1/35 Russian Heavy Tank KV-1
Model 1941, Early Production
Tamiya – 35372
22 czerwca 1941 roku na wschodnich rubieżach imperium teutońskiego rozpoczęło się zdobywanie przestrzeni życiowej dla ludu germańskiego – operacja miała kryptonim Barbarossa. Natomiast dla ludu sowieckiego był to początek Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Po sukcesach wojny błyskawicznej odniesionych w Polsce i zachodzie Europy, na terenach Wielkiego Niedźwiedzia czołgiści niemieccy mieli doznać niemiłej niespodzianki. Pierwszą z nich był oczywiście czołg średni T-34, drugą natomiast czołg ciężki KW-1 czyli Kliment Woroszyłow – pojazd powstał w 1939 roku i był produkowany w Leningradzkich Zakładach Kirowskich, a także w Czelabińskiej Fabryce Traktorów. Sama konstrukcja, tak jak i w przypadku T-34, otoczona była ścisłą tajemnicą, co w późniejszym okresie poskutkowało takim zaskoczeniem niemieckich czołgistów. Mimo, że nie powstał w takiej ilości egzemplarzy, co jego mniejszy towarzysz (ocenia się, że powstało około 4786 egz.) to i tak zapisał się na kartach historii jako konstrukcja naprawdę udana i pod wieloma względami przewyższająca germańskie konstrukcje z początku wojny. Przejdę zatem do miniatury naszego bohatera, w najprzyjemniejszej dla mnie skali, czyli jedentrzypięć – puszczonej na rynek w tym roku przez Tamijunię. Nie będę się przy tym rozpisywał o modelach innych producentów, bo modeli KW wszystkich wersji wyszło naprawdę sporo i prym wiedzie tutaj pod względem ilości zestawów Trumpeter. Tak więc problemu ze zrobieniem danej wersji nie będzie. Model Tamiyi jest wykonaną całkowicie od podstaw miniaturą nie mającą nic wspólnego ze starymi zestawami tegoż producenta. Spotkałem się już z knuciem, że to podrasowany stary zestaw – nic z tych rzeczy. Miniatura ma numer katalogowy 35372 i przedstawia KW-1 model 1941 wczesnej serii produkcyjnej, z wieżą spawaną z płyt walcowanych. Czołg nie posiada również dodatkowych zbiorników paliwa, tylko skrzynki na wyposażenie i osprzęt montowane na błotnikach. Całość zapakowana jest w pudełko okraszone standardowym dla Tamki boxartem.
Dla mnie jak najbardziej udanym – tych opakowań nie da się pomylić z żadnym innym producentem. W środku znajdziemy dziewięć ramek z elementami miniatury odlanymi z ciemnozielonego tworzywa (bardzo zresztą przyjemnego w dotyku, jak i obróbce – sprawdzone w boju) oraz małą przeźroczystą wypraskę zawierającą szkło reflektora i… gogle kamandira. Całość dopełniają cztery mniejsze i cztery większe winylowe tuleje i sznurek mający imitować liny holownicze. Jest także instrukcja składania i malowania tanka, jak też i nalepki z nieśmiertelnym hasłem “Za Stalina”. Co ciekawe, schematy malowań nie znajdują się jak to do tej pory bywało w instrukcji, o tym jednak trochę później, teraz czas na zdjęcia. Dla zbieraczy pudełek dobra informacja: woreczki na ramki są wielokrotnego użytku 😉
Przegląd wyprasek rozpoczynamy od tej z głównymi i największymi elementami, czyli składowymi kadłuba. Jak łatwo zauważyć, kadłub nie jest jedną częścią. Do tej pory większość kadłubów modeli pojazdów gąsienicowych japońskiego producenta składała się z wanny i górnej części, odlanej wraz z błotnikami. Było to maksymalne uproszczenie. W nowym KW nawet błotniki mamy już osobno. Super – jeżeli ktoś będzie chciał zrobić miniaturę pojazdu uszkodzonego w boju, nie będzie musiał niczego odcinać. Z mojej strony, plus za taki podział, nie pierwszy zresztą, gdyż w modelu pepikowego tanka w służbie rasy panów Tamiya zastosowała podobne rozwiązanie, które możemy tutaj podejrzeć .
Ramka C
Kolejne duże elementy znajdziemy na wypraskach z częściami potrzebnymi do złożenia wieży. I tutaj również rzuca się w oczy podzielenie baszty na pojedyncze płyty – no normalnie jakbym oglądał model Miniartu. Jednak z mniejszą ilością komponentów. Hmm…to mi się podoba.
Ramka E plus ramka Q
Ramka B to między innymi błotniki, pokrywa silnika i parę mniejszych części.
Układ jezdny został zlokalizowany na trzech zdwojonych wypraskach, a więc w sumie na sześciu. Ramki A zawierają koła napędowe i napinające oraz dekle kół jezdnych, plus skrzynki narzędziowe. Ramki P natomiast koła jezdne i dekle kół napędowych.
Ramki D to traki składające się z odcinków i ogniwek na łukach. Prócz tego znajdziemy tu wahacze i odboje do nich.
Czas na trochę papierologii. Instrukcja została wydana w formie książeczki, a nie jak w większości przypadków arkusza papieru poskładanego w strony – kolejny plusik. Całość jest maksymalnie przejrzysta, czytelna i zrozumiała. Nawet początkujący modelarz nie powinien mieć kłopotu ze złożeniem miniatury, korzystając z niniejszej instrukcji. Przy okazji recenzji i budowy Scout Cara wspominałem, że modele Tamijuni to modele dla mas i oględziny Klimenta to potwierdzają. Oczywiście wszystko zweryfikuję jeszcze podczas budowy, jednak żadna niespodzianka raczej nie wystąpi 🙂
Jak już wspomniałem, w instrukcji nie ma schematów malowania. Są one w broszurce zawierającej krótki rys historyczny pojazdu. I to w kolorze. Tak, tak – w kolorze, wydrukowane na kredowym papierze. Malowań, a raczej wariantów oznakowania mamy dwa, gdyż oba to wozy w kolorze zielonym.
Z ciekawostek, mamy jeszcze rysunek z teutońskim wojakiem składającym papierowy model KW-1 w skali 1/20. Tak właśnie w czasie wojny niemieccy czołgiści uczyli się rozpoznawać pojazdy przeciwnika na polu boju – między innymi budując ich miniatury. Dzięki temu mogli oglądać potencjalnego wroga pod różnymi kątami.
I tak, Tamiya idzie w kartony – dzięki zamieszczonej tu wycinance możemy zbudować miniaturę KW-1 w skali 1/20, pomniejszoną trzydzieści pięć razy. Gdyby ktoś chciał zrobić scenkę z niemieckim czołgistą-modelarzem…Mamy też porównanie naszego modelu z drewnianą miniaturą w skali 1/20 – ot, takie ciekawostki 🙂
I rzut czołgu z objaśnieniami, co do czego.
No dobrze, więc jak to wygląda z bliska? Wygląda dobrze, a nawet bardzo dobrze. Detale są ostre i wyraźne, a samo tworzywo, z którego zrobiono części – jak już wspominałem – jest świetne. Przy gniazdach wahaczy mamy małe kołki ustalające, które ułatwią nam równy montaż i prawidłowe pozycjonowanie tychże. Niestety, jeżeli ktoś chciałby wykonać ruchome zawieszenie, będzie miał z tym problem, bo jak widać wahacze nie przechodzą na wylot burty.
W dachu kadłuba wszystkie otwory na włazy i siatki silnika zostały wykonane w ten sposób, że możemy je odpowiednio pootwierać i powymieniać na fototrawione zamienniki. Plus, bo w modelu Scout Cara temat ten został potraktowany po macoszemu.
Japoński producent nie pominął również detali dna wanny.
Dalsze zagłębianie się w temat utwierdza nas tylko, że mamy do czynienia z dobrze zaprojektowanym i przemyślanym modelem. Na przykład do prawidłowego ustawienia burt względem dna służy nam swoista wręga.
Pozostałe detale nie rozczarowują.
Co ciekawe, ilość śladów po wypychaczach jest tutaj minimalna, a same upierdliwe kółeczka delikatne i umiejscowione w miejscach zupełnie niewidocznych. Jest to ogromny postęp w stosunku modelu Scout Cara, gdzie ślady te był zmorą. Tak więc kolejny plusik.
Zarówno koła jezdne, jak i napędowe z napinającymi, wyglądają ładnie. Szczegóły są ostre i wyraźne.
Jest cukier, jest i łyżka dziegciu. O ile w modelach IS-2 i ISU-152 Tamijunia dorzuciła siatki w postaci blaszki na otwory wentylacyjne silnika, o tyle tutaj mamy tylko plastikową imitację. Wyglądać to będzie słabo, bardzo słabo. Pocieszeniem może być fakt, że stanowią one osobne elementy i jak ktoś będzie chciał zwaloryzować swoją miniaturę, niczego nie będzie musiał wycinać.
Przechodzimy do wieży i tutaj miłe zaskoczenie. Faktura walcowanej stali wygląda wybornie. Delikatna i bardzo wyraźna jednocześnie.
A na osłonie podstawy wieży piękny ślad cięcia materiału. Widoczny również kamandir wozu i jego hełmofon.
Lufa puszki została odlana w jednym kawałku i po porządnej obróbce powinna prezentować się dobrze.
Powyżej napomknąłem, że gąsienice to odcinki i pojedyncze ogniwa na łukach. Na wewnętrznej ich części, czyli tzw. bieżni, zauważymy delikatne ślady po wypychaczach. Są one jednak bardzo łatwe do usunięcia metodą skrobania zaokrąglonym ostrzem skalpela. W porównaniu do Scout Cara to kaszka z mlekiem 🙂 Górny bieg ma odtworzony delikatny, nieprzesadzony zwis na kołach podtrzymujących.
Również wahacze odtworzone zostały z pieczołowitością.
I dopełniające kompletu zawieszenia odboje wahaczy.
Szkło reflektora, gogle dowódcy, winylowe tuleje i pseudo-lina ze sznurka kończą przegląd części. Jak łatwo zauważyć, nie jest ich porażająco dużo, jednak dla mnie nie jest to wyznacznikiem jakości modelu.
Nalepki to typowy wyrób Japończyków. Gruby film i wyraźny druk to ich cechy charakterystyczne. W tym zestawie to arkusik naprawdę symboliczny, bo jak pamiętacie z oznaczeniami tylko do dwóch pojazdów. Co do ich aplikacji – da się – sprawdzone 😉
Zgodnie z tradycją czas na mowę końcową. Nowy wypust Tamiyi nie rozczarowuje. Jest to solidna i godna polecenia miniatura dla każdego, model dla mas. Złoży go zarówno żółtodziób w tym fachu, jak i stary wyga. Budując Klimenta prosto z pudła, przy porządnym malowaniu z pewnością otrzymamy ciekawą i ładną miniaturę tego dosyć znanego tanka. Z minusów – z pewnością będzie brak blaszki z siatkami na otwory wentylacyjne, lina w postaci sznurka i mało schematów z malowaniami. Przydałaby się i toczona lufa. Model w najbliższym czasie trafi na mój warsztat, a relacja z jego budowy pojawi się na tym portalu. Powiem szczerze, że nie mogę się doczekać pierwszego cięcia….ah ta Tamijunia 😀
Rafał Buber Kubić
Model przekazany przez Hobby 2000 – dystrybutora Tamiya
Bardzo fajna i merytoryczna recenzja (przegląd). Osobiście do minusów dodałbym cenę. Jak dla mnie, jest stanowczo za wysoka. Owszem detal jest naprawdę ładny, a i pewnie sam model perfekcyjnie spasowany, ale ponad 200zł za model bez siatki, metalowej lufy i pewnie paru innych dodatków to stanowcze przegięcie. Nawet jak na Tamkę. Osobiście bym tu widział cenę koło 160-175zł.
Jestem ciekaw, jakby wypadł w bzpośrednim starciu z zapowiedzianym na ten rok modelem od RFM
Bardzo fajna recenzja jak zwykle.
Na blogu ScaleDracula jest oryginał zdjęcia z niemieckim czołgistą budującym model, który jest użyty jako wzór do rysunku w instrukcji. I tam jest jeszcze drugie zdjęcie z gotowym modelem.
https://www.scaledracula.com/historical-photo-of-the-day-1/
no z tą fajnością konstrukcji KW-1 to bym tak nie przesadzał 😉 o ile w 1941 pancerz i uzbrojenie tego grubcia robiło wrażenie (to był chyba pierwszy nowoczesny czołg ciężki na świecie – o potworkach typu T-35 czy Neubaufahrzeug nie ma co gadać nawet), ale jego technikalia to była porażka. pojazd był powolny (wpisy w dokumentach to jedno, wykorzystanie bojowe to drugie), wręcz ociężały, zwrotność mocno dyskusyjna a przede wszystkim- awaryjność była zatrważająca. o ile niemcy ze swoimi lichymi działami w ’41 mieli problemy by Kawulce zatrzymac, to sporo poddało się samych przez usterki silnika. ot do czego prowadzi upolitycznienie procesów produkcyjnych (byle szybko, byle najwięcej)
Jak pokazuje historia byle szybko,byle więcej było słuszną koncepcją.Druga sprawa,że ogromny wkład w usterki swoich wozów mieli słabo wyszkoleni tankiści 🙂
Dlaczego brak w widocznym miejscu informacji, że materiał sponsorowany?
A skąd pomysł, że był w jakikolwiek sposób sponsorowany?
Czy moge prosic o fotkę instrukcji montażu gąsienic? Mam kv2. W zestawie były gumowe gasienice. Model miał jeździć. Ale okazały sie krótkie. Kupiłem więc plastikowe sztywne od kv1. Z tego prezentowanego tu modelu jak sądzę. Ale instrukcja by pomogła
Jest do pobrania całość na scalemates: https://www.scalemates.com/products/img/5/3/5/1265535-31-instructions.pdf
Nie sądzę by to były gąsienice z tego tamiyowskiego KW-1 (new tool). Prędzej od Trumpetera i jego rodziny KW. KW-2 Tamki to stary wypust jeszcze z lat 70-tych, wówczas ta firma promowała takie jeżdżące modele. 🙂 Zasadniczo tamte KW nie mają nic wspólnego z tym nowym (poza tematyką).