1/35 Humber Scout Car Mk.I
w/Twin K-Gun
(D-Day Version)
Bronco – CB35016
Była recenzja Humbera, to teraz czas przekonać się, czy mający już parę lat model – notabene ładnie wyglądający w ramkach – sprawia przyjemność sklejaczowi !
Tak więc.. 3.. 2.. 1.. i…
Sklejamy !!
Montaż mojego skołt kara zacząłem standardowo jak w przypadku każdego innego modelu od… sklejenia osłony skrzyni biegów.
Dlaczego od skrzyni ? Ano dlatego, że we wnętrzu miniatury – jak wspominałem w recenzji – roi się od bardzo głębokich śladów po wypychaczach. A przymiarka rzeczonej osłony pokazuje, które wypychacze możemy sobie podarować w kolejnym żmudnym etapie. Niby przykrywa tylko trzy lub cztery kratery, ale to naprawdę duża oszczędność czasu przy wyprowadzaniu wnętrza do porządku.
Proces wypełniania tych skaz zajął mi ponad 2 godziny wypełniania szpachlówką Tamiyi, schnięcia, szlifowania, wypełniania szpachlówką Tamiyi, schnię… I tak w kółko, aż rezultat był równy…lub chociaż nie raził po oczach mnie i każdego kolejnego “Apacza”, który zatrzyma swój wzrok na moim modelu.
Gdy wnętrze pod względem równości było już na akceptowalnym poziomie, dokleiłem resztę wyposażenia. Dla wygody późniejszych prac malarskich luźne zostawiłem jedynie fotele i radiostację, którą po pokolorowaniu należy uzupełnić o fototrawioną osłonę. Wnętrze przestało razić pustką, a rezultat możecie zobaczyć na poniższych zdjęciach:
Model Humbera posiada pełne wnętrze, a co za tym idzie, także przedział silnikowy. Producent zadbał, by motor był dość szczegółowy i posiadał wszelkie przyległości w postaci zbiornika paliwa i chłodnicy odlanej razem z wiatraczkiem. W mojej koncepcji maska miała być zamknięta, ale silnik i reszta przyda mi się w budowie innej scenki z innym pojazdem. Tak więc, z modelarsko-redaktorskiego obowiązku, nie mogłem pominąć przyjemności sklejenia repliki Humberowego silniczka !
Gdy wnętrze miałem już ogarnięte, skupiłem się na podwoziu pojazdu. Rama modelu dobrze wyglądała w ramkach, ale po bliższym przyjrzeniu się na całej powierzchni ukazują się wyraźne skurcze plastiku. W tym miejscu, niestety, znów czeka nas wytężona praca z pilnikiem. W teorii ten element jest niezbyt widoczny, ale nie zwykłem w ten sposób traktować zacnych “brytyjskich” modeli 🙂 Rezultat rendez vous ramy z pilnikiem znajduje się na poniższym fotogramie:
Trochę gorzej wyglądała sprawa z resorami piórowymi. Producent opracował każdy jako dwie oddzielne połówki, czyli… pilnik iglak w gotowości!
Po uporaniu się z tymi niedogodnościami mogłem wreszcie przystąpić do końcowego montażu podwozia. Szlifowanie mostów, wałów napędowych, tłumika i zwrotnic to już był pikuś. W moich samochodowo-ciężarówkowych modelach nie lubię, gdy koła są sklejone w kierunku na wprost i zawsze staram się nadać im skręt. W przypadku broncowego Humbera niestety nie mamy fabrycznie takiej możliwości. Ale dla chcącego nic trudnego (jak mawiał Adam Słodowy) i po zastosowaniu brutalnej siły w postaci zeszlifowaniu części trzpienia przy zwrotnicy, nadałem kołom prawidłowy – skręcony – kierunek! Sklejone podwozie prezentuje się wcale nieźle…
…choć po założeniu pancernej osłony niewiele już widać…
Chcąc eksponować mój model z otwartymi włazami, przed zamknięciem kadłuba musiałem pomalować cały przedział załogi Humbera. Prace malarskie rozpocząłem od natryśnięcia na wszelkie wymagające tego powierzchni ciemnoszarego podkładu Vallejo.
Po wyschnięciu zamierzałem rozjaśnić powierzchnię zwykłą szarą farbą, ale przypomniałem sobie, że dzień wcześniej kupiłem nowy podkład z AK-Interactive, więc użyłem go i stwierdzam – fajny!
Na tak przygotowaną powierzchnię mogłem wreszcie nanieść białego eRceKa. Coraz częściej używam farb z tej serii, bo co powiedzieć.. Dobrze mi się nimi mazia 🙂
Kolejnym krokiem było pokolorowanie wszelkich szczegółów we wnętrzu pojazdu. Po tej czynności zaaplikowałem we wszelkie zakamarki punktowego łosza z farbki olejnej Sepia z 502 Abteilug. Szerzej taki proces omówię i pokażę w drugiej części relacji z budowy. A na tamtą chwilę efekt po olejach był taki:
Po nałożeniu matowego werniksu mogłem poskładać do kupy wnętrze modelu. Na samym końcu upaprałem jeszcze podłogę pigmentami i gdzieniegdzie zapuściłem specyfikiem AK079 Wet Effects dla imitacji mokrego błota. I po wszelkich zabiegach wnętrze prezentuje się tak:
A teraz już z górki! Montujemy płytę przednią, po niej górę kadłu… rany boskie… ale ten kadłub i przyległe elementy są zwichrowane!!! Płyta przednia jest odlana razem z górą błotników i to po nich widać, że sklejanie nie będzie przyjemnością…
Jak się okazało, góra kadłuba także nie chciała współpracować. O ile sprawę wyżej wymienionej szpary pomiędzy błotnikami a kadłubem rozwiązał w dużej mierze klej cyjanoakrylowy, to z górną częścią pancerza ten numer już nie przeszedł. Niestety, mamy tu do czynienia z aż sześciokątem, który w najlepszym razie zgrywa się z dołem tylko w jednym punkcie. I tu właśnie delikatno-modelarskie ceregiele się skończyły i trzeba było wdrożyć rozwiązanie siłowe. Nadbudówkę przytrzymałem w jednym miejscu ściskiem, skleiłem, a po wyschnięciu na siłę obróciłem do kolejnego styku i znów chwyciłem w ścisk. Trochę to trwało, ale udało się zsynchronizować dół z górą.
Czy to już koniec ściskowej alegorii “50 twarzy Greya” na warsztacie ? A skąd! Teraz tył też tak chce! Cała tylna maska była zwichrowana na lewo i w górę. No to musiałem jej dać klap.. znaczy się wsadzić ją w ściski.
Mimo tych drastycznych metod, w modelu pozostały spore szpary, których nie było sensu wypełniać moją ulubioną szpachlówką Tamiyi. Od razu sięgnąłem po dwuskładnikowego Milliputa. Po uzupełnieniu wszelkich wyrw, wygładziłem powierzchnię pędzlem zmoczonym w wodzie.
Dopiero teraz mogłem przystąpić do montażu końcowego. Uchwyty w kadłubie wymieniłem na własnoręcznie wykonane z drutu miedzianego. Podobnie postąpiłem z mocowaniami lusterek, gdyż – znając siebie i mój talent do parokrotnego urywania w czasie malowania tego typu elementów – druciane są solidniejsze. Nawierciłem także otwory pod przyszłe anteny, a z drucika wykonałem jeszcze przewód do klaksonu.
Opony “ugiąłęm”, spiłowując ich dolne części na szlifierce.
Ostatnim etapem był montaż tytułowego podwójnego Vickersa. Był dość pracochłonny ze względu na delikatność jego elementów. Ponadto nawierciłem lufy.
I to tyle, model stanął na własnych kołach (choć przyklejonych na Patafixie). Na obecną chwilę Humber prezentuje się następująco:
Czy sklejanie dwunastoletniego już zestawu z Bronco było czystą przyjemnością? Nie. Ale nie było także drogą przez mękę, choć widać, że odbiega już od najnowszych standardów firm modelarskich. Ale czy było warto brać się za niego? Tak! Przedstawicieli brytyjskiej myśli technicznej dalej przesadnie dużo na rynku nie ma, a sam Humber jest naprawdę słodkim maleństwem, więc warto postawić go sobie na półce. Zapraszam niebawem na drugą część relacji z budowy Skołt Kara! I mały “Teaser”, co będę z nim dalej wyczyniał 🙂
Witold Socha
Nice build! How about comments in English?
Feel free to comment
Ten zapowiadany skręt kół gdzieś zniknął…
Spokojnie, wszystko jest polepione na plastelinie jedynie do zdjęć. Aż nie do wiary że zdołała utrzymać ciężar modelu bo koła przednie nie mają praktycznie trzpieni 🙂 Po poklejeniu na ostro skręt kół się znajdzie 🙂