1/72 TBM-3U Avenger
Sword – SW72134
Jakoś tak się złożyło, że w krótkim czasie w moje ręce wpadł drugi model Avengera w skali 1:72. Pierwszym był przepak Hasegawy konfekcjonowany przez polskiego dystrybutora Hobby 2000. Tym razem do recenzji otrzymałem model od czeskiego producenta short-runów – firmy Sword.
Sword robiąc powojenne Avengery poszedł na całość i postanowił wypuścić chyba wszystkie wersje, jakie latały po II Wojnie Światowej. W sumie nie ma co się dziwić, bo różniły się one w zasadzie tylko wariantem szoferki i ewentualnymi podwieszeniami (czyli typem radaru). Poza wersjami z wolem…
Tym samym, jak już można było zobaczyć w recenzji Kamila trzech poprzednich typów Mściciela, plastik pozostaje jednakowym dla każdego wydania. Z kronikarskiego obowiązku pokażmy go jeszcze raz:
Natomiast po szczegółowy opis ramek i elementów odsyłam ponownie do recenzji Kamila. Trudno mi tutaj dodać cokolwiek więcej.
Zmieniają się tylko wykreślenia w instrukcji i detale w schemacie montażu (raz wstawiamy jeden fotel, raz dwa i tego typu pierdoły).
Tak więc jeżeli zależy nam na konkretnym malowaniu, a model z nim jest już niedostępny, możemy kupić dowolnego swordowskiego Avengera w wersji R, S lub U, zdobyć skan instrukcji interesującej nas wersji i dorobić sobie kalki lub maski.
To, co wyróżnia każdą z wersji tego samolotu, to niebanalne malowania. Avengera możemy sobie zrobić w wersji amerykańskiej, co oczywiste, ale także japońskiej, holenderskiej, francuskiej czy brytyjskiej. Tutaj dostajemy dwa malowania z US Navy. A w zasadzie oznakowania, bo malowanie jest identyczne, ale za to jakie! No nie da się ukryć, że w tych kolorach ten dość pokraczny samolot wygląda spektakularnie. Tym bardziej, że usunięcie wieżyczki strzeleckiej dodało mu trochę urody. Trochę. Anons malowań dostajemy już na rewersie pudełka.
A instrukcja je uszczegóławia.
Nowe malowania to oczywiście nowe kalkomanie. Tutaj dostarczone przez polski Techmod (podobnie jak w poprzednich wersjach). Trudno im coś zarzucić, bo prezentują się na arkuszu bardzo dobrze, chociaż film jest tak błyszczący, że nawet w namiocie bezcieniowym nie byłem w stanie zrobić zdjęć bez odblasków.
Niestety, tak jak u poprzedników, brak kalkomanii zegarów i pasów. A szkoda, bo patrząc na najdrobniejsze napisy, o jakość zegarów można by być spokojnym.
Podsumowując: tak jak pisał Kamil, to short-run, ale jeden z tych, które nie przyprawiają tylko o łzy, pot, a czasami i krew z palców rozciętych skalpelem. Wygląda to na model zdecydowanie lepszy i wiele obiecujący.
Radek “Panzer” Rzeszotarski
Model do recenzji przekazał Sword – producent zestawu