Titanic
Port Scene & Vehicle
Suyata SUY-SL-002
Nie tak dawno recenzowaliśmy samowtór z moją progeniturą zestaw do budowy najsłynniejszego bodaj statku pasażerskiego. Nie tracąc wiele czasu, nakłoniłem dziecko do współpracy za pomocą łagodnej perswazji i zaczęliśmy budowę. Znaczy zaczęło dziecko, a ja dzierżyłem aparat, usiłując proces dokumentować, co nie zawsze było proste.
„Bo masz za ciasno przy biurku i nie posprzątałeś.”
Prawda to, co niestety widać będzie na zdjęciach, za co przepraszamy uniżenie, jednocześnie zapraszając na wieczorynkę. Uwaga!
„Do roboty!”
CZĘŚĆ PIERWSZA: TITANIC
Budowę portowej zabawki politechnicznej zaczęliśmy (znaczy, młoda zaczęła) od transatlantyka – zgodnie z sugestią instrukcji.
Pierwsze cięcie oczywiście uwieczniłem!
„Tą płaską stroną szczypca do części, tak?”
Z niektórymi elementami trzeba się trochę nagimnastykować.
I też trochę obrobić pilnikiem.
„Wygląda jak ten do paznokci. Można nim piłować paznokcie?”
Po wygładzeniu szybki rzut okiem w instrukcję (PLASK!) i można wreszcie składać.
„To ławki są? Takie dziwne?”
Faktycznie – to jest całkiem sprytnie wymyślone. Dziwaczną część montujemy pod pokładem, a nad nim wystaje tylko kilka ławeczek. Konstrukcyjnie bardzo przebiegłe. W wykonaniu trochę mniej – otwory są ciasne i trzeba przyłożyć całkiem sporo siły, żeby ten element wcisnąć na miejsce.
„Do czego te czarne cośki?”
(Polery do cumowania rzecz jasna)
Wepchnięcie ich na miejsce nie jest jednak łatwe – trzeba mieć sporo krzepy.
„Udało się w końcu”
Na pokładzie są też już nawiewniki, montowane w dokładnie taki sam sposób
Niektóre elementy są umieszczone w ramkach w sposób mocno utrudniający ich bezproblemowe usunięcie. Szczególnie przez osobnika młodocianego.
Montaż żurawików i pomostów wymaga małpiej zręczności.
„Yyyyyyhh….”
Flagsztok znowu jest trudny do wyciachania.
„Może przyklej to, to nie wyleci znowu!”
Budowa pierwszego poziomu nadbudówek to nie jest banan z masłem, ale…
„…udało się.”
I można zakładać wyższy pokład.
Zaczyna to przypominać statek.
Kolejne piętro statkowej architektury to kilka części, ładnie do siebie pasujących.
„Jak klocki Lego”
Przednią ścianę nadbudówki warto przykleić, bo troszkę lata.
Górny pokład jest upstrzony nawiewnikami, ławkami i tym podobnym tałatajstwem.
„Znowu te białe cośki?”
Część ławek wymaga pomocy kogoś dorosłego przy montażu – tu trzeba brutalnej siły, żeby wcisnąć je na miejsce.
„Ile tych ławek? Co oni siedzieli tylko, czy co?”
A niektóre warto umocować klejem.
I już można „zamykać domek”.
Oraz dokleić front sterówki (tym samym ostatecznie upada postulat producenta dotyczący składania bez kleju…).
A także umocować samą sterówkę.
„Kolejny domek?”
Oraz kolejne pomosty i łodzie ratunkowe.
„Aż cztery kominy? Dlaczego?”
„Całe szczęście łatwe”
Przyszedł wreszcie czas na „to czerwone pod spodem, co trzeba doczepić do statku”.
Znowu elementy wchodzą mocno na wcisk – otwory pod kołki mocujące warto przejechać lekko pilnikiem.
Co procentuje niezłym w sumie spasowaniem góry z dołem, pomijając szparę. Można ją bez problemu zlikwidować, ściskając model na parę godzin po zalaniu jej klejem. Majka odmówiła czekania kilku godzin…
Do dołu zaś należy jeszcze dołączyć „śmigiełka”. I maszty, których momentu montażu nie zdążyłem sfotografować.
I w sumie modelik jest gotowy!
„Wygląda jak prawdziwy? Czy nie do końca?”
A po przerwie na reklamę zapraszamy na część drugą dobranocki.
PRZERWA NA DOWOLNIE WYBRANĄ I IRYTUJĄCĄ REKLAMĘ
CZĘŚĆ DRUGA: PORT
Diorama z portem („Zameczek i domki!”) to zdecydowanie mniej części niż statek. Za to są one skomplikowane w kształcie i niekiedy nieco kłopotliwe w montażu.
Ale! First come first. Znowu rzut okiem w instrukcję (PLASK! po raz wtóry!).
I fachowe Pierwsze Cięcie.
I już można składać!
„Łatwiejsze niż statek!”
Miejscami znowu trzeba pokombinować, jak małą część wepchać w miejsce, gdzie nie ma miejsca.
„Ranyyyy…. Weź ty to zrób, co?”
I znowuż traktament klejem.
„A teraz daszki.”
„Aż ręce puchną.”
Małe daszki także wymagają podlania klejem.
„O! A tego się nie da złożyć!”
No bo trzeba pousuwać „Te pycki takie. Ciach, ciach!”
I można jechać z konstrukcją dalej.
Niektóre otwory znowu trzeba popilnikować.
A część domków („to fabryka nie domek”) skleić. Jeśli chodzi o domki, to już w zasadzie koniec.
Budowa sterowca to kaszka z mlekiem, wystarczy złożyć połówki i nadziać na „patyk od powietrza”, i zamocować na miejscu.
Tak samo portowy pojazd. Nieco dziwaczny.
„No to jest najtrudniejsze te nalepki, ja tego nie zrobię, bo jak?”
Ano tak – trzeba wyciąć.
„To wystarczy?”
Tak.
„I co potem?”
No, jak zacznie jeździć po papierku, trzeba zesunąć nalepkę na model.
„Jednak łatwe”
Dodam, że kalkomanie, mimo że stosunkowo grube i matowe, to kleją się bardzo przyjemnie.
„I co, koniec?”
Ano, koniec, robimy zdjęcia?
„Robimy”
A wy sobie pooglądajcie.
Podsumowując – zestaw owszem jest do złożenia przez dziecko, ale lepiej z dorosłym wspomaganiem – wymaga w paru miejscach uwagi i precyzji oraz brutalnej i bezwzględnej siły.
„Ładnie to wygląda, fajne są takie modele”.
I co, coś tam jeszcze złożysz czasem?
„Nooo, jak coś fajnego, to ewentualnie…”
I tym zakończymy, życząc dobrej ewentualnej zabawy czy to z ewentualnymi pociechami, czy w trybie pojedynczego gracza.
Maja i Michał Błachuta
PS. Jeśli czytanie moich wypocin sprawia Ci choćby połowę tej przyjemności co mi ich pisanie i odczuwasz nieodpartą chęć wsparcia ich powstawania – rozważ zrzutkę na wiadro kawy z Extra Thinem w serwisie buycoffe.to
Mai gratulujemy cierpliwości!
Tacie gratulujemy cierpliwości – podwójnie.
Z własnego doświadczenia wiem, że zapewne mu się należy.
Michał J.
PS. Z chłopakiem jednak łatwiej: robimy stare Matchboxy których szkoda było wyrzucić a nie chciało się robić . A tak – znaleźliśmy wspólnie motywację ;-). No więc nastała era Wellingotna, Twin Ottera itd.