1/72 M132 Armored Flamethrower
Limited Edition
S-Model – SP072001
Dzisiaj uraczę Was drobną ciekawostką, by nie rzec białym krukiem, albo czymś w rodzaju zagadki. Ha! Otóż jakiś czas temu zostałem obdarowany całkiem fajnym modelikiem w nikczemnej skali 1/72 (dobra może nie aż tak nikczemnej). A modelik ów przedstawia jedną z ciekawszych wersji mojego drugiego (po Shermanie rzecz jasna!) ukochanego pojazdu. Znaczy aluminiowej mydelniczki o wdzięcznej i poetyckiej nazwie M113. A wersja to samobieżny miotacz ognia używany podczas wojny wietnamskiej, czyli M132 szerzej znany pod nazwą „Zippo”.
Czemu ciekawostka i zagadka? Ano jest to model dość enigmatycznego chińskiego producenta, którego modele wszyscy „siedemdwójkarze” znają i chwalą, a który nie ma nawet swojej strony, czy katalogu. S-Model znaczy się. Jedyne informacje o firmie znalazłem na Scalemates, aczkolwiek też są mikre – ot, lista wydanych dotychczas modeli. W dodatku na portalu jeszcze żaden model z tej firmy nie był omawiany, brawurowo więc przecieram szlaki.
Sam model jest modyfikacją opracowanego w 2013 roku zestawu M113 pakowanego po dwie sztuki w jednym pudełku, co jest zresztą standardową praktyką jeśli chodzi o modele S-modelu (!). Zippo został wypuszczony w edycji limitowanej w 2018 roku i jest w zasadzie aktualnie praktycznie niedostępny. Czy szkoda? Zaraz postaram się odpowiedzieć na to pytanie. Pierwej, tradycyjnie zajrzyjmy do środka wnętrza pudełka. W owym środku wnętrzu jest woreczek z różnymi klamotkami.
Czyli zielona ramka z częściami, z których możemy zbudować sobie zwykłą M113A1. Części jest niewiele, widać że producent postawił na łatwość i szybkość montażu. Kosztem niekiedy jakości.
Bo tak, mamy koła odlane razem z gąsienicami, bez użycia form suwakowych (a szkoda, szczególnie że ta technika została zastosowana do zamarkowania otworu w rurze wydechowej, który można sobie wyborować w sekund pięć!), gąsienice więc tracą na detalizacji. Dużo tracą.
W dodatku, żeby je uprzestrzennić, trzeba do nich dokleić drugi rząd kół. Fajny pomysł, tylko dlaczego do jasnej cholery doklejamy WEWNĘTRZNE koła? A nie te, które są bardziej widoczne i powinny być ładniejsze? Jeden Chińczyk wie. Rodzime nasze IBG robi to lepiej.
Reszta ramki tez jest dość nierówna. Bo mamy bardzo ładnie – zważywszy na skalę i wiek miniatury – oddane detale przedniej części pojazdu.
Oraz fajny dach czy strop, czy górę kadłuba po prostu. Z zauważalną lekką pomarańczową skórką, która być może nie będzie widoczna po pomalowaniu.
Bardzo ładnie zdetalowany ckm Browninga, z niestety niedolaną lufą. A może i stety – miotacz ognia nie posiadał na stanie półcalaka i szerzył zniszczenie i pożogę jedynie za pomocą polewaczki.
Jest jeszcze kolejna łyżka dziegdziu w postaci tylnej ściany kadłuba, odlanej razem z rampą desantową (której zatem raczej nie otworzymy), płytkimi detalami i dość paskudną imitacją liny holowniczej. Uwagę zwraca też dziwnie odwzorowany właz desantowy – w oryginale zlicowany z rampą. Troszku drętwo.
Całe szczęście, zanim się bardzo zagotujemy, na białym koniu wjeżdżają części dzięki którym zrobimy sobie Zippo.
A są to przede wszystkim żywiczne odlewy kopułki miotacza.
Bardzo ładne i filigranowe! Próbowałem zrobić zdjęcie wylotów machiny płomienistej zagłady, niestety zdradziecki aparat łapał ostrość niekoniecznie w tym miejscu w którym chciałem…
Do tego dochodzi metalowa biżuteria w postaci toczonej anteny. Fajnej całkiem.
Oraz małej blaszki fototrawionej zawierającej poręcz ochraniającą kopułę miotacza płomieni, osłony anten i hak holowniczy (!).
Dodatkowo można znaleźć arkusik z grubymi kalkomaniami, na których są tylko białe gwiazdy (przepraszam za zdjęcie paluchów – chciałem zobrazować wielkość).
Słusznie gwiazdki budzą Wasze zdziwienie – jedynym schematem malowania jest obrazek na pudełku (Ha. Ha. Ha.). Żeby zrobić model w jakimś sensownym malowaniu, trzeba się będzie potrudzić szukaniem aftermarketów (Star Decals na przykład), albo zrobić napisy samemu, co nie zawsze jest łatwe i przyjemne. Tył pudełka jest też instrukcją montażu. Całe szczęście przejrzystą i czytelną.
W sumie, odpowiadając na zadane wcześniej samemu sobie pytanie – mam mieszane uczucia. Na pewno modelik da się poskładać szybko i z tego co wiem o pozostałych wyrobach firmy, bezboleśnie. Na pewno nie będzie wyglądał całkiem źle po zmontowaniu. Na pewno może wyglądać dużo lepiej, jeśli się włoży w niego parę dodatkowych godzin pracy (chodzi mi po głowie pożenienie S-Modelu z M133 Trumpetera). Nie do końca chyba warto szarpać się ze zdobywaniem tego akurat zestawu, chyba że ma się fioła na punkcie emstotrzynastki albo wojny w Wietnamie. Czyli podsumowując, fajna ciekawostka, ale ma dużo „ale”.
Michał Błachuta