1/350 Chilling on deck – Figurki załogi okrętów
ION Model
Jeszcze jakiś czas temu najlepsze, co w temacie figurek szkutniczych skalach 1/700 i 1/350 można było mieć, to fototrawione blaszki.
O ile w 1/700 jeszcze coś z płaskimi blaszanymi sylwetkami da się coś zdziałać, ‘uprzestrzenniając’ je warstwami cyjanoakrylu albo surfacera, to w 1/350 jest to już w zasadzie nieporozumienie. Zasady gry zmieniła jednak technologia druku 3D. Osobliwie druku z żywicy światłoutwardzalnej. I w sumie już parę lat temu prezentowałem komplet takich figurek z Northstar Models
Wciąż jednak nie było tego zbyt wiele, choć wspomnieć należy choćby rodzime Shelf Oddity, które parę zestawów takich załogantów również wydało na świat. Rok ZOZO, prócz wielu innych atrakcji przyniósł jednak drobny przełom w technologii i cenach drukarek żywicznych. W konsekwencji pojawiły się nowe manufaktury oferujące różne drukowane w trójwymiarze gadżety. Wśród nich ION Model, z ofertą figurek matrosów. W zapowiedziach ma wiele skal, ale debiutuje zestawami w 1/350. Co warto zaznaczyć, debiutuje w sposób niebanalny, bo figurkami w pozach i akcjach niezbyt formalnych – na co zresztą wskazują nazwy zestawów – Chilling on deck
Zestawy spakowane są w nieduże, ale solidne fasonowe pudełka. O umieszczonej na nich etykiecie trudno powiedzieć, że je zdobi, bo jest boleśnie minimalistyczna. Zaprezentowane na niej rendery projektów postaci są właściwie na granicy czytelności
No ale umówmy się – teraz zakupy modelarskie robi się głównie on-line, zatem i tak nie trzeba się wpatrywać w druk na etykiecie, a w lepszej jakości obrazek cyfrowy
Wracając jednak do opakowania, jak solidne pudełko by nie było, to przed wszystkimi potencjalnymi czynnikami uszkodzeń zawartości nie ochroni. Szczególnie tak filigranowych modeli jak figurki w 1/350. Ale producent i to wziął pod uwagę, umieszczając elementy zestawu w specjalnie przyciętej gąbce
Dzięki temu każda z kostek z figurkami jest całkowicie unieruchomiona, co znacząco niweluje ryzyko uszkodzeń
Na każdej z kostek, stanowiących jednocześnie podstawę druku, uplasowanych jest po paręnaście postaci
Spozycjonowane są specyficznie – w sposób optymalny dla druku, choć może optymalny mniej z perspektywy malowania – to byłoby odrobinę bardziej wygodne, gdyby podpory stykały się z podeszwami butów. Wtedy jednak musiało by być ich więcej – sięgających różnych innych detali. Zatem wbrew pozorom takie ułożenie modeli ogranicza ilość niezbędnej obróbki, bo podpór jest niewiele i stykają się z powierzchniami w łatwych do obróbki miejscach. Skoro przy kwestiach technologicznych jesteśmy, to jeszcze jakość druku. Ten jest naprawdę wysokiej próby. Oczywiście w tak dużym powiększeniu dają o sobie znać artefakty warstw czy drobna pikseloza na nieregularnych powierzchniach, ale to jest coś, co znika pod farbą – bo nawet nie potrzeba do tego surfacera
Pewne zastrzeżenia można mieć nie tyle do samego druku, co do projektów. I nawet nie chodzi o to, że figurki z poszczególnych zestawów w zasadzie nie różnią się ubrankami
Bo jednak druk 3D swoje ograniczenia ma. I wiele detali po prostu znika – innymi słowy – zapomnijcie o widocznych na renderach guzikach, kieszeniach czy temu podobnych pierdołach – w praktyce odstające na grubość jednego czy dwóch pikseli na modelu znikają – czy to w wydruku, czy wreszcie pod nawet najcieńszą warstwą farby
Nawiasem mówiąc – właśnie podpora ulokowana na głowie może posłużyć jako mocowanie miniatury na czas malowania. Tutaj przyklejona do końcówki zapałki
Bo to małe jest
Ale właśnie – w trakcie kolorowania zidentyfikowałem kolejną, może nie wadę, ale – nazwijmy to – błędne założenie w projekcie. A błąd ten polegał na próbie odtworzenia rysów twarzy. To już w projekcie nieco zniekształciło owal głowy, co szczególnie widać z profilu…
…a potem program przygotowujący plik do druku jeszcze to po swojemu wygładził i przerobił, efektem czego jest najczęściej zbyt mała głowa, w dodatku poszerzająca się mniej więcej na wysokości nosa, a nie w rejonie brody. Moim zdaniem należałoby uwydatnić nieco szczękę i jednak zrezygnować z prób oddania rysów twarzy. Bo to jednak jeszcze nie ten poziom możliwości drukarek 3D, by miało to sens w tej skali. Szczególnie, że makro jest wrogiem modelarstwa, a szczególnie tego mikro
Jak wspomniałem, z różnych względów – przede wszystkim technologicznych, figurki z różnych zestawów niewiele się od siebie różnią. A zestawy jak dotąd mamy trzy – dla trzech z głównych graczy na morzach i oceanach II wojny światowej. A zatem:
1/350 Royal Navy – Chilling on deck
ION Model – R350-001
Na obrazku mamy 43 postacie, a w pudełku – wedle zapewnień producenta – 75 figurek. Nie wiem, nie liczyłem, nie chce mi się, prawdę mówiąc. Umieszczone na pięciu kostkach
Kolejny zestaw to Japończycy
1/350 Imperial Japanese Navy – Chilling on deck
ION Model – J350-001
Tym razem 74 postacie (w tym kilka identycznych jak w komplecie matrosów Jego Królewskiej Mości)
Trzeci wreszcie komplet to Źli Niemcy
1/350 Kriegsmarine – Chilling on deck
ION Model – K350-001
Tym razem 73 figurki. A u mnie to nawet mniej, bo mimo naprawdę solidnego zabezpieczenia, u niektórych członków załogi odnotowano uszkodzenia kończyn, a są i tacy, którzy zdezerterowali. Jak do tego doszło, nie wiem?
I na koniec jeszcze taka drobna współporada: żywica, z której drukowane są figurki – zresztą podobnie jak większość innych stosowanych w modelarstwie – jest z natury dość krucha. Aby zminimalizować ryzyko niekontrolowanych pęknięć czy ucieczki odcinanych elementów w paszczę potwora dywanowego, przed obróbką dobrze jest nieco podgrzać element, choćby suszarką do włosów. I ciąć bez większego nacisku, naprawdę ostrym ostrzem
KFS
P.S. Jeśli podobają się Ci się moje artykuły i chciałbyś wesprzeć ich powstawanie, możesz kupić mi czarną paktrę, albo lepiej czarną kawę, w serwisie buycofee.to
Zestawy do recenzji przekazane przez ION Model
Ja mam taki komentarz do samej idei “chilling on deck”, najbardziej takie pozy by mi pasowały do marynarzy z US Navy, akceptuję też możliwość, że w Royal Navy i Kriegsmarine też można było po zejściu z wachty się zrelaksować na pokładzie ale jakoś nie umiem sobie wyobrazić zrelaksowanych marynarzy z IJN biorąc pod uwagę poziom dyscypliny i brutalności. Chociaż może to jest jakiś historyczny mit, poza tym i tak większość figrek ma takie pozy jakby coś pożytecznego robili.