1/35 Libijska Samobieżna Wyrzutnia Rakiet
MENG + KFS-miniatures
Budowa
Wydaje mi się, że Meng wchodząc na rynek z miniaturą pick-upa odnotował udany i efektowny debiut. Po pierwsze, całkiem zgrabnie i szybko zareagował na potrzebę rynku. Po drugie, projektanci zadbali o efektowną oprawę przedsięwzięcia. Ładne pudełko z nie najgorszym boxartem wyciągało ręce do modelarzy donośnie wołając “chcijmnie!”.
A ten, kto tym wezwaniom uległ, po otwarciu pudełka nie był zawiedziony. Znalazł w nim bowiem kilka wyprasek z czarnego, szarego, białego i bezbarwnego polistyrenu. Ponadto arkusz kalkomanii i komplet gumowych opon. Odlana niemal w jednym kawałku dzięki suwakowej formie karoseria pojazdu zabezpieczona została niewielkim kartonowym pudełeczkiem. Instrukcja zwraca uwagę ładnym opracowaniem, czytelną szatą graficzną i schematami montażu. Czyli wszystkim tym, co cechuje również dzisiejsze zestawy MENGa
Części w wypraskach wyglądają bardzo ładnie – filigranowe i wyraziste detale, brak nadlewek czy skurczów oraz nienachalne ślady po wypychaczach. Oszklenie jest cienkie i doskonale przeźroczyste. Kalkomania tak trochę na siłę dodana, bo jedyne, co naprawdę warte w niej uwagi, to zegary. Z kolei blacha fototrawiona, pomalowana na czarno, zawiera większość niezbędnych detali.
Generalnie rzecz biorąc, wygląda to bardzo atrakcyjnie. Widać jednak, że mimo skali typowej dla ‘pancerki’, projektanci zapatrzeni byli na modele pojazdów cywilnych w skali 1/24. Kolorowe wypraski, gumowe oponki, rozwiązania konstrukcyjne znane dobrze z większych modeli. Nie jest to jednak żaden zarzut; w końcu mamy do czynienia z miniaturą pojazdu cywilnego.
Zabawnym akcentem jest manekin, który po posklejaniu wedle instrukcji ma być posadzony na działku, będącym częścią składową zestawu. No ale jest groteskowy i lepiej od razu tę wypraskę posłać na hasiok, bo nawet detale nie są warte zachomikowania
Z kronikarskiego obowiązku wspomnę, że w paru miejscach w instrukcji montażu znaleźć można błędy w numeracji części, ale to już świecka tradycja w modelach z dalekiego wschodu.
Budowa
Etap montażu jest zazwyczaj weryfikacją pierwszego wrażenia, jakie sprawia model. Nie inaczej było i w tym przypadku. Przede wszystkim nie najlepszym wyborem okazał się czarny plastik. Wypraski w tym kolorze prezentują się atrakcyjnie, ale jednocześnie ciężko jest dostrzec, co wymaga obróbki. Dziwnie zaprojektowane są mocowania kół – ich kształt wskazywać by mógł, iż wewnątrz bębnów wetknięte być powinny winylowe tulejki (rozwiązanie popularne w modelach ‘cywilnych’), jednak takiego dodatku w pudełku nie znajdziemy. Nawet w formie plastikowych elementów. Pierwsza poważniejsza niedoskonałość modelu to belka łącząca przednie koła – bez drobnej modyfikacji nie trzymała się na zaczepach.
Kolejny zgrzyt pojawił się podczas przyklejania osłony przedniego mostu, którą trzeba było ściskać i kleić cyjanoakrylem. Na szczęście potem poszło już z górki i mimo wspomnianych niedociągnięć w miniaturze montaż podwozia zajął mi niespełna dwie godziny.
Prace nad nadwoziem koniecznym było zacząć od pomalowania wnętrza, w którym dorobiłem jedynie z polistyrenu uproszczone imitacje zapinek do pasów bezpieczeństwa.
Następnie wszystkie elementy pokolorowałem różnymi odcieniami szarości, granice między nimi maskując taśmą tamiyowską. Oczywiście różne detale wymagały pomalowania przy użyciu pędzla i akryli Vallejo. Dodatkowo dorobiłem imitacje wycieraczek z odpowiednio przyciętej czarnej folii Oramask.
Ciemnobrązowy łosz i szara farba nakładana techniką suchego pędzla pomogły podkreślić wyrazistość detali. Tak przygotowane elementy wnętrza zabezpieczyłem lakierem bezbarwnym: satyną na całość, a następnie matem na tapicerkę siedzisk.
Formalnością było dodanie odrobiny brudu na podłodze (w tej roli niezawodne tamiyowskie szminki nakładane zwilżonym pędzelkiem) oraz wrzucenie paru klamotów: pudeł, kartonów i nieodzownych kałasznikowów.
Karoseria
Nadwozie zacząłem od rzeczy, która wymagała najmniej pracy, czyli polepienia części ładunkowej – kilka elementów, dwie małe blaszki, cyk i gotowe
Dalej siadłem do szoferki. Aby zminimalizować ilość malowania we wnętrzu, które po zamknięciu miało być nieprzesadnie wyeksponowane, z czarnej folii maskującej wyciąłem z grubsza kształt podsufitki.
Zaplanowałem sobie pojazd mocno obity i odrapany. W tym celu postanowiłem przetestować dość wówczas (w 2014 roku) nowy preparat do zdrapek. Przy okazji skompilować jego efekty z tym, co uzyskać można z pomocą soli. Zacząłem wiec od pomalowania całej karoserii Tamiya XF-9 Hull Red, który po wyschnięciu zabezpieczyłem błyszczącym lakierem bezbarwnym
Na to natrysnąłem Worn Effects Fluid i nim zasechł, obsypałem wybrane rejony kryształkami soli różnej wielkości
Następnie pomalowałem karoserię. Jako koloru bazowego użyłem lekko przybrudzonej bieli Mr.Color C316. Wybrane powierzchnie rozjaśniłem Mr.Hobby H1, a cienie podkreśliłem H21 Off-white. Wszystkie trzy farby rozcieńczałem Mr.Color Thinnerem
Okazało się, że nie był to dobry wybór. Nie rozcieńczalnika, a farb w ogóle. Jednak ‘Gunziaki’ mają tak dobrą przyczepność do powierzchni i są tak trwałe, że ledwie udało mi się zdrapać sól. O skorzystania z efektów chipping fluidu w ogóle nie było mowy. Oględnie sprawę ujmując, wyszło mocno słabo. Bardzo mocno
Tu nie było czego ratować. Trzeba było wszystko zmyć…
…i podejść do sprawy inaczej. I za drugim podejściem nie szedłem już na skróty. Frezem, papierem ściernym i ostrzem skalpela wydrapałem liczne wgniecenia i uszkodzenia blacharki. Następnie całość pomalowałem tamiyowskim Hull Red – bo ta farba akurat sprawdziła się w całym procesie
Na tak przygotowaną powierzchnię nałożyłem dwie warstwy specyfiku AK do zadrapań farby. Gdy wysechł, model pomalowałem na kolor właściwy, czyli zgaszoną biel – tym razem używając winylowego akrylu z Vallejo. Dodatkowo podkreśliłem cienie, dodając do Off-white odrobinę beżowego Middlestone. Żeby poprawić właściwości farb, a przy tym uzyskać satynową powierzchnie, farby rozcieńczałem Sidoluksem – polecam przetestowanie takiej mikstury
Zadrapania powstały zgodnie z przepisem z opakowania – po namoczeniu powierzchni, drapałem lakier wykałaczką i stępionym ostrzem skalpela. Winyle pod względem wytrzymałości na uszkodzenia mechaniczne to jednak mocno badziewne farby, dlatego tym razem technika zadziałała w zasadzie perfekcyjnie
Następnym krokiem było pokolorowanie detali: listew ozdobnych oraz obramowań okien. Na koniec całą karoserię ponownie przykryłem bezbarwnym połyskiem
Nałożyłem też odrobinę akrylowej pasty Vallejo Dark Earth we wnęki nadkoli, aby mieć bazę imitacji suchego błota
Wyrzutnia rakiet
Mając poskładaną część ładunkową, mogłem zabrać się za zbudowanie stelaża pod wyrzutnię rakiet. Zacząłem od podpory z pręcika polistyrenowego o średnicy 2mm, który zamocowałem na specjalnej konstrukcji wtykanej w ‘orurowanie’ za kabiną
Konstruując elementy podpory wyrzutni wzorowałem się na jednej z oryginalnych konstrukcji. Jako mechanizmu ustalającego pozycję zasobnika użyłem zwykłego lewarka samochodowego wygrzebanego z podręcznego zapasu różnorakich utensyliów
Korpus UB-32 był żywiczną kopią wyrzutni, której budowę opisałem niedawno w osobnym materiale. Dodałem do niego niezbędne w tej konstrukcji detale
Gdy wszystko do siebie dopasowałem, musiałem uzupełnić konstrukcję o różne drobiazgi – imitacje spawów czy śrub
Zdecydowałem się też na wystruganie małego dodatku w postaci skrzynki z samymi rakietami. Z pręcika polistyrenowego wytoczyłem najpierw właściwy kształt ich korpusu, a następnie z tyłu nakleiłem kawałki taśmy maskującej Tamiya, imitujące plastikowe osłony złożonych brzechw
Gotowe pociski połączyłem imitacją drewnianych przekładek, a następnie z polistyrenu 1mm zrobiłem dwie skrzynki amunicyjne. Jedną zamkniętą, drugą do pomieszczenia rakiet
Gotowy komplet trafił do silikonu, a następnie został odlany z żywicy. Oczywiście cały proces zabrał trochę czasu
Mając już gotowy zestaw do waloryzacji modelu, dokończyłem montaż samego pojazdu. Ramę na pace przed przyklejeniem poskładałem w całość i pomalowałem – najpierw srebrem Mr. Color C8 jako podkładem i surfacerem zarazem. Potem naniosłem kilka warstw Supermetallica Mr.Hobby w kolorze Chromu. Klosze świateł i kierunkowskazów pokolorowałem transparentnymi farbami typu clear, a następnie wkleiłem we właściwe miejsce. Oczywiście oszklenie kierunkowskazu w pogniecionym nadkolu odpowiednio uszkodziłem
Montaż wyrzutni rakiet nie był wyzwaniem. Obróbki wymagały jedynie skrzynki. Po usunięciu kostki wlewowej musiałem odtworzyć fakturę w jej miejscu – zrobiłem to w identyczny sposób jak we wzorze, czyli przetarłem gruboziarnistym papierem ściernym. Dodałem też dwa detale z drutu miedzianego
Gotowe elementy pomalowałem aerografem. Samą wyrzutnię UB-32 matowym aluminium XF-16, a jej podstawę XF-56 Metallic Grey
Na drewniane skrzynki naniosłem naprzemiennie XF-52 Flat Earth i XF-60 Dark Yellow
Na to poszły dwie warstwy specyfiku AK088 Worn Effects. Gdy wysechł, skrzynki pomalowałem i wycieniowałem dwoma tonami zieleni. Następnie zrobiłem uszkodzenia w powierzchni akrylowej farby, mocząc wszystko wodą i drapiąc twardym pędzelkiem oraz wykałaczką. Na koniec podkreśliłem detale i dorobiłem niewielkie przebarwienia za pomocą emalii AK045 Dark Brown Wash
Uznałem, że miłym akcentem kolorystycznym będzie wymalowanie barw flagi libijskiej na wyrzutni rakiet (motyw często zresztą spotykany na zdjęciach dokumentujących tamtejszy konflikt). Ponownie zacząłem od pokrycia elementu płynem AK088 Worn Effects, który zamalowałem farbami akrylowymi. Uszkodzenia powłoki zrobiłem w identyczny sposób jak na skrzynkach
Dodatkowo namalowałem cienkim pędzelkiem jaśniejsze otarcia: odpowiednio Middlestone na kolorze zielonym, German Grey na czarnym i Orange na czerwonym przodzie
Do kompletu brakowało już tylko półksiężyca i gwiazdy. Na zdjęciach z Libii dojrzeć te symbole można w różnych formach – wymalowane starannie od szablonu, odręcznie, czasem dość nonszalancko i niestarannie. Za wzór wybrałem półksiężyc namalowany farbą w sprayu. Aby uzyskać imitację takiego efektu, nałożyłem kilka transparentnych warstw białego Tensocromu zmieszanego z firmowym rozcieńczalnikiem Lifecolor i odrobiną detergentu. Samo przejście między białym znakiem a czarnym podkładem dodatkowo stonowałem warstwą transparentnego German Grey
Ślady eksploatacji
Przed zamontowaniem wyrzutni na stałe musiałem jeszcze namalować uszkodzenia chromu na orurowaniu na pace. Do tego celu użyłem vallejowskiej błyszczącej czerni, nakładanej cienkim pędzelkiem
Konstrukcję przytwierdziłem do pojazdu cyjanoakrylem, a następnie złoszowałem niemal czarnym specyfikiem AK-Interactive, wedle sugestii producenta dedykowanym pojazdom NATO
Rdzawe zacieki i wykwity namalowałem emalią AK013 Rust Streats. Nadmiar farby ścierałem jednak nie tak, jak sugeruje to producent, pędzelkiem zwilżonym w White Spiricie, a na sucho. Wszystko dlatego, że pracowałem na gładkiej, błyszczącej powierzchni, z której emalię zmyłbym całkowicie postępując zgodnie z instrukcją
Ponieważ Libia powszechnie kojarzy się z orgiami w beduińskich namiotach pośród piasków pustyni, przekornie postanowiłem zabrudzić moją miniaturę na miejską modłę. Sprowadziło się to głównie do wyboru kolorystyki. Najpierw na dolne partie pojazdu natrysnąłem aerografem bury specyfik AK082 Engine Grime. Nieco więcej emalii trafiło tam, gdzie w samochodach tego typu osadza się najwięcej kurzu. Płyn aplikować trzeba z większej odległości, na niewielkim ciśnieniu w aerografie. Gdy substancja nieco podeschła, ostrą końcówką wykałaczki zrobiłem rysy w brudzie odsłaniające goły, ‘czysty’ lakier
Podobnie postąpiłem z kołami. Najpierw całe pokryłem mgiełką Engine Grime i na felgach zrobiłem przetarcia. Następnie bieżnik dodatkowo pociągnąłem jasnobeżowym płynem AK074 – wedle producenta idealnym do zacieków na pojazdach NATO. Na koniec powierzchnie styku opony z podłożem przetarłem grubym papierem ściernym
Wykończenie i ostateczny montaż
Miniatura wymagała już tylko drobnych prac wykończeniowych. Cały pojazd, w tym szyby, natrysnąłem lekko płynem do ‘natowskich zacieków’. Z przedniej szyby zdjąłem maskowanie, zrobiłem na niej kilka smug i wkleiłem wycieraczki
Skoro jesteśmy już przy oszkleniu, to także na bocznym, w rejonie krawędzi, naniosłem nieco brudu z wyżej wymienionych specyfików. Na koniec namalowałem kilka oleistych zacieków emalią AK025 Fuel Stains.
Tym samym miniatura była gotowa do finalnej sesji zdjęciowej
KFS
P.S. Jeśli podobają się Ci się moje artykuły i chciałbyś wesprzeć ich powstawanie, możesz kupić mi czarną paktrę, albo lepiej czarną kawę, w serwisie buycofee.to