1/48 Bf 109E-1
Wingsy Kits – D5-07
Na mieście mówi się o nim: kolejny Emil… Można powiedzieć, obserwując fora modelarskie, temat bez dna… Jedni się cieszą, inni narzekają, że za dużo 109, Spitfire i łosi… jednak ciężko z tym dyskutować. Niemniej jednak, skoro się pojawił, to trzeba go skleić… Nad wyjątkowością modelu Wingsy Kits, pochylił się Kamil w swoim artykule o zawartości pudełka. Jak już czasami bywało, ja sprawdzę organoleptycznie, czy skrzydła pasują do kadłuba. Tak więc nie ma się co więcej rozpisywać, tylko trzeba sklejać. Model zrobiłem prosto z pudła.
Postępując dokładnie tak, jak wskazuje instrukcja, zacząłem od przygotowania części orczyka.
Po obrobieniu ich, skleiłem elementy w całość. Pierwsze spostrzeżenia – bardzo delikatne szwy, plastik ani nie za miękki, ani nie za twardy. Blaszki przyjemnie wyginały się w odpowiednie kształty.
Punkt drugi instrukcji to fotel pilota z pasami biodrowymi. Po odcięciu cążkami części z ramek stwierdziłem, że połączenia są bardzo delikatne i jednym ruchem skalpela można je zniwelować. Plastik nie należy też do tych kruchych.
Przy elementach z blaszek nie potrzeba dużo pracy, aby dopasować je do kształtów fotela.
Stosując się do kolejności prac wg zaleceń producenta, przygotowywałem kolejne elementy kokpitu. Po wycięciu z ramek obrobiłem je, po czym skleiłem w całość. Należy uważać na oznaczenia elementów fototrawionych, ponieważ są inne, niż na instrukcji. Na przykład dźwignie na desce przyrządów w instrukcji mają numer 13, a na blaszce oznaczone są numerem 7. Niemniej jednak nie przewraca to do góry nogami budowy modelu, ot po prostu – zwykła mała pomyłka z numerkami.
Większość elementów kokpitu miałem gotowe, ale odłożyłem je na razie na bok. Chciałem mieć przygotowanych jak najwięcej elementów, aby po rozpoczęciu malowania środka móc wszystko pomalować za jednym razem.
Ale póki co kolejnym elementem było śmigło wraz z kołpakiem…
… koła i części podwozia głównego…
… jak również połówki kadłuba ze wszystkimi potrzebnymi częściami, które należy pomalować i wkleić w niego przed zamknięciem w całość. Plus te, o których mówi instrukcja. Wszystkie opisane do tej pory czynności nie odznaczały się niczym szczególnym, na co warto pozytywnie lub negatywnie zwrócić uwagę. Ot, po prostu modelarstwo plastikowe w najczystszym wydaniu 🙂 .
Zanim rozpocząłem malowanie przygotowałem sobie również skrzydła i wkleiłem w nie boki wnęk podwozia.
Wydawało się, że wszystkie części do wspólnego malowania miałem gotowe. Zacząłem więc kolorowanie.
Jako podkład preferuję zawsze kolor czarny, który daje mi bazę wyjściową do późniejszego cieniowania. Jednak w tym wypadku zmieniłem zasadę. Dominującym kolorem we wnętrzu mojego messerschmitt-a miał być RLM 02. Podkład koloru czarnego wydawał mi się za ciemny, dlatego zastosowałem w zamian farbę Mr. Color C 301 GREY FS36081.
Gdy farba na częściach wyschła, naniosłem mgiełkę koloru właściwego, czyli Mr. Color C60 RLM 02 tak, aby nie do końca (szczególnie na krawędziach) zakryć poprzednią warstwę. Daje to fajny efekt lekkiego i delikatnego cieniowania. Co prawda malowanie połówek kadłuba nie za bardzo ma sens, bo nic nie będzie z tego widoczne, ale… przyzwyczajenie drugą naturą człowieka…
Teraz mogłem kolorami wskazanymi w instrukcji, za pomocą pędzelka, pomalować drobne elementy, między innymi w kokpicie. Przykleiłem również kalkomanie imitujące zegary na desce przyrządów. Muszę przyznać, że rozwiązanie Eduarda, w formie kolorowych blaszek, jakoś bardziej do mnie przemawia.
Grzechem byłoby nie dziabnąć troszkę wash-a w zakamarki. Użyłem do tego PLW Deep Brown A. MIG-1618 i Interior Wash A.MIG-1003.
Po wyschnięciu nadmiar zebrałem patyczkiem higienicznym. Specyfik pozostał tylko w zagłębieniach i wokół elementów wypukłych.
Dla dodania realizmu wykonałem kilka drobnych imitacji obić kredkami akwarelowymi. Właśnie… Realizm… trzeba dobrze przemyśleć, co się chce zrobić, żeby nie “przedawkować”… Mnie się to zdarzyło i wyszło źle. Zobaczyłem to dopiero w powiększeniu na zdjęciach, gdy zwrócił mi na to uwagę Kamil… na szczęście kredki mają to do siebie, że można to w łatwy sposób poprawić. Warto przeglądać zdjęcia oryginałów… To, że mamy teraz na rynku mnogość różnych, łatwych w aplikacji specyfików, znacznie poprawiających wygląd naszej miniatury, nie oznacza, że wszystkiego należy użyć. Trzeba to zrobić ze smakiem.
Zrobiłem troszeczkę zabrudzeń przenoszonych przez pilota do kokpitu. Użyłem do tego szminek Tamiya Sand 87086 i Light Earth 87087. Rozprowadziłem je małym pędzelkiem namoczony w wodzie.
Mogłem teraz skleić w całość części kokpitu.
Idąc za ciosem, skleiłem również kadłub z wymaganymi elementami w całość.
Podobnie postąpiłem ze skrzydłami. Wszystkie elementy pasowały do siebie bardzo dobrze. Jak na razie budowa tego “messerka” była porównywalna ze składaniem klocków Lego.
Szpachlowania nie wymagały żadne elementy. Jedyne, co musiałem zrobić, to po oczyszczeniu łączenia, za kabiną w stronę ogona (na górze i na dole) poprawić linie podziału blach i nitów, które zanikły w czasie obróbki.
Skrzydła w zasadzie poza przepolerowaniem linii łączenia, nie wymagały żadnej obróbki.
Mogłem zatem połączyć te dwa główne elementy modelu ze sobą. Tu również nie było żadnych niespodzianek. Pasowanie idealne.
Instrukcja mówi, że należy dokleić również na tym etapie ster kierunku, wysokości, klapy… innymi słowy elementy, które w oryginale były obciągnięte płótnem. I tutaj na chwilę zatrzymam się. Problem? Niedopatrzenie? Lub kaprys projektanta, o którym wspominał Kamil w swojej recenzji… Elementy te nie posiadają charakterystycznych imitacji taśm wzmacniających na żebrach konstrukcji. Szczerze mówiąc, dla mnie jest to niezrozumiałe, że tak doskonały model (jak na razie ) nie posiada takiego detalu. Porażka? Znajdą się pewnie zwolennicy, że tak jest właściwiej… może? Mnie to przeszkadza… Nie mając na podorędziu żywicznych zamienników, musiałem ratować się “maskami “wycinanymi z taśmy TAMIYA i resztkami naklejek z firmy HGW, które pozostały mi z budowy innej maszyny. Z przyjemnego i relaksującego klejenia wróciłem do żmudnej, prowizorycznej dłubaniny. No ale cóż, powiedziałem trudno i zabrałem się dalej za budowę tej miniatury.
Na tak przygotowane elementy naniosłem kilka warstw Mr. SURFACER 1000. Oczywiście robiłem to po całkowitym wyschnięciu warstwy wcześniejszej…
…praktycznie do momentu wyrównania poziomów.
Pozostało teraz wypolerować elementy watą stalową, aby efekt był w miarę satysfakcjonujący.
W nieruchomych częściach steru wysokości zauważyłem dość spore jamki skurczowe.
Naprawiłem to identyczną metodą, jak opisałem wyżej. Natrysnąłem kilka warstw Mr. SURFACER 1000.
A po jego wyschnięciu i wypolerowaniu, poprawiłem na częściach linie podziału i nity.
Nie ukrywam, że po tych zabiegach entuzjazm trochę osłabł… Opisanie tego zajęło tylko chwilę…, ale w praktyce zajęło to sporo czasu.
Było minęło… teraz na tapet poszły wydechy, które nie posiadają wydrążeń (to kolejny element, który warto wymienić na żywicę).
Postanowiłem wykonać je samodzielnie, nawiercając końcówki minifrezem. Nie jest to rozwiązanie idealne, ale lepsze, niż zaczopowane rury.
Wydechy trafiły we właściwe miejsca w kadłubie…
…uzupełnione o ich osłony z blaszek.
Teraz dokleiłem przygotowane wcześniej części sterów wysokości wraz z podpórkami. Podczas tej czynności trzeba zwrócić uwagę, aby odpowiednio pozycjonować podpórki w gniazdach, ponieważ gdy docisnąłem je na maksa okazało się, że elementy mają ujemny skos, którego nie powinny mieć. Jest to spokojnie do skorygowania, gdy klej jeszcze nie wysechł.
Następny krok to przygotowanie wszystkich elementów osłon chłodnic…
…które następnie przykleiłem na spód kadłuba. Tu już bez żadnych niespodzianek, wszystko było ok.
Przygotowane wcześniej klapy, lotki i sloty…
…trafiły na swoje miejsce w modelu. W tym wypadku również nie można było mieć najmniejszych zastrzeżeń, co do pasowania.
Na tym etapie dokleiłem parę drobnych elementów z blaszek.
W zasadzie mogłem powiedzieć, że zbliżałem się już ku końcowi w samej budowie modelu. Zostało niewiele drobiazgów, które po obrobieniu dokleiłem do bryły kadłuba.
Na sam koniec pozostało oszklenie kabiny.
Po przygotowaniu elementów okleiłem je dołączonymi do zestawu maskami. Ponieważ są prawie przezroczyste, dla ułatwienia nakładania pomalowałem je czarnym pisakiem. Niestety okazało się, że maski nie pasują. W niektórych miejscach są za duże a w niektórych brakuje ich. Sprawiają wrażenie, jakby były nie od tego modelu. Nie uwzględniają podziału przy otwieranych okienkach na ruchomej części owiewki. Na etapie tych prac również rzuciły się w oczy bardzo delikatnie, prawie niewidocznie, wykonane ramy oszklenia. Wspomnę, że w zestawie nie znajdziemy instrukcji rozmieszczenia masek. Na dodatek wycięte są one z folii, która na obłościach i w narożnikach po chwili się odkleja.
Ratowałem się wykorzystując niezawodną taśmę TAMIYA. Niemniej jednak to kolejny, niepotrzebnie zmarnowany czas…
Koniec końców, owiewka trafiła na swoje miejsce w modelu.
Gdy dołączyłem przygotowane wcześniej podwozie i śmigło wraz z kołpakiem, mogłem powiedzieć – przebudowa modelu została zakończona.
W podsumowaniu pominę walory merytoryczne tego modelu, ponieważ zrobił to już Kamil w recenzji zawartości pudełka. Skupię się na odczuciach czysto modelarskich. Uważam, że model wykonany jest na najwyższym poziomie. Poza drobnymi mankamentami, które były opisywane w trakcie budowy, mogę śmiało zaliczyć ten zestaw do łatwych w budowie. Niemniej jednak należy zachować wysoką staranność i dokładność. Części pasują do siebie doskonale. Wiadomym jest, że niektóre potrzebują podczas obróbki dodatkowego przypiłowania, aby je dopasować. Są to jednak czynności niewybiegające poza klasyczne kanony prac modelarskich. Wszystko, czego wymaga proces budowy Emila z Wingsy, w żaden sposób nie kwalifikują tego zestawu jako słaby czy średni. Chcąc nie chcąc, nie uniknąłem porównywania go do modeli naszego sąsiada zza południowej granicy. Uważam, że pod względem składności są na bardzo podobnym poziomie. Generalnie polecam go i uważam, że spokojnie może po niego sięgnąć każdy modelarz, bez względu na poziom swoich umiejętności.
P.S.
Można sobie zaoszczędzić trochę czasu wymieniając pewne elementy na żywiczne zamienniki, gdy te już pojawią się na rynku (bo choćby wydechy obecne już na rynku, opracowane do innych miniatur, niekoniecznie muszą pasować i do tego modelu) 🙂
Pozdrawiam
Piotr “Słoma” Słomiński