1/72 P-51 B/C Mustang
Budowa
Mustang od Arma Hobby przeleciał już chyba przez wszystkie fora i portale modelarskie. Pojawiło się też sporo relacji z budowy. Zapraszam na kolejną.
Budowę armowskiego Mustanga zacząłem od dwóch rzeczy. Po pierwsze musiałem zdecydować się na konkretne malowanie, które determinuje konfigurację samolotu w aspekcie kokpitu, oszklenia, wydechów, anten i innych drobiazgów. Gdy wybrałem konkretny model, czyli samolot o dźwięcznej nazwie “Ding Hao!”, wziąłem do ręki długopis i zrobiłem dokładną inwentaryzację instrukcji pod kątem tego, co przykleić musiałem, a czego należało się pozbyć lub nie przyklejać. Ponieważ wybrałem wariant malowania numer jeden, moja instrukcja wyglądała tak:
Nie głupim pomysłem było też wejście na firmowy blog Army i zapoznanie się z artykułem Marcina Ciepierskiego. Przekazuje on kilka ważnych wskazówek jak uniknąć pułapek podczas montażu. No i sugeruje też w jakiej kolejności podejść do budowy, czego instrukcja niestety nie oddaje zbyt dobrze. W pierwszej kolejności montaż warto zacząć od wykończenia jak największej ilości detali wnętrza jak i zewnętrza. Dlatego na starcie prac z modelem zebrała się u mnie taka kupka:
…, którą zaraz zamocowałem na trzymadełkach do malowania, żeby niczego nie zgubić.
Zanim jednak uruchomiłem aerograf pozbyłem się jamki skurczowej na jednej ze skrzynek na ścianie kokpitu. Zrobiłem to za pomocą naklejonego kawałka polistyrenu 0,2mm.
A skoro miałem malowanie zacząć od podkładu Mr Finishing Surfacer 1500 Black, to stwierdziłem, że usunę małe jamki skurczowe na zewnętrznej stronie kadłuba za jego pomocą. Sposób ten podejrzałem w jednej z relacji budowy Mustanga na forum modelarskim, ale naprawdę nie pamiętam już u kogo konkretnie. Najpierw wymaskowałem panel z jamkami.
Następnie cały zalałem solidną warstwą podkładu z aerografu.
By na koniec zeszlifować (podczas szlifowania maski pozostały na miejscu) ten element na gładko kończąc pracę materiałami polerskimi. Zamierzony cel został osiągnięty.
Teraz tym samym podkładem potraktowałem wszystkie detale na patyczkach wnętrze kadłuba oraz płata (który nie zmieścił się w kadrze).
W pierwszej kolejności sięgnąłem po kolor aluminium od AK i potraktowałem nim odpowiednie części i wnętrza modelu.
Kolejnym kolorem był charakterystyczny dla amerykańskich samolotów podkładowy zinc yellow chromate.
Następny był czarny. Tutaj oczywiście z korzyścią dla skali nie malowałem czystym czarnym, a jego “odcieniami”.
Następny był równie amerykański olive drab.
Piąty i ostatni kolor we wnętrzach to interior green.
Na tym etapie przykleiłem pasy pilota i zagiąłem je do odpowiedniej pozycji na fotelu pilota. Dodatkowo potraktowałem je podkładem do elementów metalowych, który znacząco polepsza przyczepność farb do blaszek, drutów i części toczonych.
Przyszła kolej na malowanie detali, co uczyniłem całą gamą kolorów od Vallejo, AK i Ammo. Dodatkowo rozjaśniłem niektóre elementy kratownic, oprzyrządowania i “elektryki”. Na tym etapie zacząłem powoli łączyć elementy w coraz większe podzespoły.
Gdy farby wyschły zabezpieczyłem całość lakierem satynowym od Hataki.
No i przyszła kolej na naklejenie tysiąca malutkich kalkomanii do wnętrza kokpitu. Jakimś cudem żadnej nie zgubiłem, ani nie uszkodziłem.
Po zabezpieczeniu kallkomanii kolejną warstwą lakieru bezbarwnego, podkreśliłem detale panelinerami od Tamiji. Brązowym na zieleń i żółć, a czarnym na części “czarne” i srebrne. Muszę dodać, że produkty Tamiji świetnie współpracowały z rozcieńczalnikiem od Modellers’ World, którego użyłem po raz pierwszy. Ponownie zredukowałem też ilość podzespołów wnętrza modelu.
Przyszedł czas na ślady eksploatacji, które wykonałem kredkami akwarelowymi i farbkami Vallejo. Robiłem to z umiarem nie chcąc przesadzić.
Przyszedł czas na tablicę przyrządów. Tutaj wybór padł jednak na doskonały produkt Yahu z powodu jego poprawności merytorycznej względem tablicy zestawowej (opisywał to Kamil w recenzji dodatków do “kucyka”). Tablica polskiego producenta pasowała idealnie. Ma nawet podtrawienie od tylnej strony przygotowane pod montaż pedałów orczyka. Tablicę wkleiłem w jej osłonę za pomocą akrylowej żywicy Ammo. Tak samo postąpiłem wklejając cały podzespół w połówkę kadłuba. Dopiero gdy spoina blaszka-plastik stwardniała, podlałem całość małą ilością Tamiya Extra Thin tak by złapały również połączenia plastik-plastik.
Przed złożeniem połówek kadłuba dla wybranego przeze mnie schematu malowania trzeba było wykonać otwór w przedniej części modelu. Wprawdzie instrukcja o tym wspomina, ale łatwo o tym szczególe zapomnieć, w entuzjazmie po zakończeniu montowania tego bogatego wnętrza.
Następnie przymierzyłem połówki kadłuba na sucho. Dobrym pomysłem było też dopasowanie próbne wiatrochronu wraz z częścią kadłuba. Tutaj rady z bloga Army okazały się jak najbardziej słuszne. Po pozbyciu się śladu łączenia form na krawędziach kokpitu wszystko spasowało idealnie.
Nie pozostało nic innego niż sklejenie kadłuba.
Już na tym etapie piłką żyletkową pogłębiłem sobie trochę linie podziału paneli. Zrobiłem tak, by po nałożeniu szpachlówki na łączeniu połówek kadłuba mieć punkt zaczepienia przy odtwarzaniu i poprawianiu tych linii.
A za szpachlówkę po raz kolejny posłużył niezawodny czarny cyjanoakryl, którego nadmiar zdjąłem zarówno debonderem jak i tradycyjnie – materiałami ściernymi. By nie stracić obłości kadłuba, miejsca te szlifowałem miękkimi gąbkami i ściereczkami 3M.
No i prace przeniosły się do wnętrza płata. Najpierw zastosowałem wash taki sam, jak we wnętrzu kadłuba, a następnie na sucho wtarłem w niektóre miejsca oilbrusher starship filth – jeden z najlepszych i najbardziej uniwersalnych kolorów farb do weatheringu.
Następnie złożyłem elementy wnęk i skleiłem płaty. Spasowanie było naprawdę bardzo dobre i odrobinę szpachlówki potrzebowałem jedynie w okolicach krawędzi natarcia przy kadłubie. Poza tym wszystko zeszło się bezproblemowo. Jak widać, narzędzia modelarskie sugerowane w instrukcji Junkersa F.13 od Revella sprawdzają się znakomicie.
Podobnie było z przyklejeniem płata do kadłuba – doskonałe spasowanie. Trudno nawet coś więcej napisać.
Kolejnym etapem było przyklejenie klap oraz stateczników. Tutaj także spasowanie było bez zarzutu, a klapy właściwie weszły na wcisk. Niestety przy obróbce statecznika popełniłem błąd i pilnikiem zdjąłem minimalnie za dużo tworzywa, stąd pojawiła się brzydka szpara. No ale to moja nieuwaga, a nie złe spasowanie modelu. W ogóle rozwiązanie mocowania statecznika poziomego uważam za fantastyczne.
Po raz kolejny podczas budowy musiałem sięgnąć po farbę. Kolorem aluminium pomalowałem wewnętrzne powierzchnie klap wylotu chłodnic, a także klap w skrzydłach. W tym drugim przypadku miałem zagwozdkę, czy ma to być kolor aluminium, kolor kamuflażu, czy zinc chromate yellow. Ostatecznie postawiłem na wariant pierwszy, który moim zdaniem stworzy najciekawszy kontrast z malowaniem w olive drab.
Kolejnym krokiem było przyklejenie oszklenia. Ponieważ po przymiarce wiatrochronu wraz z częścią kadłuba wiedziałem, że wszystko gra przykleiłem ten element za pomocą kleju Extra Thin. Oczywiście robiłem to z wyczuciem i stosując kilka razy minimalną jego ilość, by uniknąć zaparowania oszklenia i zniszczenia efektów malarskich w kokpicie. Boczne przeszklenia, po dokładnej przymiarce, przykleiłem za pomocą żywicy akrylowej. Tutaj już nie chciałem ryzykować z agresywnym klejem do plastiku.
Oczywiście zanim przykleiłem oszklenie potraktowałem je od wewnętrznej strony pastą polerską Tamiya. Tę samą czynność wykonałem na zewnątrz po przyklejeniu tych części. Limuzynę Malcolm hood po wypolerowaniu włożyłem do woreczka by jej nie uszkodzić. Tam będzie czekała do momentu malowania modelu.
Wybierając pierwszy wariant malowania trzeba – zgodnie z instrukcją – tuż za wydechami wykonać mały panel w kadłubie. Instrukcja sugeruje, żeby wykorzystać dostępną w zestawie maskę lub blaszkę fototrawiona jako szablon i wytrasować te linie. Problem polega na tym, że po wytrasowaniu we wskazanym miejscu trzeba jeszcze zaszpachlować pierwotną linię podziału paneli silnika wewnątrz tego malutkiego kształtu. Pewnie się da, ale moim zdaniem nakład pracy jest niewspółmierny do potencjalnego efektu w szczególności pod kątem estetyki wykonania. Dlatego zdecydowałem się na inna drogę i po prostu przykleiłem blaszkę do kadłuba za pomocą kleju CA, a później wyczyściłem okolice debonderem. Wprawdzie panelik jest odstający co nie jest faktem w skali, ale pozostawiłem nienaruszone detale wokół niego – szczególnie nity i mocowania paneli blach.
Kolejnym krokiem było wklejenie wyrzutników w przygotowane wcześniej otwory na dolnej stronie płata.
Postanowiłem jednak wymienić wydechy na drukowane od Eduarda. Ich szczegółową recenzję przygotował Kamil. Wprawdzie po nawierceniu zestawowe wcale nie wyglądałyby źle jednak co żywica, to żywica – tej finezji wtryskarka jednak nie przeskoczy. Wydechy przymierzyłem tylko na sucho, gdyż malował je będę osobno. Po odcięciu podpór i przeszlifowaniu wewnętrznych powierzchni spasowały bez zarzutu.
Ostatnim elementem, który dokleiłem do kadłuba były prowadnice limuzyny. Przyciąłem je zgodnie z instrukcją i przykleiłem. Niestety nie ma w tym miejscu żadnych punktów pozycjonujących te części, więc trzeba to robić bardzo, bardzo ostrożnie przy użyciu minimalnej ilości kleju, by nie pozalewać okolicznych detali kadłuba, a w szczególności oszklenia.
Ponieważ nie ma dla mnie znaczenia, czy śmigiełko się kręci czy też nie, skleiłem je “na stałe”. Zamontuję je oczywiście na samym końcu po pomalowaniu płatowca i samego śmigła.
Koła z zestawu Army mają znany już feler z rozjechanym wzorem bieżnika więc ponownie sięgnąłem po recenzowany przez Kamila zamiennik od Eduarda. Pasuje bezproblemowo. Rzeczywiście jest tak, że gdyby nie ten jeden feler to z żywicznych kół można by w tym modelu zupełnie zrezygnować, bo detale felgi wersji wtryskowej minimalnie tylko ustępują tym z kół żywicznych.
I tak oto dobiegłem do końca budowy tego modelu.
Podsumowując: miniatura Mustanga z Arma Hobby to nie jest model łatwy. To jest bardzo dobry model, ale jednak nie dla początkujących. Poziom detali, ilość części, szczególnie we wnętrzu, może być czasami przytłaczająca. Dodatkowo instrukcja stara się nam utrudnić ten montaż jeszcze bardziej. Dla mnie budowa Mustanga była bardzo fajnym doświadczeniem. Musiałem trochę pokombinować i planować ruchy na kilka do przodu, żeby nie zrobić sobie kuku przy montażu kolejnych podzespołów. Również malowanie tej całej wewnętrznej pstrokacizny wiązało się ze znacznym wzrostem nakładu pracy. Natomiast spasowanie elementów modelu i niektóre sztuczki inżynierskie zastosowane przy jego projektowaniu zasługują na szacunek. Akurat pod względem jakości Mustangowi z Army nie można nic zarzucić.
Radek “Panzer” Rzeszotarski
P.S. Jeżeli podoba Ci się to co robię na KFS-miniatures możesz kupić mi kawę na buycofee.to
“… skoro miałem malowanie zacząć od podkładu Mr Finishing Surfacer 1500 Black, to stwierdziłem, że usunę małe jamki skurczowe na zewnętrznej stronie kadłuba za jego pomocą. Sposób ten podejrzałem w jednej z relacji budowy Mustanga na forum modelarskim, ale naprawdę nie pamiętam już u kogo konkretnie… ”
Mam pewien trop 😉
https://pwm.org.pl/viewtopic.php?f=891&t=91806
Sklejam właśnie ten model, nie uniknąłem kilku błędów przez własną rutynę. Niestety instrukcja nie jest dobra – nie można jej zarzucić, że coś pomija, niemniej trzeba się chyba bardziej koncentrować na każdym jej cm2 niż na samej budowie modelu. Do samej konstrukcji mam jedno zastrzeżenie: kolko ogonowe i jego pokrywy muszą być zamontowane przed sklejeniem połówek kadłuba, co naraża je na uszkodzenie w trakcie dalszych prac, jak i znacząco utrudnia malowanie. Dodatkowo z instrukcji czytelnie nie wynika, jak kolko ma być osadzone w kadłubie – łatwo tu o popełnienie błędu, co mnie się zdarzyło. Poza tym model świetny, choć jak dla mnie ma zbyt dużo pracochłonnych elementów, które po sklejeniu będą całkowicie niewidoczne.