1/35 Crusader Mk.III
British Cruiser Tank Mk. VI
Border Model – BT-012
Bez mała pół wieku temu ITALAEREI (sic) wydało miniaturę Crusadera Mk.III w skali 1/35. Jak zasadnicza większość ówczesnych zestawów tego producenta, był to model na wskroś nowoczesny i na dobrą sprawę wyprzedzający swoją epokę. Choćby – może niezbyt śmiałym, ale jednak – zastosowaniem wielodzielnych form. Zresztą gdy Tamiya ledwie pięć lat temu spakowała ten model (wraz z paroma drobiazgami własnej produkcji), jakoś nie spadła na Japończyków burza krytyki i infamia za pakowanie vintydżowego krapu. Bo prawdę mówiąc, to opracowanie faktycznie nadal się na wielu płaszczyznach broni. Czemu jednak o nim wspominam? Ano temu, że model wydany w tym roku przez Border Model wygląda jak opracowanie włoskie po delikatnym liftingu. Daleki jestem od snucia teorii na ten temat, niemniej jednak podobieństwa – tak w ogólnej konstrukcji, jak i w wielu detalach – nie wyglądają na całkowicie przypadkowe. Jak by nie było, w 2021 roku dostajemy model spakowany zgodnie ze standardami panującymi obecnie
Na bokach pudełka zasygnalizowane są malowania dostępne w zestawie…
…oraz najważniejsze ficzery plastikowego modelu
Opakowanie solidne i solidnie wypełnione plastikiem
W pudełku znajdziemy również miły gadżet – modelarską matę do cięcia…
…z nadrukiem nawiązującym do tematu zestawu
Przy czym nieprzypadkowo nazwałem to gadżetem, bo jest to produkt dość przeciętnej jakości i lepiej sprawdzi się jako ozdoba niż jako wyposażenie pracowni modelarskiej.
Instrukcja montażu w formie kolorowej broszury, drukowanej na wcale przyzwoitej jakości papierze
Na początku jest w niej trochę przepisanej Wikipedii, a tekst okraszono ‘zdjęciami z internetu’ (bo nawet te, które identyfikować można jako pochodzące z Wikimedia, nie są w żaden sposób opisane kopirajtami)
Sam proces budowy zaprezentowany jest w sposób przejrzysty i czytelny, nawet jeśli niektóre etapy wymagały dodatkowej atencji i didaskaliów tekstowych
W nieco mniej czytelny sposób zaprezentowane są schematy malowania – jednak rzuty można było rozmieścić na planszach inaczej, dzięki czemu mogłyby być większe. Z drugiej strony, i tak nie ma co przywiązywać się do prezentowanych tu kamuflaży – ich kształtów i kolorów, bo jednak AMMO, które stoi za ich opracowaniami, faktom się nie kłania – ważne, by było atrakcyjnie
Co warto zauważyć, poszczególne malowania okraszone są nie tylko listą niezbędnych farb (naturalnie wyłącznie z palety jednego producenta)…
…ale znajdziemy tu również nieco lakoniczne podpowiedzi w temacie chemii niezbędnej do wykończenia modelu
Kalkomanie do wszystkich trzech wariantów zmieściły się na niewielkim arkusiku. Oraz erracie do niego
Przechodząc do samego modelu, zacznę od tego, co jednak z włoskim antykiem wspólnego nic nie ma. Gąsienice w tym modelu są bowiem nie elastycznymi paskami, a pojedynczymi ogniwkami
Ogniwkami zaprojektowanymi ładnie, ale jednak ostatecznie zrobionymi już nieco gorzej
Drobne nadlewki czy ślady po wypychaczach piętnują właściwie każdy element. Czyli, jeśli ufać instrukcji, do oczyszczenia mamy 234 ogniwka
Wszystko zaprojektowane jest tak, by paski gąsienic po montażu były ruchome – głównie dzięki plastikowym szpilkom do łączenia ze sobą ogniw
One, na szczęście, nie wyglądają już na wymagające tak żmudnej obróbki jak same ogniwa. Aby składanie szło bardziej sprawnie, producent przygotował specjalne kopyto, na którym można montować krótsze fragmenty
Szkoda jednak, że w tych ułatwienia nie zrobiono jeszcze jednego kroku, rozmieszczając szpilki w ramce tak, by można było łączyć nimi kawałki gąsienic bez wycinania tych trzpieni z ramki. Niestety, światło między bolcami jest inne niż odległość między ogniwami
Że da się to zrobić sprytniej, pokazała choćby niedawno Tamiya – co prawda w Kettekradzie chodziło o nakładki na gąsienice, ale problem jest w sumie podobny. Producent, zdając sobie sprawę z nakładów pracy niezbędnych do montażu gąsienic, zaproponował rozwiązanie dla leniwych – dolne biegi w formie plastikowych pasków
Te przydadzą się jedynie w sytuacji, gdy gotowy model miałby stanąć na płaskiej podstawce lub podstawki miał by nie mieć żadnej. I tu pojawia się pytanie, czy warto w ogóle męczyć się z robieniem pracujących gąsienic. Poniekąd tak, bo zawieszenie zostało tak zaprojektowane, by wahacze mogły się poruszać w górę i w dół (pamiętać jednak trzeba o konieczności usunięcia bolców pozycjonujących je ‘na płasko’)
Siłą rzeczy, konstrukcja wahaczy nie jest w pełni adekwatna do oryginału
Co nie stanowi problemu o tyle, że i tak chowają się one całkowicie pod imitacją pancerza wanny
No i skoro o wannie mowa, to dostajemy jej spód i boki odlane w jednym kawałku, dzięki zastosowaniu wielodzielnej formy
Pozostałe powierzchnie trzeba już doklejać z osobna. Czy to wspomniane wyżej płyty boczne oraz tył…
…czy znajdujący się na kolejnej ramce przód kadłuba
Tu nad resztą dominuje góra kadłuba – całkiem szczegółowa, mimo iż odlana od razu z błotnikami…
…ale jednocześnie odpowiednio poszatkowana, tak by jak najbardziej precyzyjnie oddać detale na różnych powierzchniach
Zarówno większe sekcje, z wyraźnymi imitacjami śrub czy spawów, jak i drobniejsze elementy są wyraziste i szczegółowe
Uwagę zwracają skrzynki, których pokrywy można zamontować w pozycji zamkniętej lub otwartej
Otwarte lub zamknięte mogą być również włazy, odlane jako osobne elementy
Kłopot w tym, że jedyne, czym okraszone są wewnętrzne ich strony, to ślady po wypychaczach
Po zbudowaniu kadłuba, zgodnie z instrukcją przechodzi się do montażu kół. Te w modelu umieszczono w dwóch jednakowych ramkach (wraz z innymi dublującymi się szczegółami oraz opisanym wyżej zawieszeniem)
Trzeba przyznać, że wygląda to niebrzydko
Na wewnętrznych powierzchniach kół uwagę zwracają stosunkowo duże otwory – są one gniazdami dla winylowych tulejek
Czyli pracują nie tylko wahacze, ale kręcą się koła, co wraz z ruchomymi gąsienicami ogniwkowymi zwiększa szansę, że jak się wszystko powiększy trzydzieści pięć razy, to czołg będzie jeździł. Gdyby komuś w całym tym miejscami pracochłonnym układzie jezdnym coś nie wyszło, może go w niemałym stopniu schować za osłonami przeciwpyłowymi…
…które dzięki cienkim krawędziom wyglądają nawet delikatnie, adekwatnie do skali
Mniejsze osłony, czy raczej wykończenie błotników, dostajemy w formie fototrawionej blaszki
W tej technologii opracowano także kilka innych drobiazgów – przede wszystkim do filtrów powietrza
To nie jedyne metalowe elementy w zestawie. Mamy bowiem jeszcze aluminiową lufę
Jeśli ktoś się jednak obawia, że amelinium się nie pomaluje, to zawsze może użyć lufy plastikowej – nie mniej szczegółowej, choć jednak wymagającej obróbki
Tym samym przechodzimy do ramki z elementami wieży
Zewnętrzne powierzchnie, podobnie jak kadłub, okraszone są filigranowymi, lecz wyraźnymi detalami
Tutaj także włazy można zamontować w dowolnej pozycji, gdyż są osobnymi elementami
Co warto zaznaczyć, tutaj prócz śladów po wypychaczach, na wewnętrznych powierzchniach mamy już jakieś detale…
…co nadal nie czyni otwarcia tych pokryw sprawą oczywistą, bo wnętrze wieży jest goluteńkie
Jedyne, o co zadbano, to mocno uproszona imitacja działa
Ostatnia wreszcie ramka, to elementy przeźroczyste – ściślej – klosze reflektorów
Podsumowując – mimo uderzających podobieństw do antycznego modelu z Włoch, miniatura z Border Model jest ładna i nawet zupełnie nowoczesna. Może nie folguje modnym wciąż jeszcze tendencjom do wciskania imitacji wnętrza, ale i tak jest w miarę szczegółowa. No może z tym brakiem wnętrza to jednak przy powierzchniach pokryw włazów posunięto się zbyt daleko. To, co stanowi jeden z głównych atutów zestawu, czyli pracujące zawieszenie, będzie też zapewne najczęściej komentowane podczas prac słowami powszechnie uznawanymi za obelżywe. Tak czy inaczej, model wart uwagi zarówno jako stosunkowo szybki temat do kolekcji, jak i baza do dzieła życia.
KFS
P.S. Jeśli podobają się Ci się moje artykuły i chciałbyś wesprzeć ich powstawanie, możesz kupić mi czarną paktrę, albo lepiej czarną kawę, w serwisie buycofee.to
Model przekazany przez Hobby 2000 – dystrybutora Border Model