1/72 ARL-44
The Last French Heavy Tank
Planet Models – MV122
Budowa cz. 1
Czas temu jakiś opisywałem ładną miniaturę prześlicznego francuskiego ARL-44. Znaczy czołgu-potwora, którym francuska armia usiłowała dopasować się do klimatu Warhammera 40000. Obiecałem sobie i Wam, że w ślad za recenzją ruszy budowa. Oto i jest. Miałem nadzieję, że pójdzie szybko, bo części niewiele – niestety zeszło mi trochę więcej czasu, raz z racji mojego lenistwa, dwa przez kłody rzucane na nogi przez sam zestaw. A jak to było, dokładnie acz pokrótce opowiem.
Po przestudiowaniu instrukcji i podjęciu rozsądnej (moim zdaniem) decyzji, by się owej instrukcji z grubsza trzymać, dokonałem pierwszych cięć. Miały na celu usunięcie wlewów z największych elementów modelu. Nieoceniona okazała się tu oczywiście ząbkowana czeska żyletka.
Na wieży szew po formie był paskudny, duży i wymagał kwadransa szlifowania. Całe szczęście, żywica użyta do odlewu poddaje się błyskawicznej obróbce ścierniwem. Nie lubię masek na gębie, więc i szlifowanie, i ciachanie części starałem się wykonywać na mokro. Przy okazji parę razy umyłem biurko – dodatkowy plus dodatni.
Gdy wieża i kadłub były z grubsza ociosane z nadmiarów tworzywa, przyszła kolej na zgrubną obróbkę sponsonów owiniętych gąsienicami. Szew po łączeniu formy biegnący wzdłuż gąsienicy okazał się MAKABRYCZNIE upierdliwy i w zasadzie niemożliwy do zupełnego usunięcia. Zostało mi po nim sporo artefaktów, dziurek po wykruszonej żywicy i tym podobnych farfocli. Po parudziesięciu minutach walki stwierdziłem, że się poddaję. Trzeba to będzie jakoś sprytnie zamaskować błotem przy malowaniu. To jest jeden z większych minusów tego modelu!
Gdy duże części miałem gotowe, przyszedł czas na przymiarkę. Przykrym zaskoczeniem było niezgranie wpustu i wgłębienia.
Wystarczyło zaznaczyć, ile wpustu jest za dużo. Potem parę ruchów piłką…
… i gra gitara. Problem z głowy.
Kolejną upierdliwą zabawą, której nie dało się uniknąć, było szpachlowanie dziurek po bąbelkach w żywicy. Do tego celu zastosowałem klej cyjanoakrylowy. Domieszałem do niego trochę metalicznego pigmentu (sproszkowany grafit), żeby szpachlowane miejsca były bardziej widoczne. Tu od razu porada i przestroga. Jak się da za dużo, to powstała maź wrednie się kruszy po wyschnięciu, a przy szlifowaniu skutecznie zalakieruje Wam paluchy na ciemno. Pamiętajcie więc – z umiarem!
Reszta budowy poleciała zgodnie z instrukcją. Okleiłem wieżę wszystkim, czym trzeba było ją okleić. Tu kolejna uwaga – wystające elementy na kopułce włazu dowódcy kruszą się od samego patrzenia; ja dorabiałem ułamane z kawałków plastiku.
Trochę zabawy było z obróbką lufy. Bałem się, żeby nie pękła, więc ciąłem wlewy po kawałku, powoli. Całe szczęście, obyło się bez katastrofy. Bardzo ostrożnie wycinałem błotniki (tak przy okazji), które są cieniutkie i łatwo je ukruszyć.
Po zmontowaniu, wieża wygląda bardzo bojowo! Aha – na dolnym pierścieniu wieży warto nakleić pasek tworzywa, inaczej będzie latać w kadłubie, bo otwór jest o jakiś milimetr za duży.
Gdy wieża była gotowa, przyszedł czas na kadłub. Zacząłem od końcowej obróbki sponsonów. Poniższe zdjęcie chyba w miarę dobrze oddaje, z czym to się wiąże. Szczerze mówiąc, obróbka tych kół napędowych śniła mi się po nocach…
Sama metoda, jaką finalnie zastosowałem, jest dość prosta. Użyłem Dremelka, w który z braku frezu zamontowałem wiertło. I tym wiertłem, na średnich obrotach, po kawałku wybierałem materiał. Wymaga to sporej ostrożności i skupienia. Ja rozłożyłem pracę na parę podejść. Udało się jak się udało, można na pewno lepiej.
Wiertarki użyłem też w paru miejscach na kadłubie…
…chociaż nożyk sprawował się równie dobrze.
Gdy kadłub jest już całkiem obrobiony, warto wkleić błotniki. Zdecydowanie nie zalecam przyklejenia sponsonów przed błotnikami – nie będzie jak ich porządnie podlać klejem. Tych błotników. Błotniki kleiłem oczywiście CA. Punktowo przyłapałem element z jednego końca, starając się zachować geometrię modelu, a następnie posuwałem się dalej, aplikując kolejne krople kleju.
Tu akurat wszystko ładnie pasuje i błotniki przykleiły się równiutko!
Na lewym błotniku naklejamy kaloryferopodobny tłumik…
…a na prawym elementy wyciora. Kleiłem toto w takiej kolejności jak na zdjęciach. To dość proste.
W dalszej części przykleiłem reflektory i tylne lampy. W przednich dodałem w ramach dodatków własnych kable zasilające lampę w prąd.
A gdy w pudełku skończyły mi się części, dokleiłem sponsony i model stał się oto gotów do malowania. No tak, jeszcze jedno. ARL ma dość grube gąsienice. Żeby model nie lewitował na podłożu, delikatnie zeszlifowałem ich dolny bieg. Wygląda to w mojej opinii ciutkę lepiej.
Model po sklejeniu jest dość spory jak na tą skalę, i wygląda dość bojowo i przerażająco, nie sądzicie? Zostawiam was z paroma jeszcze zdjęciami, jednocześnie odgrażając się że wkrótce bendem malował.
Michał Błachuta