1/35 U.S. M8 Light Armored Car “Greyhound”
Combat Patrol Set
Tamiya 25196
Chyba każdy, kto miał w swoim życiu do czynienia z plastikowymi modelami, zna firmę Tamiya. I chyba każdy orientuje się, co sobą owe modeliki przedstawiają. Dla tych, co nie wiedzą – to generalnie odpowiednik klocków Lego – może nie najlepsze na świecie miniatury rzeczywistych obiektów, ale za to niesamowicie dopieszczone inżyniersko, dzięki czemu ich montaż to czysta przyjemność. Ot co. Znaczy, jakbym napisał w recenzji, że opisuję model firmy Tamiya, to by spokojnie wystarczyło…
Enyłej, firma konsekwentnie poszerza ofertę. Co roku wypuszczają to nowy samolot, to czołgi duże czy mniejsze. Czasem, pewnie żeby nabić sobie liczbę nowych pozycji w katalogu, zdarza się Japończykom puścić odświeżony w jakimś stopniu zestaw. Czymś takim jest bohater dzisiejszej notki. Dla autoreklamy przypomnę jeszcze, że można ten pojazd zbudować w wersji mieszczącej się w garści 🙂 Model Greyhounda ma już ładne parę lat (data urodzenia to mniej więcej połowa lat 90. ubiegłego wieku). Obecnie, lansowany jako nowość, został wzbogacony paroma mniej lub bardziej nowymi ramkami. Co owe ramki zawierają i na ile są nowe, o tym za chwilę. Wpierw, by tradycji stało się zadość – oglądamy co w pudełku. A pudełko oczywiście białe, z ładnym obrazkiem (jak dla mnie przyjęta przez firmę stylistyka to jest absolutne mistrzostwo, ale ja jestem psychofanem, więc…). Całkiem spore w dodatku, i wypełnione do pełna modelem.
Tradycyjnie każda ramka opakowana jest w osobny woreczek. Pod względem zabezpieczenia zawartości – super sprawa. Pod względem ogólnie pojętej dbałości o środowisko już mniej. Ale tu gadamy o modelach, a nie o rzeczach przykrych.
Ramek jest dziesięć. I poczynając od samochodu:
Ramka A, razy dwa.
B
C
D
E
To wszystko to „stary” Greyhound. Nowościami w pudełku są następujące wypraski. W zasadzie „nowościami”, bo:
BA zawierająca karabin Browninga .30cala jest podkradziona z zestawu Stuarta.
A ramki T…
…i U…
Pochodzą tak naprawdę z bardzo ładnego zestawu figurek amerykańskich czołgistów…
Z kolei wypraska Z to dość leciwy kawałek zestawu z beczkami, kanistrami i tym podobnym dobrem. Mającego mniej więcej tyle lat co model M8.
W sumie dość częsta obecnie praktyka. Jakość części modelu to Tamiya, jak to pisałem na początku. A więc (by nie zaczynać zdania od WIĘC) detale są ostre, mimo że mogłyby być bardziej jeszcze finezyjne. Odnosi się to do wszystkich modeli firmy. No bo tak, mamy ładne koła, ładną osłonę jarzma armaty, z całkiem przyjemną fakturą odlewu.
Całkiem fajne elementy wnętrza kadłuba i wieży (na skorupie wieży są oczywiście ślady po wypychaczach, ale dość płytkie, a tym samym łatwe do zniknięcia).
Drobne części też są na standardowym tamijuniowym poziomie. Szkoda, że nie pokuszono się o wymianę osłon reflektorów na blaszane (blaszki żadnej w modelu nie ma).
No i oczywiście są też rejony modelu potraktowane zupełnie po macoszemu, zgodnie z ideą firmy, że czego nie widać, tego nie ma. I o ile układ przeniesienia napędu, brawurowo zaprojektowany jako jeden element jeszcze się po złożeniu broni, o tyle to, co udaje silnik, może się śnić po nocach!
Ramka z tobołami prezentuje podobny poziom – w końcu ma mniej więcej tyle samo lat, co podstawowa część zestawu. Więc nie jest genialnie, ale też nie jest źle. Kanistry i beczki są bardzo poprawne, a same toboły wyrzeźbione całkiem udanie. W dodatku odlane tak, że mają w miarę poprawną ilość szczegółów na wszystkich powierzchniach.
Nowsze ramki są już naprawdę bardzo dobre, choćby karabin .30 jest ładniutki, na upartego nawet lufy nie ma co wymieniać (kogo ja oszukuję, pewnie że lepiej wymienić…).
Ramka z wojakiem ładującym amunicję to już najwyższa jakość. Ostatnio Tamiya chce udowodnić, że umie w figurki (bo do niedawna uparcie przekonywała że wręcz przeciwnie…) i w zasadzie robi to naprawdę dobrze. Figura jest szczegółowa, fałdy ubioru są bogate i realistyczne, poza też jest niewymuszona i naturalna. Same skrzynie, które gość ładuje, mają przyjemną, delikatną fakturę desek.
Zabawnie wychodzi porównanie z typem, który jest integralną częścią samochodu (a nie jest to znowu najgorszy kukiełek)…
Zestaw uzupełnia sznurek udający stalową linę, winylowe tulejki do mocowania kół…
…i jedyna na moje oko zupełna nowość, czyli kartony z racjami żywnościowymi. Fajna rzecz, ładnie wydrukowana.
Poza tym, dwa arkusze kalkomanii, jedna dla Greyhounda…
I jedna dla ludzików (pochodzi z wspomnianego wyżej zestawu czołgistów).
Oczywiście naklejki są bardzo ładnie wydrukowane, na grubaśnym filmie. Szczególnie te, którymi okleimy autko.
Nie może zabraknąć instrukcji – starej dla M8, klasycznie rewelacyjnej i czytelnej.
Z zabawnymi czterema schematami malowania (czarno – białymi), z których ten w rzucie od góry jest uroczo niecodzienny i niewyraźny. Malowanie oczywiście w dowolnym kolorze, pod warunkiem, że będzie to olive drab…
Nawiasem mówiąc, tradycyjnie, dla tych, którzy nie wiedzą jak wygląda olive drab, na boku pudełka mamy kolorową ściągawkę.
I drugą, pomagającą nam pofarbować tobołki.
Wracając do instrukcji, jest też kartka podciągająca model do nowego milenium, obrazująca montaż i malowania dodatków i ludzika (to jest druga nowość zestawu, he he he).
I co uważam za całkiem fajny dodatek – ulotka pokazująca ludziom nie znającym modeli do sklejania, co mogą zrobić z modelem do sklejania. Znaczy po co cążki, klej i farbki. Sympatyczne.
Reasumując, mimo że model nowy nie jest, obecna edycja jest całkiem atrakcyjna. Bowiem oprócz całkiem nieźle broniącej się miniaturki M8 (szczególnie, że do wyboru jest tylko Italeri, nie tak ładny moim zdaniem, i w dodatku trudny do dostania), mamy ładnego figurka i tobołki. Dobra, wielu modelarzy skłania się raczej ku żywicznym akcesoriom, ale parę kanistrów też się zawsze przyda. Tak czy siak – fajny model sporego pojazdu. Umożliwiający spędzenie paru godzin na dobrej zabawie. Co też ja prywatnie mam zamiar zaraz uskutecznić, o czym parę słów skrobnę niebawem.
Michał Błachuta
Model przekazany przez Hobby 2000 – dystrybutora Tamiya
Ciekawe, czy cena, przy okazji, się podwoi? Tak było przy paru innych.