1/35 M18 Hellcat U.S. Tank Destroyer
Tamiya – 35376
M18 Hellcat to, zaryzykuję takie stwierdzenie, jeden z najbardziej charakterystycznych amerykańskich niszczycieli czołgów z czasów II wojny światowej. A może nawet – niszczycieli czołgów tego okresu ogółem. Mimo to pojazd ten nie miał do tej pory szczęścia, jeśli chodzi o modele w 1/35 – produkty zarówno AFV Club jak i Academy miały swoje bardziej lub mniej poważne mankamenty. Biednie było także pod kątem ewentualnych dodatków – jeśli nawet jakieś były, to często od dawna niedostępne w sprzedaży. Sam przekonałem się o tym budując prawie 3 lata temu miniaturę tego wozu.
Wreszcie jednak ktoś się ulitował i oto jest następca modeli sprzed niemal ćwierć wieku. Na scenę wkroczyła Tamiya i zaoferowała dokładnie to, czego bym się po tej firmie spodziewał. A nawet nieco więcej. Ale obejrzyjmy wszystko od początku i powoli – wypraska po wyprasce.
Typowe tamijowe pudełko, nie za duże, ze zgrabnym boxartem przedstawiającym pojazd w jednym z pudełkowych malowań i żołnierzyka – o ile zgrabna może być sylwetka Hellcata na bielutkim tle – no ale przez lata do tego nas właśnie Tamka przyzwyczaiła.
Na boku mamy rzuty drugiego(i ostatniego zarazem) malowania dostępnego na kalkomanii.
Ciekawiej robi się po zajrzeniu do środka – mamy tam sześć ramek z częściami modelu, w standardowym dla japońskiego producenta zielonym plastiku, ramkę z M2 Browning w tym samym kolorze, oraz ramkę przezroczystą. Do tego kalkomania, dwa poly caps i sznurek, nieudolnie naśladujący linę holowniczą.
W papierzyskach mamy natomiast typową tamijowską instrukcję – czarnobiałą, ale na pierwszy rzut oka bardzo czytelną i rozbitą na dość dużą liczbę kroków, przez co ciężko dostać oczopląsu z powodu nagromadzenia strzałek i numerków, które krzyżowałyby się i utrudniały zrozumienie schematów.
Ciekawostką, której ja nie kojarzę ze starszych wypustów Tamiya, jest mała broszurka z informacjami technicznym o pojeździe, rysem historycznym i kolorowymi schematami malowań. Wydana na błyszczącym papierze, bardzo fajna w odbiorze. W czterech językach objaśnia historię powstania wozu i nawet podstawowe różnice pomiędzy wczesnymi a późniejszymi wersjami Hellcata.
Mniejsza o makulaturę, przejdźmy do samego modelu. Browning – sympatyczny, dodatkowo dostajemy 4 skrzynki amunicyjne, jest to wypraska pakowana, z tego co wiem, również do innych nowszych modeli Tamiya.
Części przezroczyste – bez zarzutu. Bardzo fajny myk z odlaniem w przezroczystym plastiku gogli dla załogantów – a raczej w tym wypadku dla załoganta. Ta ramka jest dzielona z M4A3E8 Tamiya, gdzie figurek jest więcej.
Kalki – ładne, równe, bez przesunięć, są nawet napisy eksploatacyjne na skrzynki do browninga – super. Film może nie wydaje się najcieńszy, za to niektóre gwiazdy mają ciekawie zaprojektowane w nim ubytki – dla łatwiejszego ułożenia na konkretnych płaszczyznach modelu.
Czas na wypraski z Hellcatem właściwym. Ramka B z górą kadłuba i dużymi elementami wnętrza.
Wrażenie robi ciekawie pomyślane rozwiązanie atrapy układu wydechowego – przez wzgląd na duże oczko siatek, które są nad tym elementem dobrze, że te części są, bo raczej będą widoczne. Zarazem jeśli nie robimy wnętrza przedziału silnikowego, to taki prosty ersatz tegoż w zupełności wystarczy.
Bardzo ładne spawy – nawet bardzo, bardzo ładne. I na tyle na ile się orientuje – dokładnie tam gdzie powinny być.
No, może doczepiłbym się spawów na tylnej płycie, która pozwala na dostęp do silnika – choć Tamiya uwzględniła ich punktowy układ to same kreski spawów… nie mają tam akurat żadnej faktury – ot cienkie serdelki plastiku.
Drobny zgrzyt stanowią dla mnie także detale na skośnych płytach bocznych kadłuba – jak mniemam przez ograniczenie technologicznie są odlane hm… „rozlane do dołu”. Myślę, że zdjęcie lepiej pokaże to, co mam na myśli. Niemniej cała reszta, nawet najmniejszych detali, to najwyższa klasa.
Z drugiej strony – nie wiem czy można to tłumaczyć technologią odlewu, bo np. śruby na osłonie transmisji są raczej wszystkie ładnie odlane – tu nieco skomplikowany kształt części nie spowodował żadnych trudności.
Ramka C. Druga duża ramka to części wanny kadłuba. Ta odlana jest z pięciu części – dna, boków i części nad gąsienicami.
Jak poprzednio – piękne spawy, ostre detale i – na pierwszy rzut oka – dobrze umiejscowione mocowania rolek podtrzymujących gąsienice. W modelu AFV Club ten element był schrzaniony i wymagał dość bolesnej ingerencji w wannę kadłuba, żeby w ogóle zmieścić gąsienice pomiędzy nie a górę kadłuba.
Ramka E – detale wieży i kadłuba. Mamy tu miszmasz – są i boczne kosze wieżowe i błotniki przednie i elementy zawieszenia.
Na małych detalach (zresztą, na większych też) właściwie nie ma szwów, co jest świetną sprawą, bo eliminuje niewygodną obróbkę lub konieczność zastępowania np. osłon reflektorów na druciane/aftermarkety 3D. Choć oczywiście – zawsze można.
Ciekawie rozwiązana jest kwestia siatek nadsilnikowych i wydechowych – w Hellcatach miały one dość duże, kwadratowe „oczka”, co pozwoliło Tamiyi odlać je z plastiku. Są oczywiście nieco za grube, ciut toporne, ale… znacznie lepsze niż w starszych modelach. Moim zdaniem można by jednak pomyśleć nad ich wymianą. Fakt, że są osobnymi elementami zdecydowanie ułatwia zastosowanie fototrawionych dodatków.
Kosz wieżowy, który jest dość skomplikowanym elementem, posiada delikatny szew od dołu, a więc będzie zupełnie niewidoczny po sklejeniu. Z kolei mikrowypychacze są w środku, dzięki czemu można je łatwo ukryć pod jakimiś tobołkami lub szpejem załogi.
Ogólnie, nawet jeśli wypychacze gdzieś są, to od wewnętrznych stron części.
Ramka D – wieża.
Super detael spawów i łączeń płyt, nawet od dołu wieżowej niszy.
Odlana razem ze stropem osłona peryskopu działonowego utrudnia/uniemożliwia wykonanie go jako otwartego – nic strasznego, ale odnotowuję. To samo zresztą jest z włazami kierowcy i strzelca-radiotelegrafisty(?).
Pokrowiec działa – składa się z trzech części, ale jest śliczny. Ma ładne, naturalne fałdy, szwy, wygląda dobrze.
Lufa – odlana w jednym kawałku, wersja M1A1, bez hamulca wylotowego. Niestety, szew jest i to widoczny.
Figurka – jak na plastikowego ludka to nie jest źle, z moim skromnym figurkowym doświadczeniem powiedziałbym wręcz, że jest dobrze. Ma sporo fałd na mundurze, które wyglądają dość naturalnie. Twarz gładsza niż Krzysia Ibisza i podobna zupełnie do nikogo to najsłabsza część tego ludka. Choć jak widać na zbliżeniu – dramatu wcale nie ma.
Jarzmo i jego osłona – z wielką szparą, przystosowane tylko do montażu pokrowca. Nie zrobimy wersji bez tegoż.
Ramka A x2 to elementy układu jezdnego: koła, gąsienice i nieco drobnicy.
Tamiya przygotowała dla nas pełen komplet kół z tzw. mudguards, czyli rodzajem blaszanych osłon, żeby błoto nie gromadziło się pomiędzy pierścieniem koła, a jego wewnętrznym wytłoczeniem. Są całkiem ładne, ale aż chciałoby się dostać koła bez osłon, a je same jako opcjonalny element dodatkowy… ech.
Gąsienice w formie pasków i pojedynczych ogniw, to całkiem spoko rozwiązanie, w wozie takim jak Hellcat, na którym zwis gąsienic to rzecz niezwykle rzadka, łamane na niespotykana. Moim zdaniem – wyglądają absolutnie akceptowalnie.
Na ramkach A mamy też po jednym „luźnym” pocisku do działa i po jednej łusce. Może i się tym nie poszaleje, ale zawsze coś.
Podsumowując – Tamiya zrobiła niewątpliwie kawał dobrej roboty. Nie wyobrażam sobie, żeby w toku budowy mogły pojawić się jakieś większe fakapy, wszak to Tamijunia – marka, która zobowiązuje. Dostajemy więc model stosunkowo nierozdrobniony, ale zarazem z wyśmienitymi detalami. To, co szczególnie mnie cieszy, to pieczołowicie odtworzone spawy i najmniejsze detale. Wszystko to sprawia, że model prosto z pudła będzie bardzo atrakcyjny i nie mamy wrażenia zabawkowatości, z którą mi osobiście kojarzyły się starsze modele pojazdów wojskowych tej firmy – niby super sklejane, fajne, ale… Tym razem jestem naprawdę pod dużym wrażeniem.
Do wad zaliczyłbym przede wszystkim brak opcjonalnej armaty M1A2 z hamulcem wylotowym i jarzma działa bez pokrowca – to raptem dwie części, które otwierałyby multum dodatkowych możliwości przy wyborze wersji malowania. Mam jednak świadomość, że to pierdoły dla przeciętnego odbiorcy modelu zupełnie nieistotne. Niemniej jednak z mojej perspektywy trochę kiepsko. Tym bardziej, że Tamiya dała dwa rodzaje błotników – dla obu wersji malowań, które przewidziała w pudełku. Innymi słowy – dało się z jednym, to czemu nie z drugim? Tak czy siak z tego zestawu możemy zbudować śliczną miniaturę, a ewentualne drobne braki zapewne szybko zrekompensują producenci dodatków.
1/35 M18 tank destroyer
for Tamiya kit
Eduard – 36478
Wraz z modelem M18 otrzymałem arkusik blach Eduarda dedykowanych do nowego wypustu Tamiya. Co dostajemy w pudełku? A raczej – woreczku?
Arkusik zawiera właściwie wszystkie podstawowe elementy, które można by wymienić na fototrawione. Sama blaszka jest dość cienka i miękka, i wygląda na wdzięczną we współpracy. Szybki przegląd instrukcji pokazał mi, że są to w większości te detale, które przy swoim Hellcatcie z AFV Club wymieniałem własnym sumptem, korzystając z różnych resztek fototrawionych i ew. własnej inwencji. Słowo klucz, to jednak w tym wypadku „prawie”. Ale po kolei.
Mamy więc boczne zasobniki wieżowe – super sprawa, warto wymienić.
Mamy też bodaj wszystkie zapinki i zaczepy do oprzyrządowania na wozie – również super sprawa, zwłaszcza jeśli chcemy zrobić wóz pozbawiony łopat, siekier i innych kilofów bądź wyciorów.
Mamy elementy radia i jego mocowania – fajnie. Ten element akurat jest dobrze widoczny przez otwartą wieżę M18, więc dodatkowe detale zawsze w cenie.
Są też doloty powietrza – jeden całkowicie blaszany, drugi w formie siateczki, do zastąpienia płaskiego odlewu. Też bardzo fajnie – to całkiem ważne detale, będą wyglądały lepiej.
Mamy również elementy waloryzujące browninga, uchwyt na skrzynkę amunicyjną i kilka innych mniejszych pierdółek – tu również jestem na tak, ale…
W tym miejscu możemy przejść do tego czego nie mamy, a dobrze, żebyśmy to mieli. Oraz do tego co mamy, ale niepotrzebnie.
W wypadku tej drugiej kategorii – rzeczona skrzynka na naboje do Browninga – wygląda po prostu średnio, i tylko z daleka przypomina wyglądem rzeczywiste pojemniki. Trudno na blaszce oddać kształt charakterystycznych przetłoczeń tejże. A przynajmniej Eduardowi się to nie udało.
Również amunicja do niej w formie płaskich pasków jest po prostu kiepska. Oczywiście należy ją złożyć, co teoretycznie trochę poprawi jej odbiór, ale… Osobiście wolałbym tam upchnąć plastikowe, ale faktycznie trójwymiarowe odlewy jakiejś taśmy. Coś takiego robi np. Tasca/Asuka do swoich Browningów. Tak więc ten detal projektując blaszkę po prostu bym odpuścił na rzecz czegoś innego – tego, czego na blaszce nie ma.
W wypadku kategorii „nie mamy”, przede wszystkim boli brak pełnych siatek nad silnikiem. Zamiast tego dostajemy… trzy żaluzyjki, które możemy przeszczepić do części plastikowych. Choć element w modelu Tamiya nie wygląda najgorzej, to czego oczekiwać od producenta blaszek jak nie wymiany właśnie grilli nadsilnikowych? Tym bardziej, że dwa mniejsze i znacznie mniej widoczne doloty powietrza Eduard nam zapewnił. Wprawdzie jeden tylko jako siatkę, ale zawsze.
Boli też fakt, że czeska firma nie pokusiła się o uzupełnienie arkusza o dwa, może trzy rządki małych zaczepów na wszelaki szpej – dostajemy je wyłącznie do podmiany tam, gdzie narzędzia są zamontowane. Pozostałe zaczepy musimy zostawić w formie plastikowych odlewów (lub sztukować skądinąd). Ta pierwsza opcja będzie po prostu wyglądała nieco dziwnie – jakbyśmy wsadzili w model połowę detali zamiast wszystkich. Ta druga nie dla każdego jest dostępna, bo nie każdy ma schowek z resztkami części PE.
Na aftermarketowym rynku prawdziwy szał na Hellcata dopiero się zaczyna, ale już mamy zapowiedziane(lub dostępne) lufy, koła, gąsienice, blachy i szereg innych dodatków. Jest więc w czym wybierać – lub wkrótce będzie w czym wybierać.
Gdy więc widzę, że np. swój zestaw PE do tamijowskiego Hellcata zapowiedział Voyager, i posiada on wszystkie wymienione przeze mnie powyżej elementy + sporo dodatkowych, np. błotniki, gniazdo anteny, KM Browning, etc. to myślę, że jednak warto poczekać z zakupami. Z drugiej strony set Voyagera będzie pewnie wyraźnie droższy od Eduarda. Jednak sumarycznie myślę, że jeśli ktoś chce detalować swój model, to taka opcja będzie bardziej korzystna.
Skoro już inwestujemy w naszą plastikową zabawkę, to po co bawić się w półśrodki?
Podsumowując, ja zestawu Eduarda bym nie kupił, zwłaszcza mając na uwadze, że konkurencja nie śpi, ale potrafię sobie wyobrazić, że dla kogoś innego będzie on w zupełności wystarczający. Tak naprawdę posiada wszystkie podstawowe elementy warte podmiany, a wspomniane tu siatki nadsilnikowe, jak zmrużymy oko, to nawet ujdą prosto z pudełka. A jeśli ujdą one – to i nie ma co się przejmować mniejszymi detalami. Innymi słowy, jest to kawałek całkiem przyzwoitej blaszki, która uzupełniona o kilka detali byłaby naprawdę wystarczająca nawet dla nieco bardziej wymagających.
1/35 M18 Hellcat 76,2mm M1A1 gun barrel (for Tamiya kit)
Master – GM 35-039
Polski producent dodatków do modeli MASTER jako jeden z pierwszych wydał zestaw z aluminiową lufą do modelu Tamiya. Jest to świeżutki produkt, którego nie ma jeszcze nawet na oficjalnej stronie producenta, choć jak możemy przeczytać na Facebooku Mastera miał być dostępny w czasie Mosonshow 2022. Czy tak było – nie wiem, ale na pewno już wkrótce znajdziemy go w sklepach modelarskich.
Lufka zapakowana jest w woreczek, zupełnie tak samo jak inne produkty firmy.
W środku znajdziemy rzeczoną metalową lufę oraz krótką instrukcję – tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś nie wiedział, co do czego.
Sama lufa robi świetne wrażenie, zwłaszcza detalami gwintowania w jej wnętrzu.
Wymiarowo jest praktycznie taka sama jak lufa z zestawu Tamiya, również jej konstrukcja niczym się nie różni – dzięki temu nie powinniśmy mieć żadnych problemów z montażem.
Szybki test dopasowania jarzma armaty i lufy Mastera pokazuje, że wszystko pasuje idealnie.
Podsumowując – ta lufa to absolutny must-have dla każdego. Jakościowo bije na głowę to co mamy w modelu Tamiya i będzie świetnym uzupełnieniem dla tej miniatury.
1/35 US M18 TD M1A1C/A2 Gun barrel set for Tamiya kit
Def.Model – DM35124
W recenzji Hellcata wspominałem, że w modelu Tamiya brakuje mi lufy z hamulcem wylotowym. Koreańska firma Def.Model już zapełniła tę lukę i wprowadziła na rynek swoją metalową armatę M1A1c/A2.
Zestaw zawiera metalowe lufę i pierścień dla wersji M1A1C oraz drukowany 3D hamulec wylotowy dla wersji M1A2. Nie uświadczymy tu za to żadnej instrukcji.
Części metalowe wyglądają bardzo ładnie, choć gwint we wnętrzu lufy nie jest aż tak wyraźny i ładny jak w produkcie Mastera.
Hamulec wylotowy w formie wydruku 3D sprawia miłe wrażenie, choć oczywiście to nie to samo, co gdybyśmy dostali tę część również w metalu. W każdym razie ma wszelkie niezbędne detale na miejscu, również te we wnętrzu.
Rozmiarowo lufa Def niemalże nie różni się od tej z Mastera. Może wizualnie jest minimalnie szersza u podstawy. Niemniej jednak pasuje w jarzmo działa tak samo dobrze.
Podsumowując – to ciekawy i niezbędny produkt dla osób, które chciałyby wybudować miniaturę nieco innego wozu niż zaproponowała Tamiya. Wysokiej jakości detale i przystępna cena to niewątpliwe atuty lufki Def.Model. Póki co jest to też jedyny produkt odwzorowujący tę wersję armaty, przystosowany zarazem do najnowszego modelu Tamiya. Jest jeszcze lufa Abera, jednak ta jest mniej-więcej 2x droższa i nie miałem możliwości sprawdzenia jak pasuje do Hellcata Tamki.
1/35 Towing cable for WWII Allied AFV (M-10, M-18, M-36)
Eureka XXL – ER-3522
Akcesoria i liny Eureka XXL to dodatki, po które sięgam niezwykle często od wielu lat. Gdy dostałem do zrecenzowanie rzeczonego Hellcata i zauważyłem, że Eureka ma w ofercie linę holowniczą pasującą do niego, to nie zastanawiałem się, tylko wrzuciłem ją do koszyka przy kolejnych zakupach. Tym bardziej, że Tamiya do modelu dołączyła kawałek sznurka, który miał imitować linę.
Nie jest to nowy zestaw, bowiem znajduje się na rynku od kilku lat. Niemniej jednak premiera tamijowskiego M18 z pewnością podniesie zainteresowanie również i tym małym dodatkiem. W niewielkim pudełeczku otrzymujemy dwie żywiczne końcówki i jeden fragment miedzianej linki – a więc możemy z tego zestawu wykonać jedną linę holowniczą.
Linka jest dobrze i równo spleciona, a żywiczne końcówki idealnie odlane. Wymagają jedynie odcięcia od kostek wlewowych i przewiercenia ich wewnętrznych części.
Wystarczyło bardzo delikatnie powiększyć otworki w żywicznych końcówką wykałaczki (są naprawdę bardzo delikatne), by linka weszła na swoje miejsce. Jest niezwykle plastyczna i z łatwością układa się w dowolny kształt.
Podsumowując – wyśmienity mały dodatek za równie małe pieniądze. Obok podmiany lufy na metalową kolejny must-have wzbogacający model i uatrakcyjniający ogólny odbiór tegoż. Polecam.
Jeśli podobają Ci się moje artykuły i modele możesz wesprzeć mnie symboliczną kawą poprzez serwis buycoffee.to. Zapewne kawy za to nie kupię, ale nowe farby – jak najbardziej!
Kamil Knapik
Zestawy przekazane do recenzji przez Hobby 2000 – dystrybutora Tamiya, oraz firmę Eduard
Eureka XXL wyda niedługo zestaw do Hellcata. Będzie to lufa (Master), tobołki (do koszy na wieży) i chyba lina holownicza.