1/72 FM-2 Wildcat
Wiwisekcja
Arma Hobby – 70031
Expert Set
Trochę przewrotnie zaczynam omawianie tej nowej miniatury z Arma Hobby nie recenzją (ta jednak też jest już do przeczytania), a relacją z budowy. Tak się jednak składa, że w chwili, gdy publikuję ten tekst, w kwaterze głównej producenta obgryzają paznokcie w oczekiwaniu na pudełka i gotowe wydruki instrukcji montażu. Ja przy pracach nad tym zestawem korzystałem z roboczej jej wersji
W każdym razie mając do czynienia z gorącą nowością, trzęsącymi się rękoma zacząłem od tego, od czego zawsze się zaczyna, czyli od pierwszego cięcia…
…a potem już jakoś poszło, do szczęśliwego finału
Fajny.
Po drodze było jednak trochę zabawy. Pierwsza konstatacja jest jednak taka, że w wielu miejscach instrukcja montażu jest nie tyle przewodnikiem po budowie, co diagramem wskazującym rozmieszczenie poszczególnych elementów. Tym bardziej polecam uwadze poniższą relację, bo staram się zwrócić w niej uwagę na kilka drobnych pułapek. Prace rozpocząłem naturalnie od przygotowania sobie elementów wnętrza kabiny. Nie sprowadzało się to wyłącznie do starannej obróbki poszczególnych elementów, bo na przykład w tylnej wrędze kabiny warto wywiercić otwory ulgowe zasygnalizowane jedynie delikatnym grawerem
Akurat nie dziwi mnie brak tych otworów gotowych fabrycznie, bo z nimi element byłby naprawdę wiotki, a przy tym rosło by ryzyko niedolewek. By je ominąć, potrzebny byłby jeszcze jeden wlew, na wierzchołku wręgi. Jednak lepszym rozwiązaniem jest pozostawić modelarzom decyzję o nawierceniu. Bo wiercić przecież nie trzeba. Nie trzeba również modyfikować wręgi, na której umieszczona jest tablica przyrządów
Ja jednak zdecydowałem się okleić ją blaszką, która ma jednak odrobinę lepiej zaznaczone detale
To jednak wymagało zeszlifowania wystającej powierzchni głównego panelu tablicy
Aby wygodnie spozycjonować fototrawiony element, na plastik nałożyłem Tamiya Extra Thin. Rozpuszczony plastik w takiej sytuacji służy jako całkiem solidne spoiwo
Dla pewności jednak krawędź podlałem niewielkimi ilościami cyjanoakrylu
Aby uniknąć potencjalnych problemów z montażem wręgi w kadłubie, powierzchnie boczne starannie przetarłem płaskim pilnikiem – wyrównując je i czyszcząc z nadmiaru cyjanoakrylu tym samym
Następnie zająłem się bocznymi panelami. Tutaj mam kilka drobnych zastrzeżeń odnośnie uplasowania kanałów wlewowych na tych drobnych elementach. Bo właśnie drobne elementy wygodniej jest obrabiać umocowane na kawałku ramki – jak na przykład drążek sterowy…
…tymczasem wspomniane panele trzeba od ramki odciąć. Dodatkowo, co prawda wlewy są w miejscach zupełnie niewidocznych po sklejeniu, to jednak nie zawsze w miejscach wygodnych do obróbki
Nie tylko plastik wygodnie jest szlifować i ciąć przed odcięciem od ramki wtryskowej. Niektóre blachy również bezpieczniej jest wygiąć przed całkowitym odcięciem ich od trawionej płytki
Końcówki manetek pogrubiłem przy okazji niewielkimi ilościami cyjanoakrylu, nakładanego kilkoma cienkimi warstwami
Przyznać trzeba, że fotel pilota jest całkiem subtelny. Oczywiście można dodatkowo pocienić jego ścianki, ale w zupełności wystarczy standardowa obróbka (tu również na jej czas pozostawiłem sobie niewielki kawałek wlewu, o którym wiedziałem, że usunę go bez problemu z gotowego elementu)
Do fotela przykleiłem fototrawione pasy – nie nadawałem im jednak jeszcze finalnego kształtu. Samego fotela również, z pewnych względów, o których niżej, zdecydowałem się jeszcze nie łączyć z tylną wręgą
Na koniec wróciłem jeszcze na moment do wręgi przedniej. Co prawda instrukcja sugeruje montaż celownika w gotowej kabinie, zamkniętej w kadłubie, ja postanowiłem zrobić po swojemu i zamocować go teraz. Uznałem bowiem, że sklejanie pomalowanego celownika z powierzchnią pokrytą warstwami farby, kalkomanią i lakierem nie da przesadnie solidnej spoiny. Obrobiłem więc celownik…
…i przykleiłem we właściwym miejscu
Tym samym miałem gotowe wszystkie podzespoły szoferki
Przyszła więc pora na wpasowanie jej w kadłub. Kadłub, który nie potrzebuje zbytniej obróbki, choć niektóre wlewy są bardzo masywne i wymagają staranności w usuwaniu
Ta staranność jednak się opłaca, bo połówki kadłuba schodzą się ze sobą perfekcyjnie, nawet na sucho, bez wsparcia żadnymi lepiszczami, bez perswazji siłowej
Ciekaw byłem, jak prezentują się kalkomanie opracowane do wnętrza kabiny. Są to jednak w większości białe nadruki, zatem niespecjalnie dobrze widoczne na kartoniku. Na jasnoszarym plastiku również niewiele mógłbym pokazać, zatem musiałem pokolorować wnętrze na jakiś ciemniejszy kolor. Czyli taki, jaki być powinien – C351 z palety Mr. Color
Tu i ówdzie dorzuciłem nieco rozjaśnień dodając do koloru bazowego nieco Insignia White z Hataka Orange Line
Nieliczne detale wskazane w instrukcji pomalowałem na czarno. Mogłem zatem zabrać się za aplikację kalkomanii. Bardzo ładnych, jak się okazuje. Niestety, miejscami z naprawdę olbrzymim marginesem bezbarwnego filmu, który sugeruję delikatnie odciąć przed zamoczeniem kalkomanii. Właściwie taka cienka klisza owija się bez większego problemu wokół elementów. Szczególnie potraktowana płynami zmiękczającymi. No ale taki wywinięty film wysychając potrafi naciągnąć, a nawet delikatnie przesunąć kalkomanie – jak zrobił mi to na jednym z bocznych paneli, gdy tego nie przypilnowałem
Podczas wstępnej inspekcji zestawu skonstatowałem, że kalkomania imitująca pasy ma – zapewne nieprzypadkowo – kształt świetnie pokrywający się z tym, jaki mają pasy blaszane
Postanowiłem to sprawdzić i miast malować te elementy, użyłem nalepki
Okazały się pasować doskonale, choć tu ponownie dał o sobie znać olbrzymi margines bezbarwnego filmu, który by owinąć się wokół blaszki, wymagał potraktowania radykalną chemią – nie tylko SOLem z Microscale, ale w ostateczności również “Trójką” do kalkomanii z Bilmodel – i to aplikowaną pędzlem… Kto zna ten płyn, wie, że to jak mizianie głową wnętrza paszczy lwa.
Problemu ponownie uniknąć można odcinając większość kliszy przed zmoczeniem kalkomanii. Tak czy inaczej, efekt jest zupełnie ciekawy (nie licząc imitacji metalowych detali mających nieco kontrowersyjny kolor)
Kalkomanie są błyszczące, więc dla ujednolicenia wykończenia powierzchni wszystko zabezpieczyłem bezbarwnym matem
Ponieważ miałem do czynienia z drobnicą, i jednak nagromadzeniem detali, do łoszowania mogłem śmiało użyć specyfików z Games Workshop – Citadel Contrast Medium, barwionego zielonkawym Athonian Camoshade i brązowym Agrax Earthshade. Co prawda nie spisują się one zupełnie na dużych powierzchniach, ale do takich małych rzeczy nadają się zupełnie nieźle. No i schną szybciej niż łosze olejne
Tu i ówdzie wybrane powierzchnie i krawędzie musnąłem srebrną kredką akwarelową…
…i mogłem zabrać się za montaż elementów kabiny w całość. To dość spójna konstrukcja, ale jednak odrobinę chybotliwa. Dlatego sugeruję jej montaż za jednym podejściem i niezwłoczne wpasowanie w kadłub. Wpasowanie, ale niekoniecznie od razu wklejenie. Ale po kolei – zacząłem od zamocowania na sucho przedniej wręgi (bo trzyma się solidnie nawet bez kleju)
Następnie przykleiłem tylną wręgę z fotelem
Wklejenie bocznych paneli pozycjonuje obydwie wręgi względem siebie…
…ale niekoniecznie ustawia je pod prawidłowym kątem względem podłogi. To najlepiej ustalić mocując niezwłocznie cały segment w kadłubie…
…i pozostawiając tak w jego wnętrzu na czas schnięcia
Niecierpliwi to właściwie mogą od razu skleić tę kabinę z jedną z połówek kadłuba. Ja kadłub wolałem mieć jeszcze pusty dla większej wygody pracy nad ścianą wnęki podwozia. Szczególnie, gdyby miała wymagać jakiejś walki z dopasowaniem. No więc właśnie – owa ściana to bardzo ładny element, pokryty bardzo ładnymi detalami, a wymagający oklejenia kolejnymi – tym razem fototrawionymi
Właściwie formalność, ale zawsze jest jakieś ‘ale’. Pomijam konieczność zachowania dużej ostrożności w wycinaniu i manipulowaniu tak delikatnymi imitacjami łańcuchów. To oczywiste. Mniej oczywiste jest natomiast to, że najwygodniejszą kolejnością montażu jest ta odwrotna do kolejności numeracji tych trzech elementów. Zacząć zatem wypada od elementu numer 9…
…którego większe kółko, jak widać, zapiera się delikatnie o plastikowy detal. Odradzam przycinanie blaszki (bo jak wspomniałem, to cienki i wiotki element) – zdecydowanie bardziej bezpiecznym rozwiązaniem jest wydłubanie odrobiny polistyrenu
Wtedy detal siada jak trzeba, szczególnie gdy spoinę podleje się cienkim klejem, by plastik zmiękł i pozwolił zatopić się w sobie odrobinę metalowemu detalowi
Potem można zamocować pozostałe łańcuchy, jako tymczasowej spoiny używając plastiku rozpuszczonego klejem, a potem wzmocnić to minimalnymi ilościami cyjanoakrylu
Gotowa wręga okazała się pasować perfekcyjnie do kadłuba…
…dlatego bez zbędnej zwłoki wkleiłem tak kabinę, jak i ten element. Mogłem też zamocować imitację fragmentu podstawy silnika
Ten ostatni to dwa elementy o dość filigranowej konstrukcji, dlatego ponownie wygodniej było je wstępnie obrobić umocowane na kawałku ramki
Ich montaż skomplikowany nie jest, gdy dobrze porówna się ich wygląd i mocowanie z ilustracjami zamieszczonymi w instrukcji. Zadbać jedynie trzeba o geometrię całej konstrukcji. Dlatego też uznałem za stosowne złożenie i sklejenie ze sobą obydwu połówek kadłuba (w otworze od frontu lepiej widać, czy wszystko jest pod właściwym kątem)
Oczywiście, jak dobrze spasowane by elementy kadłuba nie były, to ostatecznie spoina wymaga obróbki. Miejscami odrobinę kłopotliwej, bo trzeba lawirować między imitacjami światełek na brzuchu. Szkoda, że nie zaistniały one jako osobne, wklejane elementy. Wtedy mogłyby być nawet z bezbarwnego polistyrenu. No ale nie są
Naturalnie, po takich zabiegach odtworzenia czy raczej pogłębienia wymagają linie podziału – i tutaj najlepiej spisuje się piłka żyletkowa i jej drobniejsze ząbki
Zamontowałem statecznik poziomy – mamy przy nim do czynienia z kolejnym drobnym, ale niezwykle sprytnym rozwiązaniem. Cały statecznik (z oddzielnymi powierzchniami sterowymi, rzecz jasna) jest osobnym, wsuwanym na kadłub elementem
Pasuje idealnie, wchodzi na styk. I właściwie dość ciasno. Aby zapobiec ściskaniu połówek statecznika pionowego, a przy okazji lepiej pozycjonować wsuwaną część, na środku element ma niewielki klin
Powierzchni sterowych na razie nie wklejałem, przeniosłem się natomiast z pracami na przód samolotu. Pomalowałem imitację celownika (bo nie chciało mi się jednak wymieniać jej na coś przeźroczystego)…
…a po pomalowaniu osłony przykleiłem również wiatrochron
Potem zabrałem się za zwieńczenie kadłuba
Jak widać, imitacje rur wydechowych mają całkiem płaskie zakończenia. Rzecz do nawiercenia. Szkoda jedynie, że nie ma tu choć delikatnych zagłębień, które ułatwiłyby trafienie wiertłem w sam środek kółeczek. Ta z pozoru prosta zmiana pociągałaby jednak za sobą znacznie bardziej skomplikowaną konstrukcję formy. Wiercić trzeba zatem na raty – najpierw cieniutkim wiertłem (a najlepiej to igłą iniekcyjną), a potem stopniowo otwory powiększać
Tak więc mogłem pomalować przód kadłuba, kolory i łoszyk nanieść na elementy wnęki podwozia…
…a potem skleić wszystko cuzamen. Ale nie skleiłem. Chciałem bowiem móc lepiej zobaczyć, jak przebiega montaż podwozia głównego. Tym samym przechodzimy do sedna tarczy, serca tej miniatury – specyficznej i mocno skomplikowanej konstrukcji mechanizmu goleni. Skomplikowanego w rzeczywistości. A w modelu? No więc właśnie – Arma znana jest z oferowania w swoich modelach niebanalnych rozwiązań. Takiego oczekiwałem również tutaj i prawdę mówiąc nie zawiodłem się ani trochę. Projektant zaproponował rozwiązanie polegające na wsunięciu w kadłub kompletnej konstrukcji
#brawoarma! Mamy zatem cały zespół podwozia, który na pierwszy rzut oka wygląda dość skomplikowanie. Ale skomplikowany nie jest. Najbardziej kłopotliwa w nim jest… instrukcja montażu. Nie że zła, ale nie zwraca uwagi na wszystkie potencjalne pułapki. Wespół zespół z numeracją części. Mamy bowiem dwa identycznie wyglądające elementy – A11 i A12. Zatem wyglądają identycznie… i w gruncie rzeczy są identyczne. Jest zupełnie obojętne, która z nich ostatecznie będzie z przodu, która z tyłu. Ale osobne numerki każą poświęcić czas na rozkminę…
…jakby mało było tego, że czasu wymaga sama ich obróbka. Bo jak dobry wtrysk by nie był, to artefakt łączenia połówek formy zawsze jest, a więc trzeba go usunąć. Tak delikatnymi elementami wygodniej jest operować, gdy są połączone z ramką. Lub jak tutaj – specyficzną belką. Belką, która pod odcięciu jednego z pałąków nadal może służyć jako chwyt podczas klejenia tych detali ze sobą
Skoro o ‘belkach’ mowa, to jest jeszcze element A19, czyli podstawa całego zespołu podwozia. To do niej przykleja się poszczególne elementy, począwszy od tych przegubów:
Tylko UWAGA – zanim cokolwiek się do tej belki doklei, dobrze jest dopasować ją do otworu montażowego w kadłubie. Bo wchodzi bardzo na styk. I nie jest też tak, że jak któraś powierzchnia chowa się we wnętrzu, to można nie czyścić jej z artefaktów podziału formy czy śladów po wypychaczach – otóż trzeba i to bardzo, bo inaczej element nie siądzie zgrabnie na swoim miejscu. Ja to wszystko odkryłem dopiero podczas próby zamocowania gotowego podwozia – a jednak łatwiej będzie obrobić i dopasować ten element na samym początku. A nie, gdy ma się już taką konstrukcję:
Wypada również z lekka wyszlifować otwór montażowy w kadłubie – tu jak zwykle idealnie sprawdziły się mikro pilniczki z Hobby Elements
W każdym razie, aby bez problemu zbudować podwozie, najlepiej przygotować sobie główne podzespoły…
…a następnie krok po kroku…
…skleić je w całość
Całość, którą wsuwa się w kadłub. I tu kolejna drobna pułapka, której prawdę mówiąc się spodziewałem. Montując podwozie, trzeba zwrócić uwagę, aby górne końcówki goleni nie zahaczały o imitacje łańcuchów. Bo mają tendencje do zapierania się o nie…
…i właśnie dlatego wstrzymałem się z wklejeniem przodu kadłuba. Ale teraz mogłem już go zamontować
Widoczny jest tu drobny uskok na skraju kadłuba. Właściwie nie ma się co tym przejmować – w ostateczności zakrywa go osłona silnika. A przy okazji odrobinę większa szczelina potęguje wrażenie cienkiej tylnej krawędzi owej osłony
Na powyższym zdjęciu widać już skrzydła, bo pochodzi ono z końcówki prac, gdy budowałem silnik. Nim jednak do tego doszło, mała przygoda pojawiła się w rejonie ich mocowania. Same skrzydła, czy raczej ich połówki, spasowane są idealnie
Warta zauważenia jest na przykład imitacja światła pozycyjnego, którego przedłużenie stanowi element pozycjonujący
I te świetnie spasowane skrzydła tak świetnie do kadłuba już nie pasują. Gdy oprze się je na piórach i bolcu pozycjonującym, górna powierzchnia wystaje ponad imitację okucia łączenia płata z kadłubem
Rozwiązań jest kilka – można przyciąć wypustki albo powiększyć otwory montażowe. Ja już nie chciałem dłubać w kadłubie, zatem podpiłowałem od spodu pióro w skrzydle a otwór z lekka rozborowałem nożem
Po tym zabiegu skrzydło ułożyło się tak jak powinno. Choć z powodu tych drobnych przesunięć nieco więcej uwagi wymagało zachowanie odpowiedniej geometrii płatowca
Przyszła pora na silnik. Zacząłem od sklejenia i obrobienia jego osłony
Potem zająłem się samą miniaturą jednostki napędowej. Całkiem ładną zresztą. W pierwszej kolejności przygotowałem sobie wszystkie elementy
Niektóre z nich – za sprawą nazbyt masywnych wlewów w stosunku do wielkości samej części – nie były łatwe w obróbce
Tutaj znowu zbudowałem sobie mniejsze podzespoły. Blaszki zamocowałem z pomocą akrylowego specyfiku Ultra Glue
Przód kadłuba…
…jest zarazem elementem silnika. Nie uważam, by było to zbyt szczęśliwe rozwiązanie, bo tylko pozornie ułatwia montaż
Mamy tu na przykład bolec i szczelinę, które teoretycznie pozycjonują silnik, i w sumie niezależnie jego przednią osłonę, wraz z popychaczami i instalacją elektryczną. Teoretycznie, bo co prawda nie pozwolą na wklejenie silnika do góry nogami, ale mamy tutaj niebagatelne luzy
Dlatego elementy silnika wolałem skleić pozycjonując je względem siebie na podstawie popychaczy
Dopiero na końcu odpowiednio ukształtowałem i przykleiłem we właściwych miejscach fototrawione imitacje instalacji zapłonowej
Tutaj więcej przygód już nie ma. Gotowe podzespoły pasują do siebie perfekcyjnie
Już nie tak perfekcyjnie, ale wciąż bardzo dobrze pasuje limuzyna oszklenia. Obrys ma taki jak trzeba, ale bez kleju nie siądzie dobrze na swoim miejscu, bez względu na pozycję. Szczególnie w wariancie otwartym wymaga super delikatnego, ale jednak dociśnięcia, by ułożyła się jak należy
Na koniec wreszcie warto wspomnieć o podwieszeniach. Mamy zatem pociski rakietowe. Niestety pod względem detali są one chyba najsłabszym elementem tego zestawu (grubaśne brzechwy z szwem przez środek płaszczyzny… naprawdę tak?). Do tego w sześciu sztukach – i każda do skrupulatnej obróbki.. Zupełnie świadomie w skrzydłach nie drążyłem otworów pozwalających na ich zamocowanie (jak by co, to trzeba to zrobić przed sklejeniem, od wewnątrz)
Podwieszane zbiorniki paliwa prezentują się znacznie lepiej
Raz jeszcze mamy tu do czynienia z detalami, które wygodniej obrabiać jest przed odcięciem z ramki…
…a takoż i po przyklejeniu we właściwe miejsce i utrwaleniu się spoiny
I tyle w temacie w tym temacie. Podsumowując – Arma Hobby zaprezentowała model bardziej skomplikowany od poprzednich. Nie pozbawiony drobnych ułomności, ale też i nie są one czymś, co wpływa na odbiór i ocenę ogólną zestawu. Nie jest to już jednak miniatura, którą jak kilka poprzednich ze stajni Army, można by śmiało polecać zupełnie początkującym modelarzom. Jest to zestaw odrobinę bardziej skomplikowany i odrobinę większych umiejętności wymagający. I choć prawdę mówiąc, sam samolot mnie osobiście nie zachwyca, to pracę nad jego repliką traktuję jako zupełnie przyjemną. Z satysfakcjonującym rezultatem
KFS
P.S. Zachęcam również do zapoznania się z recenzją modelu, gdzie zamieściłem kilka dodatkowych uwag na temat tego zestawu
Relacja z malowania i brzydzenia modelu trafiła zaś do osobnego artykułu
P.S”. Jeśli podobają się Ci się moje artykuły i chciałbyś wesprzeć ich powstawanie, możesz kupić mi czarną paktrę, albo lepiej czarną kawę, w serwisie buycofee.to
Człowiek jeszcze dobrze się nie obudził, a tu taka niespodzianka. A kiedy będzie recka samego zestawu? Pozdrawiam!
Jak wspomniałem w materiale, całość czeka jeszcze na pudełka i instrukcje. Producent poprosił o poczekanie z recenzją zestawu do chwili, gdy będzie można zaprezentować komplet. Dlatego zostawiłem sobie jeszcze kilka spostrzeżeń na tę okazję.
Dzięki za dobrą robotę!
Jeszcze coś mi przyszło do głowy. Na blogu AH pisali, że podwozie powinno się dać wkleić po malowaniu w gotowy model. Z wiwisekcji wynika, że może to być trudne. Pytanie czy tylko trudne czy jednak niemożliwe?
Nie, nie trudne – zupełnie łatwe nawet. Tylko trzeba uważać, żeby nie zerwać imitacji łańcuchów. Innymi słowy – wsuwać ostrożnie, a nie wpychać na siłę, jak łapówkę urzędnikowi w biurze konserwatora zabytków.
Krawędź spływu skrzydła wydaje się, no cóż, gruba. Chyba, że to efekt wykonania zdjęcia pod kątem. Ale nie sądzę. Pytanie zatem mam takie: jak zeszlifowanie tego feleru wpłynie na spasowanie skrzydła z okuciami łączenia z kadłubem?
I jeszcze jedno pytanie – czy przeprowadzona korekta położenia skrzydeł z kadłubem nie powoduje efektu “wystawania”, ale tym razem w dół?
Krawędź istotnie, gruba się ‘wydaje’. Korekta położenia skrzydeł polega właśnie na dopasowaniu ich przekroju do kadłuba. Różnice profili są tak nieznaczne, że szlifowanie jest zbędne, ale odpowiednie ich przesunięcie względem kadłuba wymaga prób i precyzji
I wszystko jasne. Dziękuję.