1/35 Panzerkampfwagen II Ausf. F/G
Tamiya – MM109 (35009)
Gdy mowa o antycznych zestawach, tego zabraknąć nie mogło. I to z paru względów. Pierwszy – najbardziej prozaiczny – jest taki, że mija właśnie pół wieku od jego opracowania.
Tak, parę lat wcześniej niż omawiany obok samolot z Frog, i blisko dekadę wcześniej niż Jak-1 z ZTS. I bezwstydnie jest produkowany do dzisiaj – w zasadzie w niezmienionej formie. Czyli, po kolei – pudełko. Wzornictwo okazało się nad wyraz nowoczesne, bo przetrwało do naszych czasów – białe tło, konwencja ilustracji i mrowie napisów. No i całość jest zupełnie niewielka jak na model czołgu w skali 1/35
Pod tym względem identycznej wielkości jest choćby model esdeka w 1/72…
…czy pudełko z filigranową miniaturą motocykla w skali 1/48…
…tyle, że we wnętrzu tego ostatniego jest więcej powietrza niż zawartości…
…a opakowanie z omawianym tutaj Panzerem wypełnione jest po sam rant
Zacznijmy jednak od dodanej do kompletu makulatury. Na początek dołączana od jakiegoś czasu do modeli Tamiya ulotka z elementarnymi poradami na temat budowy i malowania – akurat w tym zestawie rzecz dodatkowo istotna
Dalej mamy broszurę instrukcji. A właściwie broszury…
…bo jedną w rodzimym narzeczu, a drugą – w wersji ‘globalnej – po angielsku. To znaczy prawie po angielsku, bo tłumaczenia są naprawdę paradne
Całość w formie umiarkowanie praktycznego, ale jednak typowego dla Tamiyi tasiemca
Po jednej jego stronie – nazwijmy to – tytułowej, umieszczono rys historyczny oraz informacje o umundurowaniu oraz wyposażeniu żołnierzy – w tym przypadku Afrika Korps
Instrukcja montażu znajdująca się na odwrocie prowadzi w dość czytelny sposób po budowie modelu. W pięciu krokach. Całość wieńczy zdjęcie niewielkiej scenki – pół wieku temu zapewne inspirującej, nawet w formie czarno-białej reprodukcji
Instrukcję montażu dołączonych do zestawu figurek umieszczono z kolei dość nietypowo, bo na marginesie opisu prac nad czołgiem
Na osobnej kartce znajduje się schemat malowania i rozmieszczenia kalkomanii. Czarno-biały. To nie jest najbardziej pomocna część instrukcji. Przy czym, prawdę mówiąc, dopiero zupełnie niedawno i jedynie do wybranych modeli Tamiya zaczęła takie profile drukować w kolorze
Znaleźć tu również można paradne porady jak malować plamy kamuflażu
[EDIT]
W komentarzach Seb zwrócił uwagę, że kolorowe wkładki z profilami, drukowane na kredowym papierze bywały i drzewiej – a podobną znalazł nawet w tym zestawie:
Do malowań mamy oczywiście kalkomanię z godłami i krucyfiksami
Nieduży arkusik, z jak na Tamiyę nawet cienkimi i delikatnymi nalepkami (aczkolwiek tylko w nowych wydaniach, bo te wcześniejszy były grube jak plastry wędliny w Tesco)
Tyle o papierkach, pora przyjrzeć się plastikowi. Pierwsze, co zwraca uwagę, to duże elementy kadłuba – nadbudówka…
…oraz wanna
I tu na chwilę warto się zatrzymać. Detale wanny zdradzają bowiem początki tamiyowskich modeli w skali 1/35. A w zasadzie początki pojazdów. I te pierwsze miniatury były dość specyficzne, bo miały napęd elektryczny. Silniczek, zębatki, miejsce na baterie…
…których w tym wydaniu Panzerkampfwagena już nie znajdziemy. Oczywiście Tamiya zrobiła wiele lat później kilka modeli zdalnie sterowanych w skali 1/35, ale to już zupełnie inne konstrukcje. Niemniej jednak, o ile te starowinki w wersji zmotoryzowanej nie są już dostępne, to nawet w najnowszych zestawach pojawia się często artefakt świadczący o tym, że kiedyś to były mobilne zabawki. Mowa tu o winylowych tulejkach, za sprawą których koła mogą się swobodnie obracać
Wspomnieniem czasów, gdy pojazdy Tamki były zmechanizowane, są również gąsienice w formie elastycznych pasków – również w sumie jeszcze do niedawna powszechne nawet w nowoczesnych zestawach
Nie jest to arcydzieło pod względem odtworzenia szczegółów, ale sprawnie pomalowane i wybrzydzone nie powinno rzucać się w oczy swoimi uproszczeniami
Widać tu też specyficzny sposób łączenia paska w całość – ponieważ gąsienice odlane są z tworzywa, którego nie imają się kleje do plastiku (ani w sumie żadne inne), ich końce łączy się zgrzewając na ciepło specjalne wypustki
Wracając jednak do wanny kadłuba – ruchomy układ jezdny wymagał solidnej konstrukcji. Dlatego resory i osie odlane zostały wraz z burtami. Przy czym okazało się, że w zasadzie w gotowych miniaturach najczęściej takie uproszczenie konstrukcji nie rzuca się specjalnie w oczy. Dlatego do dzisiaj bywa stosowane z mniejszym lub większym powiedzeniem, bo czasem jednak widać, że zawieszenie jest nazbyt toporne. Tutaj jednak przyjąć można, że się to sprawdza
Mamy zatem koła, które mogą się obracać…
…przy czym w wersji bez silniczka elektrycznego koła napędowe montuje się nie na osi z zębatkami wystającej z wnętrza kadłuba, a z pomocą winylowych tulejek na osiach plastikowych, wklejanych wraz z osłoną w boki wanny kadłuba
Z kolei rolki podtrzymujące wkleja się już na stałe
Tyle o układzie jezdnym – przejdźmy do konstrukcji. Tu również znajdziemy to, co po półwieczu Tamiya opanowała do perfekcji, a tu pokazała, jaką wytycza sobie drogę. Bez wątpienia pomysł był taki, by model nie przysparzał problemów w budowie. Oczywiście niejednokrotnie odbywa się to kosztem mniej lub bardziej daleko idących uproszczeń. Nie czyni to jednak z tego modelu topornej zabawki. Uproszczenia umiejscawiane są bowiem sprytnie, tak by w gotowym modelu jak najmniej rzucały się w oczy. Bo odlanie różnych skrzynek i zasobników wraz z elementami kadłuba nie razi aż tak bardzo, jak można by się tego spodziewać…
…choć może odlanie niektórych narzędzi saperskich na błotnikach przesadnym uproszczeniem już nie jest, bo wymaga potem większej ostrożności w trakcie malowania
Na szczęście nie wszystkie tego typu drobiazgi stanowią monolit z kadłubem
I właśnie w detalach i wykończeniu powierzchni pojawia się pewien brak konsekwencji. Z jednej strony jest nieco zgrubna, ale wciąż w miarę udana imitacja faktury na błotnikach, są też imitacje przewodów do lamp. Ale same już lampy wyglądają topornie. Tu i ówdzie odtworzone są nawet spawy, ale czar pryska, gdy spojrzy się choćby na lufy. I tak dalej – jedne szczegóły są ładnie opracowane, inne wyglądają jak z biednego modelu w skali 1/72
Ogólnie jednak opracowanie to sprawia całkiem pozytywne wrażenie. Nawet z dzisiejszej perspektywy, bo przypomnę – to model, który ma 50 lat. Przypomnę również, jak wyglądały opracowywane w tym czasie miniatury samolotów, odsyłając do recenzji Spitfajera z Frog. I zastanawiam się czy to przypadek, czy jednak modelarze sklejający samoloty mieli dalece niższe oczekiwania względem jakości modeli. Bo podobne – jednak słabe – miniatury lotnicze opracowywane były właściwie niemal do końca ubiegłego stulecia. Tymczasem jeśli chodzi o pancerkę, standardy takie jak w powyższym modelu, a czasem nawet i wyższe wyznaczała nie tylko Tamiya, ale również Italaerei (tak się wówczas to nazywało) – pragnę tu zwrócić uwagę, że choćby motocykle BMW i Zundapp tego włoskiego producenta też są datowane na lata siedemdziesiąte.
W komplecie z omawianym tu czołgiem są też dwie ramki z figurkami i ekwipunkiem
Nimi także Tamiya wskazała drogę, jaką obierze na kolejne dekady. Bo właściwie do niedawna figurki tego producenta były synonimem tego, co w figurkach najgorsze – mydlanej rzeźby, pokracznych kształtów oraz naprawdę groteskowego ekwipunku
Z całej tej zbieraniny uwagi warte są tylko pistolety i karabiny (choć też dalekie od ideału), a także korkowe hełmy – co prawda podobnie jak te metalowe, przeskalowane i zbyt duże, ale przydatne jako akcesorium do powieszenia na pojeździe lub ułożenia gdzieś na podstawce
Jedynie znajdujący się w ramkach z czołgiem kierownik wozu jest w miarę akceptowalny, a to głównie dlatego, ze połowa postaci chowa się we wnętrzu wieży
I te figurki są największą pułapką w tym zestawie. Sam czołg, ze względu na swoją nieskomplikowaną konstrukcję oraz naprawdę przyzwoite spasowanie…
…jest niemal idealnym tematem dla początkujących modelarzy. Ba, na pierwsze spotkanie z modelarstwem. Niewątpliwie dodatkowym atutem jest niewyuzdana jego cena
Figurki z zestawu są zaś tym, co nadaje się wyłącznie do kosza na śmieci. Ich nieporadna rzeźba wymagałaby tak daleko idących modyfikacji, że pomijając niezbędne do tego umiejętności, to jednak łatwiej byłoby je zrobić od zera. Z kolei na czymś tak złym naprawdę trudno jest trenować malowanie figurek, bo fatalne wykonanie i paskudna rzeźba jedynie utrudniają nawet podstawowe i staranne pokolorowanie miniatur. I co prawda ‘żal wyrzucać’ to naprawdę jednak trzeba się ich pozbyć.
KFS
P.S. Jeśli podobają się Ci się moje artykuły i chciałbyś wesprzeć ich powstawanie, możesz kupić mi czarną paktrę, albo lepiej czarną kawę, w serwisie buycofee.to
Z tą kolorową wkładką z malowaniami dodawaną od niedawna przez Tamkę to trochę nie tak.
Ten model kupiłem gdzieś w połowie lat 90-tych i w pudełku znalazła się właśnie taka kolorowa ulotka drukowana na papierze kredowym. Mam ją do tej pory 🙂
A recenzja jak zwykle git.
pic or didn’t happen!
Siema,
wysłałem mailem.
Witaj,
Wypadałoby się przedstawić, więc z tej strony Motylasty ( w googlach ) i w świecie modelarskim, głównie samoloty RC, aczkolwiek plastiki 1:35 też jako powiedzmy przerywnik. Znacznie bardziej amatorsko i “z pudełka” i tak już od … przeszlo 30 lat. Żadnych sukcesów w tej materii itd, no może jedynie współorganizacja pierwszych festiwali w Bytomiu razem z A.Zielonym i Ernim J. Wspomnianego przez Ciebie Pancra nabyłem jakiś tydzień temu i mam go na ukończeniu, cały czas się uczę, dlatego też często zaglądam do Ciebie, fajnie piszesz, fajnie to prowadzisz i generalnie inspirujesz do działania. Sam trochę piszę , ale głównie o RC, chętnie zamieściłbym na swoim blogu ( https://motylasty.blogspot.com ) link do Twojej strony. Pozostaję w należnym szacunku. T.M.
Hmmm, czy ten model został wycofany z produkcji? Bo już od paru ładnych miesięcy jest nie do kupienia…
Nie, nie został wycofany. Ale od paru miesięcy, a nawet chwile dłużej, mamy plagę – ludzie siedzą na tyłkach w domu i kompulsywnie kupują plastikowe zabawki, więc Tamiya nie wyrabia z produkcją – tak modeli, jak i chemii.
To podobno jeden z powodów. Podobno dystrybutor Tamiy ma problem ze ściągnięciem towaru z Japonii. Dlatego podobno nigdzie nie ma zielonego kleju.
Swoją drogą, sam model to chyba, obok m41, jeden z lepszych wyborów by kogoś zachęcić do klejenia. Nie kosztuje majątku, ma sensowny rozmiar i do tego nie ma pierdyliarda drobnych detali czy blaszek, z którymi początkujący modelarz może sobie nie dać rady.
Nie ‘podobno’ tylko po prostu tak jest – braki w modelach i chemii są wszędzie. Ostatnio delikatnie pogłębione problemami ze spedycją, a ściślej deficytem kontenerów na rynku. Niemniej jednak wciąż sednem problemu są ograniczone możliwości produkcyjne Tamiyi
Fajnie że wracacie do klasyki. A ten italiański wytwórca plastikowych zabawek do samodzielnego montażu nazywał się wcześniej Italaerei. Loga nie zmienił do dzisiaj. Pozdrowienia ;).
ojtam ojtam, literówka. Dzięki za zwrócenie uwagi
Czy do malowania plam kamuflazu Tamijunia sugeruje uzycia waty :)? Tak to wyglada na tych przecudnej urody zdjeciach.
Obawiam się, że na to właśnie wygląda..
To chyba patafix… Ale swoją drogą, to też nie jest zły pomysł
Witam!
Tej zimy dokładnie ten model budowałem z córką (od jakiegoś czasu interesuje się moim hobby). Był to jej drugi pojazd, pierwszy to M3 Stuart (też stara Tamiya). Potwierdzam wszystko co autor napisał powyżej – bardzo sympatyczny w montażu, idealne spasowanie pomimo wieku form, zadziwiająco dobrze wygląda na tle swojego braciszka (mam na myśli nowy model PzKpfw II A tej samej Tamiya). Bardzo dobry pomysł na wprowadzenie do świata modelarskiego dla początkujących.