1/72 U-2/Po-2VS
WWII Soviet Light Night Bomber
ICM – 72243
Nie jest to poranna ciepła, świeża bułka, ale grzechem byłoby nie opisać tego modelu. Po pierwsze, kukuruźnik to samolot kultowy, a po drugie jego miniatura od ICM jest naprawdę bardzo fajnym modelem. No i to tyle w kwestii stopniowania napięcia w recenzji… Natomiast, co warto podkreślić, ten zestaw to nie jest kontynuacja modeli Po-2 z ICM, które miały premierę w latach 2013-14. Mamy tutaj do czynienia z całkiem nowymi formami z roku 2020. Nie wiem co powodowało producentem, że tak szybko zdecydował się na odświeżenie opracowania, ale chociażby ze względu na ewidentny wzrost jakości trzeba tej decyzji przyklasnąć.
Zawartość solidnego pudełka z bardzo ładnym boxartem (na którym ten samolocik wygląda wyjątkowo zawadiacko) to:
Dwie ramki z szarego tworzywa – większa z elementami samolotu oraz mniejsza z uzbrojeniem
Ramka z elementami przeźroczystymi
Arkusz kalkomanii
Instrukcja montażu i malowania
Zaczynając od końca, to instrukcja prezentuje typowy dla ICM standard: klasycznie, bez fajerwerków, ale czytelnie i sensownie. Książeczkę rozpoczyna rysa historyczna oraz spis farb podanych dla dwóch producentów: Tamiya, co na plus, oraz Revell, który #nikogo. Szkoda, że zabrakło więcej producentów, ale na szczęście takie firmy jak AK Interactive oferują porządne zestawy farb do sowieckich maszyn.
Instrukcja, krok po kroku, prowadzi nas po budowie modelu i wygląda na to, że te kroki są dosyć sensowne. Dodatkowo jasno pokazuje, gdzie trzeba coś nawiercić, lub w szczegółach opisuje montaż konkretnego podzespołu czy wariantu. Na ostatniej stronie wskazano rozmieszczenie naciągów, chociaż tutaj mogłoby to być jednak zrobione bardziej czytelnie (tak jak robi to Eduard).
Na kolorowych ilustracjach dostajemy dwa warianty malowania w czterech pod-wariantach oznakowania. Pierwszy – ten brzydki, czarno-zielony – w wersji letniej i zimowej (w przypadku tego drugiego koła musimy zastąpić płozami). Drugi wariant, ten ładniejszy, to trójkolorowy kamuflaż szaro-ziemisto-zielony. No i tutaj mamy zgryz, bo z jednej strony dostajemy niezwykle efektowne malowanie sowieckie, a z drugiej mniej efektowne, ale za to z #pluszapolskiemalowanie.
Kalkomanie wyglądają ok. Nie ma tutaj ani szału jak w Cartografie, ani tragedii. Jeżeli będą się dobrze nakładały, to na pewno model ozdobią, a nie oszpecą. Niestety nie znajdziemy tutaj kalkomanii na zegary ani imitacji pasów.
Oszklenie kabiny w tym modelu wygląda jak odłamane tipsy, ale jest. I takie jak jest, wygląda całkiem przyzwoicie, aczkolwiek umówmy się – jego przejrzystość w kontekście ukazania detali i kunsztownego malowania wnętrza nie ma absolutnie znaczenia. Niemniej polerka tym tipsom się przyda.
Wracając do szarego plastiku, to trzeba uczciwie powiedzieć, że ICM znacznie podniósł jakość swoich modeli w stosunku do tego, co wypuszczali kilka lat temu. Detale w większości są ładne i filigranowe. Szczególnie w kabinie. Na elementach znajdziemy ślady po łączeniu form i małe nadlewki, ale kluczowe w tym wypadku jest słowo “małe”. Obróbka będzie raczej formalnością niż walką z plastikową materią o wyłuskanie części z otaczającego ją tworzywa.
Na przykład fotele ze stelażem są całkiem ładne i wystarczy je uzupełnić o imitacje pasów. Podoba mi się imitacja obicia siedziska i oparcia. Będzie można się tutaj pobawić w odwzorowanie skórzanego pokrycia.
Tablice z budzikami trzeba malować ręcznie lub podmienić. Ten brak kalkomanii na zegary jest moim zdaniem dość bolesną wadą zestawu, bo kalka w połączeniu z tak ładnie wykonanymi tablicami robiłaby robotę. A jeżeli zechcemy podmienić, to na białym koniu wjeżdża Eduard ze swoją blaszką Zoom.
Wnętrze kadłuba ozdobiono imitacją kratownicy. Na tyle delikatną, że stawia to pod znakiem zapytania sens wykorzystania blaszki Eduarda.
Silnik, chociaż nie może konkurować z żywicznym zamiennikiem, wcale nie straszy. Po włożeniu w niego trochę pracy można uzyskać naprawdę ładny podzespół modelu. Oczywiście obróbka cylindrów ze śladów łączenia form narobi pewnie spustoszenia w ich ożebrowaniu, ale po jego odtworzeniu i tak wszystko to nie powinno wyglądać źle. Warto także nawiercić otwory w wydechach. Można też wykorzystać nie tak spektakularny zamiennik Pavli i uzupełnić o blaszki Eduarda oraz dodatki własne.
Krawędzie spływu są całkiem cienkie.
W moim odczuciu bardzo fajnie oddano imitacje ugięć płótna na płatach i powierzchniach sterowych.
Niemniej fajnie wyglądają chodniki dla załogi i drobne detale na obu płatach.
Imitacja powierzchni kadłuba sympatycznie odzwierciedla kilka rodzajów materiałów poszycia, co można jeszcze podciągnąć trikami malarskimi.
Zestaw bomb również wygląda ładnie, chociaż lotki warto pocienić. Natomiast karabin tylnego strzelca, jak na wtrysk, to jest wręcz bardzo dobry. Po wymianie lufy i celownika (elementy tego drugiego znajdziemy na blaszce Eduarda) będzie na pewno przyciągał wzrok w gotowym modelu. No chyba, że chcemy iść na całość i wymienić go na biżuterię od Mini World.
Koła nie są najmocniejszym punktem modelu, ale na szczęście można znaleźć zamienniki np. z ResKit.
Podsumowując: Po-2 z ICM to naprawdę bardzo fajny model, który nawet prosto z pudła może być ozdobą kolekcji, pod warunkiem kilku poprawek i drobnych własnoręcznych waloryzacji, a jeżeli chce się z niego zrobić małe cacko, to na pomoc przychodzą jeszcze producenci dodatków.
Radek “Panzer” Rzeszotarski
Brzydkie koła można łatwo zastąpić zestawowymi ładnymi nartami, obejdzie się bez sięgania po porynkowe;)