Klejenie drobnych elementów fototrawionych
Tak z perspektywy czasu to dochodzę do wniosku, że jakiś większy postęp w klejeniu blaszek dokonał się u mnie gdy zmieniłem sposób korzystania z kleju. Ale może to nie to, a w końcu odezwało się doświadczenie. Może. Jak się już trochę tych blaszek przerzuci, to nie ma siły, opanuje się jakąś optymalną dla siebie technikę. W każdym razie ta zmiana używania kleju znacząco podniosła mi komfort klejenia.
No to tak – klej trzeba wylać na coś lakierowanego, co by się nie wchłaniał w podłoże. Ja używam starych płyt CD
Prawie wyłącznie używam kleju rzadkiego.
Wylewam kroplę. Nie, nie, jeszcze nie kleimy – czekamy. Załóżmy, że klej jest świeży, nówka sztuka lub taki max miesięczny. Co się stanie, jeśli zaczniemy już kleić? Moczymy drucik w kleju, niesiemy go do trzymanego w pęsecie elementu, smarujemy ten kawałek, który chcemy przykleić, niesiemy element do modelu – nie klei. No nie klei, bo klej zasychał już w momencie smarowania elementu. Próbujemy drugi raz, trzeci. Czujemy, że musimy to zrobić szybko. W końcu złapie, ale czy z tego pośpiechu trafiliśmy tam gdzie chcieliśmy? I jest równo? Pewnie nie. No właśnie, dlatego sugeruję inną technikę.
Wróćmy do tej wylanej na płytkę kropli. Mija minuta i widzimy, że zaczyna żelować. Dolewamy drugą kroplę i UWAGA! Dokładnie na tę pierwszą. Czekamy. Teraz klej zaczyna gęstnieć dopiero po kilku minutach. Dolewamy kolejną i tym możemy już kleić. Nie wiem, co dzieje się fizycznie w takiej kropli, ale wygląda to jakby dolne partie opóźniały wysychanie górnych, a jednocześnie klej zachowuje cały czas pierwotną siłę klejenia i, co najważniejsze, cały czas jest rzadki! Siódma/ósma kropla pozwala na utrzymywanie kleju w takim stanie godzinę! Dodatkowo, jeśli pierwsza kropla była duża, a kolejne coraz mniejsze, to mamy na płytce klej w kilku gęstościach. W środku cały czas rzadki, a po bokach już średni. Od kiedy wylewam klej cały czas w jedno miejsce, a nie ciągle w nowe, klei mi się znacznie bardziej komfortowo. Mam więcej czasu. Momentami aż za dużo, więc aktywator CA jest w ciągłym użyciu 🙂 Zapewne zachodzące w nim w czasie zmiany chemiczne go osłabiają i stąd bierze się dłuższy czas schnięcia, ale ja tego nie dostrzegam. Dla mnie liczy się, że cały czas jest wystarczająco rzadki, a czas schnięcia ulega znacznemu wydłużeniu. Średni mi tego nie da. Oczywiście kolejne krople należy dodawać, zanim całkowicie zaschnie poprzednia.
Kiedyś zakręcałem klej zaraz po wylaniu kropli. No bo żeby nie zasychał czy jak. Ale wtedy często nakrętka przyklejała się do butelki, nawet po wytarciu. Już dawno tak nie robię. Otworzony klej stoi na biurku po kilka godzin. Specjalnie mu to nie przeszkadza. Może i szybciej traci przydatność, ale nawet jak będziecie go zakręcać, to szybciej przestanie być użyteczny ze starości niż zdążycie wykorzystać pól butelki.
I ważna uwaga. Tak jak wspomniałem w pierwszej części, trochę tych klei przerzuciłem i uwagi powyżej dotyczą tego, którego stale używam. Nie gwarantuję, że inne będą zachowywać się identycznie.
Ja kupuję taki
Zazwyczaj kilka butelek, bo mam sporą rotację. Przy mojej technice klejenia wystarczająco rzadki jest przez 4-5 miesięcy. Potem gęstnieje i staje się średnio/średni (też przydatny), a ja otwieram nową buteleczkę.
Osoby uczulone na opary cyjanoakrylu stwierdziły, że należy on do tych mniej agresywnych/uciążliwych, choć bezzapachowy nie jest.
Wspomniałem o aktywatorze CA. Stosuje go tam, gdzie nie dam rady (lub nie chce mi się czekać) utrzymać długo elementu w jednym położeniu. Jeśli trafiłem dokładnie w miejsce klejenia, a wiem, że nie dam rady tak długo trzymać, natychmiast sięgam po aktywator. Jeśli mam już wylaną którąś tam z kolei kroplę i czas schnięcia to 30-40 sekund, wtedy też aplikuję aktywator, bo nie chce mi się czekać.
Dopasowanie elementów przed klejeniem
To jest kluczowe. Jeśli mamy element jeszcze w palcach wyginanie jest dużo prostsze niż jeśli jest on już częściowo przyklejony do modelu. Jeśli zagięcie jest ostre, to jeszcze może nam się to udać, ale jeśli łukowate – marne szanse. W okrętach najczęściej będą to relingi. Im dokładniej wygniemy przymierzając, tym ładniej będzie to później wyglądało. Korekty, nawet drobne, często będą już niemożliwe.
Naprawdę warto poświęcić więcej uwagi wcześniejszemu dopasowaniu, kilkukrotnie nawet sprawdzając wydawałoby się już dobrze dopasowany element. To się później opłaci.
Nie ma ŻADNYCH szans, aby w takim momencie dokonywać jakichś korekt profilowania relingu.
No to po kolei.
Łączone elementy jak np. reling na zdjęciu poniżej, kształtuję wcześniej tak, by uzyskać jak najlepsze dopasowanie.
Staram się tak złapać w palce łączone elementy, by jak najdokładniej ustalić ich wzajemne położenie, a jednocześnie uniemożliwić przesunięcie.
Kleję w najłatwiej dostępnym miejscu, starając się cały czas pilnować położenia. Rogi – na to zwracam uwagę, zagięcie relingu musi wypaść idealnie na zagięciu nadbudówki, bo jeśli wyjedziemy o ćwierć milimetra za daleko, to tej ćwierci zabraknie nam na drugim końcu. Jak już klej złapie w jednym miejscu, możemy zmienić sposób trzymania i spokojnie posmarować klejem resztę.
Przyjęło się, że elementy fototrawione przyklejamy cyjanoakrylem. Niekoniecznie. Jeśli element nie pracuje, nie jest obciążony, nie jest naprężony np. jakąś linką, to równie dobrze możemy przykleić go PVA. Ba! Pewnie trzymałby się i na ślinę, a po pomalowaniu farba go dodatkowo złapie. Nie trzymajmy się kurczowo zasady, że jeśli blaszki to koniecznie cyjanoakryl. Bywają momenty, gdy nie jest on nam na rękę. Bo później trzeba użyć debondera, a element już pomalowany i debonder zeżre farbę; bo potrzeba chwili na pozycjonowanie, a cyjanoakryl tej chwili nie daje, bo, bo, bo…
Chciałem mieć chwilę na pozycjonowanie nadbudówki, świadomie użyłem więc PVA, a dopiero po ustaleniu położenia wzmocniłem połączenie cyjanoakrylem. Oczywiście starałem się podać go w miejscach jak najmniej później widocznych.
Nie musimy też przyklejać całego elementu ‘na raz’. Wystarczy, że ustalimy jego położenie.
Czasem lepiej posmarować klejem tylko końcówkę…
…by mieć możliwość manewru.
A dopiero jeśli jesteśmy pewni położenia, posmarować klejem resztę…
…i docisnąć.
Kleić trzeba tak jak najlepiej nam pasuje. Jest wiele dróg. Jeden będzie wolał trzymać w palcach, inny w szczypcach czy pęsecie. Możemy moczyć element w kleju lub nabierać klej na igłę i dopiero na element. Sami musimy znaleźć najlepszy dla siebie sposób. Tym bardziej, że mogę przedstawić tylko podstawowe/główne zasady, którymi się kieruję. Szczegóły zawsze będą się różnić, bo zależy to od wielkości elementu, dostępności miejsca, kwestii malowania itd.
Cudów nie ma, bez kleju trzymać się to nie będzie. Oba klejone elementy trzeba wcześniej dopasować. Złapać tak, by dało się ustalić jakiś punkt pozycjonowania (najlepsze są rogi, zagięcia), podać klej w najwygodniejszym punkcie (wszystko jedno jakim), poczekać aż złapie, ewentualnie wspomóc się aktywatorem. Jak już mamy części wzajemnie złączone (choć tylko w jednym miejscu), możemy zmienić sposób trzymania na wygodniejszy i powoli przykleić resztę.
Komin
Wziąłem jako przykład ten element, bo w okrętach montaż poręczy na kominie to jedna z najtrudniejszych i najbardziej frustrujących czynności (dla mnie).
Zazwyczaj element plastikowy ma zaznaczone imitacje poręczy i wygląda tak:
Imitacje poręczy ścinamy, by na ich miejsce przykleić fototrawione. Jeśli dopiero ogarniasz pracę z blaszkami – odpuść. Spróbuj przykleić na istniejące paski. W obu przypadkach musimy wyszlifować miejsce łączenia dwóch połówek komina i tam paski i tak znikną.
Pomimo zeszlifowania pasków, miejsce, gdzie przebiegały, nadal jest ciut widoczne. Ułatwi nam to pozycjonowanie poręczy.
To, czym mamy ten komin obłożyć, wygląda tak:
Na zewnątrz, bo wewnątrz wklejamy przegrody…
…po to by przykryć je blaszką, spod której nie będzie ich za bardzo widać.
Oceniamy sytuacje i ustalamy kolejność klejenia. Wiadomo, że będziemy trochę manipulować tym elementem. Staramy się w pierwszej kolejności przyklejać te części, które nie będą nam przeszkadzać i które nie będą narażone na łatwe oderwanie.
Chodnik wokół komina to dość sztywny i odporny na dotykanie element. Zaczynamy.
Przymierzam starając się ustalić równoległość do jakiegoś elementu.
Ponieważ nad nim ma być podest, którego drabinki mają stykać się z chodnikiem, cały czas próbując nie zmienić położeń trzymanych części, przymierzam czy ustalona odległość będzie odpowiednia.
Wygląda, że jest dobrze, bo od góry trzeba zostawić trochę miejsca na dodatkową poręcz. Ustalam równą odległość końców chodnika, biorąc za odnośnik miejsce sklejenia połówek komina.
Jeśli dochodzę do wniosku, że jest OK, zaczynam kleić. Tam, gdzie mogę, czyli oba końce.
Jak złapie, mogę zmienić sposób trzymania i przykleić resztę.
Teraz przychodzi czas na poręcze. I tu producent modelu mnie zaskoczył. Zazwyczaj blaszki wchodzą na komin z wyraźnym luzem. Konieczne jest więc ich pozycjonowanie i klejenie. Tym razem miałem je tak dobrze dopasowane, że nie tak łatwo nakładały się na element plastikowy. Ale to dobrze, bo całość dawała się ustalić bez klejenia. Pierwszy raz mi się tak trafiło 🙂
Ale żeby nie było za łatwo, to środkową, składającą się z dwóch połówek, przykleić jednak trzeba.
Ta sama historia co z górnym chodnikiem. Łapiemy całość tak by się nie poruszało, ustalamy położenie – kleimy.
Ta dolna, nie klejona, się poruszyła, ale to w tym momencie nie problem. Kleimy w jednym najlepiej nam pasującym punkcie. Specjalnie dałem 6x za dużo kleju by wyszło to na zdjęciach 😉
Klej też nie jest problemem. Oczywiście najlepiej dać go jak najmniej, ale jeśli tak nam wyjdzie, to nic nie szkodzi. W tym momencie istotne jest tylko równe pozycjonowanie i unieruchomienie elementu.
Kiedy nie ma już niebezpieczeństwa, że nam odpadnie, przyklejamy resztę słupków.
Oczywiście mamy całość obsmarowaną klejem, więc czyścimy (co i jak w następnym odcinku)
Doklejamy resztę.
No i tak to się z grubsza robi
Wspomniałem, że skupiamy się na równym przyklejeniu elementu, a nie na czystości tego klejenia. To prawda. Tam, gdzie część nie jest pomalowana i mamy dostęp do miejsc klejenia, wszystko możemy wyczyścić debonderem. Czasami, aby dobrze wzajemnie ustawić dwa detale, musimy je tak złapać, że nie da się inaczej podać kleju jak obsmarowując wszystko wokół. Trudno, będziemy czyścić.
Jeśli blaszka/część jest tak mała, że nie możemy złapać jej pęsetą, można wykorzystać sposób, który pokazywałem przy budowie Konisberga
No i może tutaj wrzucę taką uwagę dotyczącą przenoszenia małych elementów fototrawionych w pęsecie. Wyskakują Wam? No pewnie, że wyskakują. Abstrahując od kiepskiej pęsety, to wiecie co jest najczęstszą przyczyną?
Ściskacie to jakbyście oglądali Tyrolskie Nimfomanki 6, a to trzeba delikatniej, subtelniej. Pęseta ma pomóc przenieść element z punktu A do B, a nie go zgnieść i zabić. Wystarczy trzymać tak, by nie wypadł.
DELIKATNIE!
Janusz Bogusz – Rhayader
Panie Admirale, jak aplikujesz na te drobiazgi aktywator? Prosto z tych wielkich sprejowych puch? Bo jak się go wtryśnie do jakiegoś zbiorniczka, to paruje zanim zdąży się powiedzieć “aktywator do klejów cyjanoakrylowych”…
Prosto z puszki, uważam tylko na oczy 🙂
A ja mam pytanie,czysta sama metoda Klein by Pan na części przezroczyste, mam tu na myśli np;owiewkę
Klejenie cyjanoakrylem elementów przezroczystych to nie jest dobry pomysł. Często przy odparowywaniu pozostawia na nich biały nalot. Dużo lepszy będzie Micro Kristal Klear lub PVA.
Trzeba kupić odmianę nie dymiącą , jest dostępna w sklepach z klejami specjalistycznymi.
Dzieki za kolejny wartościowy materiał!
Czy wszystkie aktywatory tak niemożebnie i drażniąco śmierdzą? Mam taki konfekcjonowany przez Amazing Art i aż mnie odrzuca od jego użytkowania…
Nie wiem 🙂
Używałem tylko jednego dystrybutora, choć z dwoma rodzajami nalepek – Magic Glue. No ma jakiś zapach, ale nie powiedziałbym, że znacząco intensywny. Tylko że mi to i Gunze Color specjalnie nie śmierdzą, tak że ten tego…
Jak nanosisz podkład Mr. metal primer? Pędzel, aero? Rozcieńczasz go jakoś? Używałem go parę razy i mam wrażenie że farba lepiej się trzyma używając na blaszce zwykłego podkładu do plastiku – np. mr. surfacer…
Rzadko już używam. Trochę ze względu, że większość tego co robię trafia jako recenzja czy opis i lepiej gdy blaszka nie jest jeszcze malowana.
Rozcieńczałem 1:1 i malowałem aerografem. W mojej skali malowanie pędzlem pozalewałoby szczegóły. Najczęściej psikałem nim blaszkę zanim zacząłem z niej wycinać elementy. Powierzchnia robi się mocno kleista i dość szybko trzeba pomalować farbą (15-20 minut), bo zaczyna obłazić klakami kurzu. Owszem farba trzyma się blaszki lepiej, ale po wyginaniu i tak są odpryski. A jak masz już element finalnie złożony i nie będziesz mocniej przy nim grzebał, to nie ma i po co kłaść primera, bo Tamija czy Gunze wystarczająco dobrze się trzymają. Odstawiłem i jakoś szczególnie mi go nie brakuje 🙂
Innych podkładów nigdy nie kładłem.
Nie zauważyłem, żeby było coś na temat aplikatora. A więc, czym najlepiej aplikować klej. Ja na chwilę obecną robię to końcówką wykałaczki, ale nie jestem z tego zadowolony. Raz jest kleju za mało, raz nakłada się go za dużo…
O tym było w części pierwszej 🙂
https://www.kfs-miniatures.com/poradnik-male-blaszki-czym/
Tutaj jest taka ilość wiedzy, że rozwala mózg. Przez czytanie tego bloga, zanim zasnę, planuję sklejenie kolejnych elementów modelu, z wykorzystaniem opisanych przez Pana metod. Zwykle nie wytrzymuje i po kilkunastu minutach wstaję z łóżka i idę kleić. Tu są naprawdę porady, których nie ma nigdzie indziej. Mega dobra robota.