie takiego mocowania samodzielnie lub męczyć się tak jak ja. Odbywało się to na zasadzie: jeden punkt połączenia, dobre jego wyschnięcie i dopiero następny, aż do przyklejenia wszystkich. Trochę to trwało, ale się udało.
Pozostało wykonanie naciągów. Na zdjęciach oryginału (których nie znalazłem za wiele) nie dopatrzyłem się wyraźnych “śrub rzymskich” czy innych mocowań, dlatego postanowiłem zrobić je na styk. Na skrzydłach i kadłubie modelu są zaznaczone miejsca ich mocowań. Użyłem do tego kleju cyjanoakrylowego i elastycznej nitki firmy Uschi van der Rosten.
Czynność była pracochłonna, ale nie jakoś specjalnie trudna.
Tym samym model był niemal gotowy. Pozostały drobne podmalówki metalizerem, poprawienie startego washa w liniach podziału, zawerniksowanie elementów “płóciennych” matowym lakierem – i można było robić galerię końcową.
Wrażenia ze sklejania: części bardzo delikatne, z dość dobrego, choć miękkiego tworzywa. Ślady po wypychaczach – praktycznie zagadnienie nie istnieje. Szwy łączenia form – minimalne. Pasowanie niektórych elementów wymaga szpachlowania – najbardziej negatywnie odczucia mam do sposobu łączenia górnej partii przodu kadłuba – ale nie są to błędy, które pozwalałyby nazwać model słabym – ot, po prostu, chleb codzienny modelarza :-). Generalnie polecam.
Pozdrawiam
Piotr “Słoma” Słomiński
Pytanie – jaki CA poradził sobie z naciągami Uschi?
Pozdrawiam
nawet zwykła “kropelka”, niteczki bardzo łatwo łapią do powierzchni