1/35 M60A1 U.S. Army Main Battle Tank
Budowa cz. 1
Takom – 2132
Trochę czasu minęło, odkąd miałem okazję ocenić dla Was M60A1 od Takoma. Po dokończeniu swoich modeli mogłem wreszcie rozgrzebać ten stosunkowo świeży wypust. O tym, jak poszła mi budowa, możecie przeczytać poniżej.
Ważna adnotacja na samym początku – już przed klejeniem zdecydowałem, że zrobię pojazd w malowaniu z wojny iracko-irańskiej. To istotne, bo wóz, który walczył w konflikcie zbrojnym może być mocniej zmęczony życiem niż koszarowany pojazd U.S. Army. To odbije się nie tylko na weatheringu. Pewne uszkodzenia można zasymulować już na etapie budowy i myślę, że warto to podkreślić, żebyście czytając relację wiedzieli, czemu z niektórymi elementami obszedłem się tak brutalnie. 😉
Budowę rozpocząłem od układu jezdnego. Zazwyczaj na dobry początek i rozruch zajmuję się sklejeniem kół, a później całego zawieszenia. Tym jednak razem postanowiłem sporo uwagi poświęcić samym kołom jezdnym.
Zdecydowałem się na wykonanie znacznych uszkodzeń na gumowych bandażach. Mniejsze z nich powstały poprzez nacinanie powierzchni skalpelem i odkrawanie/odłupywanie fragmentów bandaża.
Większym uszkodzeniom najpierw nadawałem kształt wycinając nadmiar plastiku skalpelem. Następnie dziurawiłem tak wykonane uszkodzenia starym, przytępionym ostrzem skalpela, jednocześnie starając się odłupać i oderwać fragmenty tworzywa. Ważne, aby robić to pod różnym kątem, z różnych kierunków i z różną siłą – dzięki temu mamy niejednakowe i nieszablonowe uszkodzenia.
Ponieważ efekt uzyskiwany tą techniką bywa bardzo ostry i wyrazisty, część z uszkodzeń zalałem niewielką ilością kleju Extra Thin Tamiya, dzięki czemu uległy one wygładzeniu. Kilka z kół potraktowałem też rozpuszczalnikiem Nitro – podziabane sztywnym pędzlem dały wrażenie nieco zestarzałej gumy.
Skoro uszkodziłem gumy na kołach to konsekwencja wymagała, żeby podobnie zmęczyć gumowe nakładki na gąsienicach. Tutaj zdanie było trudniejsze, bo mamy do czynienia z gumowymi paskami.
Na dobry początek przeszlifowałem gumowe nakładki gruboziarnistym papierem ściernym i pilnikiem. Następnie w powierzchnię nakładek wbijałem skalpel i nacinałem je pod różnymi kątami. Później z pomocą pęsety wyrwałem nacięte fragmenty z niektórych nakładek. Znacznym ułatwieniem w nadawaniu faktury było uprzednie nałożenie na ogniwa gąsienic kleju Extra Thin. Wtedy wystarczyło podziabać je niedużym, sztywnym pędzlem.
Gdy koła i gąsienice były gotowe, mogłem przejść do sklejenia kadłuba i wieży. Zdecydowałem się na taką kolejność nieco wbrew instrukcji, ponieważ było to konieczne, abym mógł wykonać kolejny krok, który sobie założyłem – fakturę odlewu. Przed sklejeniem skorupy umieściłem na miejscach peryskopy, bo potem ich wklejenie byłoby mocno utrudnione.
Model posiada bardzo ładną fakturę, ale w miejscach łączenia połówek kadłuba i wieży powstają linie, które nie do końca powinny tak wyglądać. Do tego dochodzi kilka markerów na części, których w tej wersji M60 nie przyklejamy – trzeba je było zeszlifować, a to automatycznie uszkodziło pewne fragmenty faktury. W związku z tym uznałem, że lepiej będzie podrasować ją na większej powierzchni niż tylko przy samych łączeniach i uszkodzonych fragmentach.
Do wykonania faktury odlewu użyłem mieszanki szpachlówki Tamiya z klejem Extra Thin tej firmy i trzech starych, sztywnych pędzli – dużego do dużych powierzchni, średniego do bardziej precyzyjnej roboty i małego do zadań specjalnych.
Klej i szpachlówkę mieszałem w proporcjach „na oko”, ale raczej używałem bardziej lejącej niż gęstej konsystencji – zależało mi tylko na niewielkim podciągnięciu wyrazistości faktury, a nie na zbudowaniu efektu rodem z sowieckich pancerzy. W kilku miejscach nałożyłem nieco więcej gęstej szpachlówki dla lepszego zróżnicowania efektu – widać to w formie ciemniejszych plam tu i tam.
Brak przyklejonych detali zdecydowanie ułatwił mi pracę. Miejsca wymagające precyzyjnego nakładania, np. okolice śrub, potraktowałem najmniejszym pędzelkiem.
Gdy szpachlówka i klej przeschły, cały model przeszlifowałem kostką polerską z Rossmanna i ściernym puzzlem na piance od U-Star. Najważniejsze to użyć wysokich (drobnych) gradacji i nie wkładać w to dużo siły – chodzi tylko o delikatne przytłumienie efektu.
Tu warto zwrócić uwagę na klejenie małej wieżyczki dowódcy z karabinem maszynowym. Sklejenie połówek góra-dół nie nastręcza trudności, ale zalecam uwagę przy sklejaniu elementów jarzma i pokrowca karabinu maszynowego. Warto uważać, żeby części nie poprzesuwały nam się względem siebie i nie wyszło to krzywo – nieduża część z odlewem niepoprawionym przeze mnie ma tendencje do „uciekania” w dół, a za nią leci też pokrowiec jarzma i cała misterna konstrukcja… wiecie co. Przydałby się tu jeszcze jakiś jeden dodatkowy bolec pozycjonujący części.
Teraz mogłem przejść do odtworzenia miejsc łączenia odlewów na wieży i płycie nadsilnikowej. W przypadku wieży podział technologiczny części jest taki sam jak w oryginale. W związku z tym linię łączenia połówek przetrasowałem skalpelem, a następnie wkleiłem w nią polistyrenowy pręcik 0,2mm. To samo zrobiłem na kadłubie.
Przyklejone pręciki przesmarowałem od góry dość obficie klejem Extra Thin. Gdy namiękły, po około 5-10 minutach spłaszczyłem je z pomocą ostrza cyrkla, tu i tam mocniej dociskając. Na koniec przeszlifowałem je, by jeszcze mocniej się spłaszczyły, a ewentualne uszkodzenia faktury wokół poprawiłem opisaną powyżej mieszanką.
Po tych zabiegach bryły kadłuba i wieży były gotowe – mogłem zająć się przyklejaniem detali. Na pierwszy ogień poszedł układ jezdny. Przykleiłem wszystkie detale zawieszenia, wahacze kół z mechanizmem napinającym gąsienice oraz mocowanie koła napędowego.
W trakcie klejenia gdzieś zaginęło mocowanie jednego z siłowników wspierających drugi wahacz po prawej stronie kadłuba – typowa modelarska Amba. W kolejnych krokach dorobię ten brakujący szczegół.
Następnie zająłem się detalami dolnej części kadłuba. Na miejscu wylądowały haki holownicze i szekle. Z Tamiya Epoxy Putty wykonałem wokół nich spawy – cienki wałek masy uklepywałem wokół detali przy pomocy wykałaczki maczanej w wodzie, a potem drugą, przyciętą częścią wykałaczki wykonałem fakturę spawu. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że jest ona za mocna – przed malowaniem przytłumię ją prawdopodobnie poprzez nałożenie Surfacera 500.
Po zakończeniu prac wokół układu jezdnego złożyłem w całość tył kadłuba. Tu nic nie trzeba było zmieniać lub poprawiać – wszystko pasowało jak należy.
Następnie uzbroiłem w detale wieżyczkę dowódcy. Zaczepy wykonałem z drutu – to dla mnie wygodniejsze niż szlifowanie plastikowych części. A te, szczególnie drobniejsze, mają u Takoma wyjątkowo paskudne szwy, toteż prawdopodobnie straciłyby okrągły przekrój w czasie szlifowania.
Najpierw w miejscu markerów na uchwyty zrobiłem wgłębienia z pomocą szpikulca cyrkla. Później przewierciłem się na wylot ręczną wiertarką i w tak powstałe otwory włożyłem drut zagięty z pomocą pęsety. Wzorem rozmiaru były dla mnie części zestawowe. Poza tym dwie części fototrawione, parę plastikowych i wieżyczka była gotowa – no, prawie. Trzeba jeszcze zrobić spawy wokół nowych drucianych uchwytów.
Wieża wzbogaciła się o pokrowiec jarzma działa i samą armatę. Drobne szpary w pokrowcu, który składał się z trzech części, załatałem Tamiya Epoxy Putty. Używanie dwuskładnikowej masy w tym przypadku ma ten plus, że nie musimy czekać na jej wyschnięcie – po zaaplikowaniu nadmiar ściągamy jakimkolwiek narzędziem, może to być nawet palec – ważne jedynie, aby był wilgotny od wody, dzięki czemu masa nie przywrze do niego i nie oderwie się od szczeliny, w którą ją zaaplikowaliśmy.
Zestawowa lufa miała delikatny szew, z kolei przedmuchiwacz składał się z dwóch połówek. Odrobina szpachlówki i delikatne szlifowanie gąbkami prawdopodobnie załatwiło kwestię ewentualnych szparek i nierówności – choć to zawsze okazuje się dopiero przy podkładowaniu.
Następnie zająłem się błotnikami. Ich końcówki pocieniłem z pomocą skalpela i papieru ściernego…
… a następnie lekko podgiąłem z pomocą pęsety i paluchów.
Mogłem teraz przykleić na błotnikach resztę detali. Patrząc na to, jak potraktowałem gumowe bandaże, mogliście się domyślić, że zamierzam wykonać zmęczony życiem pojazd. Błotniki to kolejny obszar, na którym można poszaleć i uatrakcyjnić wygląd naszej miniatury.
W jedną ze skrzynek upchnąłem nieco nitrylowej rękawiczki i płachtę ulepioną z Green Stuff. Użyłem obu sposobów, bo… w sumie nie wiedziałem, który wyjdzie lepiej. W ostatecznym rozrachunku różne materiały dadzą wrażenie różnych faktur po pomalowaniu.
Drugą ze skrzynek przeryłem pilnikiem, chcąc wykonać coś na wzór wgnieceń blachy. Najpierw pilnikiem diamentowym wyżłobiłem głębokie bruzdy, a następnie drobniejszymi pilnikami i gąbkami ściernymi tonowałem efekt i zacierałem wszelkie zadziory. Nigdy nie robiłem czegoś takiego na plastikowych częściach, więc pojęcia nie mam, jak to wyjdzie po malowaniu – ale przecież trzeba próbować nowych rzeczy.
Następnie do kupy złożyłem wieżowy kosz. Miałem z nim trochę problemów – zalecam więc uwagę przy klejeniu. Ja prawdopodobnie pomyliłem górny pręt z dolnym (nie mam pojęcia jak…) i przez to geometria kosza zaczęła mi się rozjeżdżać. Przy składaniu znaczenie ma też odpowiednie ułożenie siatki, dlatego lepiej dokładnie wszystko poprzymierzać. Na tym etapie nie sklejałem dokładnie siatki z plastikowym stelażem, bo przymiarki pokazały mi, że z wklejeniem kosza do wieży też będzie trochę gimnastyki. W związku z tym przyklejone siatki przy próbach manipulacji i dopasowywania kosza raz-dwa by się rozleciały. Gdy kosz będzie już na miejscu, wówczas będzie można delikatnie nagiąć i przykleić fototrawioną siatkę do stelaża.
Później przystąpiłem do złożenia wielkiego szperacza do zamontowania nad armatą. Dolna jego część nie pasowała idealnie do górnej i łączenie wymagało drobnego szlifu.
Dokonałem też drobnej przymiarki kół do kadłuba… byłem bardzo ciekawy, jak to wygląda:
… i podoklejałem większość detali na kadłubie. M.in. lampy, które „dospawałem” do pancerza. Z kolei uchwyt na działo na tyle kadłuba posiadał tak grubaśny szew, że nie pozostało mi nic innego, jak dorobienie od podstaw drobnych śrubek na bokach – po szlifowaniu wszystko zniknęło. Taśma na wahaczach to wynik tego, że koła bardzo luźno się na nich opierały i bez niej po prostu pospadałyby. Z nią możliwe jest złożenie modelu “na sucho”.
Później mogłem przymierzyć gąsienice i koła….:
Jak na gumiaki, wyglądało to naprawdę nie najgorzej. Odrobina kleju CA powinna wszystko idealnie ułożyć.
A skoro wszystko pasowało, to na miejscu umieściłem błotniki. W międzyczasie dodałem fakturę odlewu na elementach wydechów, które się tam znajdują – wypatrzyłem ją na zdjęciach oryginałów, a Takom o niej zapomniał.
Skoro kadłub gotowy – wracamy do wieży. Poumieszczałem na właściwych miejscach brakujące detale. Podobnie jak przy kadłubie, tak i tutaj obyło się bez jakichkolwiek problemów. Instrukcja jest czytelna i nie zanotowałem żadnych błędów lub nieścisłości.
Jedynym detalem, który dodałem od siebie, był drucik imitujący poręcze. Zestawowe miały spore szwy i nie było sensu tego szlifować. Z lenistwa wykorzystałem za to zestawowe uchwyty do poręczy, które poodcinałem, wyszlifowałem i przykleiłem w odpowiednich miejscach. Następnie na nie nakleiłem docięty pod wymiar drucik.
Wokół modelu pozostała sama kosmetyka. Tylne części przezroczystych peryskopów postanowiłem pomalować na niebiesko – nie wiem czy był to dobry wybór, chyba lepiej pasowałby ciemniejszy kolor, niemniej jednak po doklejeniu osłon, a następnie pomalowaniu kolorami bazowymi, niewiele z tego zostanie – wówczas ocenimy dobór kolorów. 😉
Skoro wieża i kadłub były gotowe – złożyłem model do kupy…
…a skoro wszystko prezentowało się nieźle – dołożyłem koła i gąsienice. Zaczęło wyglądać to jak model gotowy do malowania.
Ale czy tak było? Oczywiście, że nie! 😉 Szczerze mówiąc – lubię, jak na modelu dzieje się trochę więcej niż instrukcja przewiduje. Dlatego postanowiłem wykorzystać ten wielki kosz na tyle wieży i zagracić go szpargałami znalezionymi w czeluściach warsztatu. Ogląd zdjęć irańskich M60 pokazuje, że załogi niejednokrotnie miały tam istny stragan ze wszystkim i niczym.
Żeby wszystko ładnie dopasować i uniknąć dziwnych pustych przestrzeni pomiędzy twardymi, nieuginającymi się tobołkami i innymi akcesoriami z żywicy, ulepiłem trochę szmatek z Tamiya Epoxy Putty. Pierwszy raz używałem tej masy do takiego celu i jestem bardzo zadowolony. Do tej pory korzystałem z Green Stuffu i Magic Sculpt, czasem pomieszanych ze sobą, tymczasem okazało się, że masa Tamiya idealnie ze mną współpracowała. W dolne rejony kosza upchnąłem przycięte fragmenty nitrylowej rękawiczki – szkoda tam było lepić cokolwiek z masy, bo praktycznie nie będzie tego widać, ale zarazem dla uważnego obserwatora nie będzie tam ziało pustką.
Wróćmy jednak do Tamiya Epoxy Putty. Przygotowane z niej szmaty podocinałem w prostokąty, delikatnie ułożyłem na miejscu, a potem pędzelkiem zmoczonym w wodzie poodciskałem (ale z uwagą i nie za mocno!) w odpowiednie miejsca. Tu zrobiłem fałdę, tam zagiąłem, tu złożyłem na pół – masa idealnie poddawała się tym wszystkim zabiegom.
Sporo z wykorzystanego do zrobienia ładunku szpeju to sprzęt made in US, który jak mi wiadomo przed rewolucją w Iranie płynął do tego kraju tak samo jak sprzęt ciężki, chociażby w postaci tego M60A1. Wszystkie przedmioty w koszu są włożone na sucho do zdjęć lub przyłapane BluTackiem. Zarówno je, jak i wyrzeźbione szmatki, powinno się udać bezproblemowo wyjąć przed malowaniem i pomalować osobno.
Tak oto model faktycznie stał się gotowy na malunki. W międzyczasie poprawiłem kilka miejsc, dodałem drobne spawy np. wokół uchwytów na liny holownicze i poręcze oraz zawiesiłem same liny. Te, żeby lepiej ze mną współpracowały, przed sklejeniem wyżarzyłem nad zapalniczką.
Z większych „modyfikacji” dodałem w przedniej, dolnej części wieży blaszane… nazwijmy to, „policzki” – jakoś tak mi się to skojarzyło. W rzeczywistości jest to prawdopodobnie przedłużenie osłony jarzma, które nie jest odlewane – i ten brak faktury bardzo ciekawie odcina się na prawdziwym wozie. Myślę, że i tu zrobi robotę.
Blaszany naddatek wykonałem z aluminiowej blaszki z foremek do ciasta i innych pasztetów. Taka blaszka po wyżarzeniu jest prawie tak samo plastyczna jak zwykłe sreberko. Wystarczyło przyciąć ją z grubsza w prostokąt i przycisnąć palcami w miejscu, gdzie powinna się znaleźć. Następnie przy pomocy nożyczek odciąłem naddatek materiału. Przygotowany i kilkukrotnie przymierzony na sucho fragment blaszki przykleiłem klejem CA i wykonałem spaw z Tamiya Epoxy Putty.
ERRATA: Na etapie budowy modelu popełniłem drobny błąd techniczny. Powinienem pomalować wnętrze widocznego poniżej reflektora i przykleić szybkę z ramą, a następnie zamaskować taśmą fragment części, który ma zostać przezroczysty. Zwracam na to uwagę gdyby ktoś budował ten model, żeby nie powielać tego samego błędu.
Budowa tego modelu sprawiła mi sporo frajdy. Jest to naprawdę dobry zestaw, który nawet z pudełka i z gumowymi gąsienicami wygląda nieźle. Drobne przeróbki, którym go poddałem, sprawią, że powinien ostatecznie wyglądać jeszcze ciekawiej. Duże nadzieje pokładam w malowaniu i mam co najmniej kilka pomysłów na “smaczki” i “momenty” na pojeździe – zobaczymy, co z tego wyjdzie.
To by było chyba na tyle – za jakiś czas widzimy się w lakierni!
Jeśli podobają Ci się moje artykuły i modele możesz wesprzeć mnie symboliczną kawą poprzez serwis buycoffee.to. Zapewne kawy za to nie kupię, ale nowe farby – jak najbardziej!
Kamil Knapik