1/72 Jak-1M
MIKRO 72
ZTS Plastyk – S-02
Dzisiaj gościnnie na łamach portalu Marek Cieliczko, którego dzieci przegrzebując się przez imponujące zapasy zawilgotniałych zapałek oraz stosy pudeł Plasticardu podczas wiosennych porządków w piwnicy, natrafiły na sporej wielkości szpule z nawiniętymi na nie brunatnymi tasiemkami. Były to taśmy magnetofonu szpulowego, archaicznego nośnika danych masowych. Według opisów na tzw. gęsiej skórce, taśmy pochodziły z pierwszej połowy lat osiemdziesiątych. Przy wydatnej pomocy inżynierów ze Świerka udało się odzyskać zawarte na nich informacje. Okazało się, że na taśmach zgrany jest prawie cały ówczesny Internet (wtedy nazywał się inaczej). Nie będzie pewnie dla Was zaskoczeniem, że większość danych to niskiej jakości obrazki ze śmiesznymi kotkami. To się chyba nigdy nie zmieni…
Ale był tam też jeden prawdziwy skarb – zapis z grupy modelarskiej!
Tak, z praprzodka dzisiejszych forów modelarskich. I oto oddajemy dziś w Wasze ręce najstarszą zachowaną relację z budowy Jaka-1 z ZTS Plastyk:
Warszawa, niedziela 01.01.1984
Cześć wszystkim!
Mam na imię Marek i też mam 13 lat. To mój pierwszy warsztat na grupie modelarnia-mdk.gov.prl
Już od kilku lat mamy w domu telefon, ale dopiero niedawno udało się nam z bratem przekonać ojca, że mikrokomputery to przyszłość. Że lepiej mieć w domu ZX Piasta 64 niż najbardziej bajeranckiego faxa. A jak się jeszcze go podłączy do wsiemirki (Всемирная сеть) to już w ogóle czad. A nawet Kongo. Nie dość, że można zrezygnować z teczki w kiosku, to i z ludźmi z bratnich modelarni można korespondować.
Tak więc mamy komputer i jesteśmy podłączeni. Na początku tylko oglądałem witryny modelarskie na całym świecie. Widziałem i czeskie (są super!), i bułgarskie. A raz nawet dotarłem do albańskich gdzieś na krańcu Sieci.
Ale do rzeczy…
Czytałem na tych grupach (szczęśliwie większość jest po rosyjsku) ciekawe recenzje różnych zestawów z NRD oraz Czech, ale nie natrafiłem do tej pory na żaden z naszych krajowych modeli. Pozwólcie więc, że będę pierwszy i przedstawię Wam model Jak-1M ze spółdzielni ZTS. Będzie to recenzja połączona z budową. Od razu przepraszam za jakość slajdów. Albo je źle wywołali w punkcie ORWO, albo taśma, na którą je tam zgrywali, była już stara. Zresztą mój Kasprzak, z którego kopiowałem te zdjęcia do Sieci, też już swoje przeszedł.
Kolega mi opowiadał, że w Sondzie mówili, że w przyszłości to zdjęcia będziemy robić przenośnymi telefonami. Jakieś bajki. Że niby jak to by miało wyglądać? O tak?
Jaka, tak jak i Czaplę, pewnie już każdy miał w rękach. Swojego upolowałem w pobliskim papierniczym. Dwuczęściowe pudełko ozdobione jest rasowym rysunkiem, który śmiało może stawać w konkury z rysunkami z zagranicznych modeli, co to czasem można kupić w Składnicy Harcerskiej. W środku dwie ramki z częściami i krystalicznie przeźroczysta szybka pilota. Plus instrukcja i kalkomanie. I oczywiście klej, którego starczy na dwa takie modele. Niestety nie ma tu, tak jak w modelach niemieckich, srebrnej farby w tubce.
Model ma całkiem sporo części. Bogato wyposażona jest też kabina pilota. Są i zegary, które trzeba wyciąć sobie z instrukcji i nakleić na przednią deskę przyrządów. Jest nawet malutki drążek sterowy! Już nie trzeba go robić ze szpilki tak jak w Czapli. Model można zrobić z otwartym albo zamkniętym podwoziem. Można też zrobić wcześniejszą wersję samolotu z „garbem”, ale wymaga to odrobiny pracy.
Duża dbałość o wierność oryginałowi. Minimalne przesunięcia form.
Jest nawet tabliczka z nazwą samolotu. Można ją ładnie wyeksponować, tak żeby osoba podziwiająca nasza kolekcję od razu wiedziała, z jakim samolotem ma do czynienia. Oczywiście, jak ktoś trzyma modele na półce. Podobno są tacy.
To chyba wszystko jeśli chodzi o sam model. Pora przejść do warsztatu.
Po pierwsze, przygotowałem stanowisko pracy.
Potrzebne jest solidne źródło światła, jakaś gazeta na podkład, żeby nie zniszczyć biurka i fachowa literatura.
Zgodnie z zaleceniami pana Wagnera i instrukcji, zgromadziłem wszystkie niezbędne narzędzia.
Czyli mamy:
– model
– dwa pędzelki
– doskonały czechosłowacki ołówek koh-i-noor do szkicowania plam kamuflażu
– zapałki do nanoszenia kleju
– żyletka Polsilver z porobionymi ząbkami z jednej strony
– 5 gumek recepturek z dętki Jubilata
– gruby zeszyt szkolny jako podstawka do cięcia
– firmowy klej w pojemniczku zabezpieczonym stearyną
– pęseta dentystyczna
– klej Hermol, gdyby się okazało, że ten z zestawu jest wyschnięty
– zestaw farb Humbrol, które udało mi się okazyjnie kupić z ogłoszenia w Modelarzu. Tym razem ich nie użyję, bo mam pewien plan względem tego modelu. Ale o tym później.
– komplet pilników iglaków
Zrobiłem sobie doskonałą sypaną gruzińską herbatę (dostępna w handlu uspołecznionym), podwędziłem trzy delicje z zapasów na święta, puściłem z magnetofonu Wandę i Bandę (“Nie będę Julią wierną na balkonie…”) i ochoczo zabrałem się do pracy.
Po oczyszczeniu z drobnych nadlewek (delikatne są też przejścia pomiędzy detalami a nadlewkami, czasem trudno ocenić, co jest czym), okazało się, że kołki pozycjonujące są w innych miejscach niż odpowiadające im otwory. Dlatego zostały odcięte. Zmieniłem też kolejność prac – by najpierw skleić połówki kadłuba, a potem wkleić półkę z radiem (element 2) i ścianę ogniową silnika (część 4).
Ależ ten klej ma intensywny zapach! Trzeba się pilnować podczas klejenia, bo pojemniczek wąski, a klej rzadki. Oj, lubi się on brzydko rozlewać. Uważać też trzeba na ciągnące się za zaostrzoną zapałką kłaczki (kłaczki z wykałaczki, ha ha) wyschniętego kleju.
Połączenie sklejonych elementów wzmocniłem na czas schnięcia kleju recepturkami. Model odłożyłem, by do prac wrócić następnego dnia.
Sobotę spędziłem na zajęciach w szkole, więc postęp pracy był niewielki. Ale zrobiłem w sumie najbardziej pracochłonną część robót – szlifowanie połączeń kadłuba oraz skrzydła. Model Jaka tym się różni od równania matematycznego, że tu prawa strona nie równa się lewej… Aby z grubsza wyglądało to poprawnie, trzeba było sporo zeszlifować, myślę, że z każdego z wymiarów model stracił po 0,5-1 mm. Ciekawe, że otwór kabiny jest większy od owiewki. Ale nie jest źle, samolot wciąż wyglądał zgodnie z rysunkami publikowanymi w Żołnierzu Polskim.
Kadłub i skrzydło były wreszcie gotowe. W ramach odpoczynku przeczytałem sobie IV tom Tytusa. Ale im zazdroszczę tego pistoletu maszynowego.
Po lekturze czas brać się ponownie za robotę. Poprzednia herbata już dawno wypita, zrobiłem więc sobie nową. Na słodką przegryzkę wybrałem dżem śliwkowy z bydgoskiego Fordonu – pycha! Polecam ten rocznik, wyjątkowo udany.
Łączenie kadłuba ze skrzydłem sobie schnie, a ja wciąż wcinam kajzerkę z dżemem.
Doklejam skrzydełka z tyłu i żeby były równolegle do podłoża, podkładam pod nie dwie kasety magnetofonowe.
Żeby nie marnować czasu, zabieram się za spęcznienie ośki śmigła. Instrukcja poleca nóż, ale przecież nie rozhartuję swej zuchowskiej finki! Biorę więc z doskonałego NRD-owskiego zestawu Konstruktora śrubokręt i to jego podgrzewam nad gazem.
Efekt jest doskonały. Udało się nie stopić całości, a śmigło się kręci! Bez tego model byłby jakiś taki ułomny.
Następnie zabieram się za golenie kół. Przesunięcia form są na tyle duże, że właściwie połówki są obok siebie. Jakby zeszlifować to, co się rozjechało, to by nic nie pozostało. Dlatego pocieniam tylko tyle, ile się da, wkładam golenie w specjalne gniazda w skrzydle i całość zalewam grubo klejem, licząc na to, że jakoś to zwiąże.
Wybieram sobie maszynę, którą będę robił. Polskich mam już dosyć. Zrobię rosyjski z Francji, to prawie tak, jak zagraniczny. Aha, kolega z klasy ma katalog Matchboxa i tam są samoloty niemieckie! U nas chyba nigdy nie będzie można takich kupić.
A swoją drogą jak ci Rosjanie przelecieli walczyć do Francji, skoro po drodze była III Rzesza? No i co z tym ma wspólnego Czesław Niemen? Dziwny jest ten świat…
Wycinam i namaczam kalki.
Nakładam na wskazane miejsca…
…I oto już przechodzimy do galerii.
Tak popularne obecnie zdjęcie z pieniążkiem, pokazujące niewielkość modelu i jego szczegółowość.
Jeden bok.
Drugi bok. Kalki doskonale układają się na kadłubie. Wygląda jak prawdziwy!
I zdjęcie z góry. Zaniosę go do szkoły na spotkanie TPPR, to na pewno jakaś piątka z ruskiego będzie.
W chwili gdy czytacie te słowa, modelu już nie ma. W trakcie budowy wypełniłem kadłub siarką z zapałek. No i sami wiecie… Samolot skończył tak, jak wszystkie nasze do tej pory. W trakcie bitwy powietrznej na podwórku dostał serię i efektownie wybuchł. Dlatego też nie warto było go malować. Ale następnego już pomaluję, będzie się fajnie prezentował podwieszony na żyłce pod żyrandolem. A jutro będziemy wysadzać TU-144 z Plasticartu!
No dobrze, rozpisałem się a tu trzeba komputer od telewizora odłączyć, bo mama chce oglądać nowy serial ”Gniew aniołów”. A i modem Światowid 966 od telefonu odłączyć, żeby ojciec od sąsiadów nie musiał dzwonić.
Marek Cieliczko
Tylko jedna uwaga. Banda i Wanda to był obciach. Modelarze słuchali Republiki😁
O tak! Biała flaga w czarne pasy!!!
Do dziś mam kasety i winyle Republiki. Jaki, czaple i iły również – to tak, żeby utrzymać się w tematyce. 😊
Klej do plastiku robiłem sam – w buteleczce po kroplach lub syropie był rozpuszczalnik nitro i ramki z modelu.
Taa… I może jeszcze napisz, że nie oglądali serialu “Siedem życzeń…”
Szczerze powiedziawszy jak jeszcze byłem w postawówce i w radiu puścili “Sexy doll” to zastanawiałem się dlaczego komuś może się taka promocja zboczeń podobać…
Kilka naprawdę dobrych uwag w artykule powyżej: “srebrna farba w tubce” czy “zapałka do nakładania kleju” w punkt! Ale to z tym internetem w 1984 roku to ostry anachronizm!
Dziękuję za artykuł i pozdrawiam
Polować w 84 na ten model jakoś specjalnie nie trza było, gdyż wraz z Czaplą i często Iłem-2 zalegały na półkach niemal każdej lepiej zaopatrzonej księgarni. Również i w niejednym kiosku Ruchu bywały stałą częścią ekspozycji wystawy. Z nudów nieraz, gdy chciało się coś skleić, szło się do kiosku albo księgarni (u mnie zawsze świetnie zaopatrzonej) i dokonywało zakupu zazwyczaj właśnie rzeczonego Jaka. Był w miarę tani, miał ciekawą sylwetkę myśliwca jakby nie było i sklejało się go dość szybko. Nie to co nieco pokraczną i jednak dość problematyczną w sklejaniu Czaplę. Nawiasem “moja” księgarnia przetrwała do dziś i o dziwo nadal całkiem nieźle prosperuje, a ma już ponad pół wieku.
Tak więc w swoim czasie skleiło się w/w Jaków więcej, niż miał kiedykolwiek wszystkim samolotów na swym stanie 1 Pułk Lotnictwa Myśliwskiego “Warszawa” 😀
Nie mniej retrospekcja ciekawa, gratuluję.
Aż się wzruszyłem… Trochę jestem starszy od Marka (ale niedużo), więc klimaty tamtych czasów są mi bardzo bliskie. Najpierw modele “Ruchu” czyli mniej lub bardziej udane kopie chyba Airfixa, z nieśmiertelnym Karasiem i P.11c, potem NRD-owskie Plasticardy i od czasu do czasu jakiś “rodzynek” ze “zgniłego Zachodu”…
Dziękuję za sentymentalna podróż w prehistorię modelarstwa!
witam, czy ktoś ma niepotrzebne resztki z modeli veb plasticart, typu np. przednia goleń Mercure, gondola silnika Il-62 , srebrna “dysza wylotowa” Trident ?
Co do modeli , ten Jak-1M ,niestety pamiętam jako średnio -słabo wykonany ,nadlewki , fatalny kolor tworzywa ze smugami , podwozie cienkie , łatwo łamliwe , pudełko jakością wykonania ustępujące temu od PZL-37 A / B -ŁOŚ w skali 1:72 ,rok 1983 to był . Ale z kolei PZL-37 Łoś z tego chyba roku i częsći miał dobrze odlane ,z białego gładkiego tworzywa .