1/35 German Tank Panzerkampfwagen IV Ausf.F
Tamiya – 35374
Pierwsze opracowania Pz.IV Tamiya pochodzą z wczesnych lat siedemdziesiątych. I to, że niektóre z nich nadal są w sprzedaży, zakrawa na dziadostwo. Może nie aż takie jak modele ZTS Plastyk w pudełka Mistercrafta, ale jednak. Czwórka nie była najbardziej udanym zestawem – nawet ta nowsza, już bez gniazd na napęd elektryczny (swoją drogą, kopię tego pierwszego wypustu ma w ofercie Academy i to dopiero jest panzeropodobny gniot). I nawet Tamiya miała tego świadomość, bo do tematu pojazdów na podwoziu Pz.IV wróciła na początku lat dziewięćdziesiątych. I to wróciła w naprawdę niezłym stylu. Minęło kolejne ćwierć stulecia i w ofercie zaświtały ponownie nowe modele w tej tematyce.
No właśnie – na ile nowe? Istnieje opinia, że tak naprawdę to starocie z lat dziewięćdziesiątych, tylko odświeżone nowymi dodatkami. No jednak nie do końca. Chociaż owszem, wanna kadłuba swoje lata już ma…
…niemniej jednak – stara, ale jara. Jeżeli chodzi o poziom detali to wciąż jest zupełnie przyzwoita robota – szczególnie jak na to, jak bardzo eksponowane to fragmenty w gotowej miniaturze
Z tego samego okresu pochodzą także wózki jezdne oraz wszystkie koła
To też nadal wygląda całkiem przyzwoicie – oczywiście poziomem detali jest w tyle za DML czy Tristarem, ale z drugiej strony, choćby wózki w formie monolitów mają swoje zalety – tym bardziej niewątpliwe, jeśli ktoś składał układ jezdny Tristara – nie dość, że poszatkowany, to wymagający naprawdę dużej uwagi przy prawidłowym spozycjonowaniu poszczególnych segmentów. Tamiya zrobiła w myśl własnej filozofii – ma być nieskomplikowane i dobrze wyglądać powinno tylko to, co będzie widoczne. I w sumie tak właśnie jest. Choć jeśli chodzi o brak kombinacji, to jednak nie do końca udało się w przypadku gąsienic. Bo tutaj mamy do czynienia z pierwszą nowością. O ile w poprzednich opracowaniach w komplecie były gumowe paski (nawet niezłe), to tutaj wszystko jest z plastiku. Z różnej długości pasków i pojedynczych ogniw
Odwzorowane są niebrzydko, choć oczywiście nie udało się uniknąć wypychaczy
Wybrane fragmenty są nawet odpowiednio wyprofilowane
Tylko właśnie rzecz w tym, że są to fragmenty. Zazwyczaj górny i dolny bieg są w postaci pasków dłuższych. Ale nie tutaj. Tutaj to trzeba to sobie posklejać z kawałków – w przypadku górnej części posiłkując się dołączonym szablonem
Oczywiście wygląda to na bardziej skomplikowane niż jest w rzeczywistości, niemniej jednak to jeden z etapów wymagających szczególnej uwagi i najlepiej dość szybkiego sklejania gąsienic w całość.
Elementy kadłuba i wieży na pierwszy rzut oka mogą przypominać starsze wydania…
…ale z bliska okazuje się, że jednak wszystko bardziej licuje z tym, kiedy zostały zaprojektowane
Jest jednak nieco więcej finezyjnych detali, imitacje spawów, odrobinę bardziej zaawansowany podział niektórych elementów owocujący nieco lepszym oddaniem faktów w skali
Uwagę zwraca wieża – odlana nie w jednym kawałku, w wielodzielnej formie, a poszatkowana na poszczególne płyty. Podobnie zresztą zasobnik, który przy tym niestety nie ma oddzielonej klapy (i tak mało kto ją zazwyczaj otwiera lub choćby uchyla, ale tak czy inaczej – szkoda)
Tym bardziej, że wszelkie włazy można zamocować w pozycji otwartej lub zamkniętej – oczywiście po uporaniu się ze śladami po wypychaczach umiejscowionych pomiędzy detalami powierzchni. Różne warianty mają też wizjery w kopułce dowódcy
Jeżeli chodzi o różnoraką drobnicę, mamy standard nowych modeli Tamiya – jest w miarę szczegółowo, choć nie bez uproszczeń. Bo na przykład pojawiają się zapinki sprzętu saperskiego (choć nie na wszystkich narzędziach), to jednak otwór w ich dźwigni jest zaślepiony. Imitacja sprężyn błotników też nie oczarowuje. Ale na przykład w przypadku haków do podnoszenia pancerza mamy nową jakość i elementy do zgubienia
Blaszek żadnych w zestawie nie ma. Ale są za to obowiązkowe winylowe tulejki (do kół napędowych i działa), sznurek oraz miedziany lub mosiężny drut
Te dwa ostatnie przeznaczone do imitacji liny holowniczej
O ile drucik sprawdzi się w swojej roli…
…to sznurek jednak nijak nie przypomina stalowej liny
Z innych dodatków mamy oczywiście ludziki. Kiedyś w czołgach był najczęściej tylko dowódca sterczący w wieży. Tu mamy postacie trzy
To typowe nowoczesne figurki tego japońskiego producenta, czyli odpowiednio opracowane skany prawdziwych ludzi. Mamy więc hiperrealistyczne fałdy, może trochę rozmazane detale (ale fakty w skali) i jak zwykle niebanalny podział modeli
Malowanie ludzików zaprezentowane bardzo pobieżnie
Kiedyś na bokach opakowania pojawiały się ilustracje z detalami ekwipunku czy dystynkcjami. Tu ich nie ma. Są jedynie sylwetki prezentujące warianty malowania dostępne w zestawie
Oczywiście są one już bardziej szczegółowo przedstawione na drukowanej w kolorze na kredowym papierze wkładce
Wkładce, która zawiera prócz tego przedruk wikipedii
Instrukcja montażu sugeruje na samym początku wybrać wariant malowania
Ostrzega przy tym, by odpowiednio dobrać właściwe elementy w zgodzie z wyborem. W praktyce jednak różnice w konstrukcji sprowadzają się do płyt nadsilnikowych, które i tak w sumie można założyć na samym końcu budowy. Budowy, przez którą prowadzi klasyczny tamiyowski schemat – tutaj, ze względu na długość, w formie zszytej broszury
Na koniec jeszcze kalkomania – czyli niewielki arkusik – ale jednak pojazdy zazwyczaj są skąpe w oznaczenia i napisy, więc i tak jest bardziej na bogato niż wtedy, gdy w zestawie są same krucyfiksy na boki kadłuba – a w teutońskich czołgach bywa i tak przecież
Podsumowując – co prawda model opiera się w pewnym stopniu na wiekowym już opracowaniu, całościowo jest to dokładnie to, czego spodziewać się można po współczesnej Tamce. Na pewno nie tego, że rozdrobnieniem czy ilością (ale i jakością) szczegółów będzie chciała konkurować z wybranymi producentami z Chin czy z Ukrainy. Z drugiej strony – nie licząc skupienia niezbędnego przy montażu gąsienic, nic nie wskazuje na to, by budowa tego modelu mogła być w jakimkolwiek stopniu kłopotliwa.
KFS
Model przekazany przez Hobby 2000 – dystrybutora Tamiya