1/35 M4A3 76W
HVSS Sherman Korean War
Ryefield Model – 5049
„Cześć, mam na imię Michał i jestem shermanoholikiem…”
I jestem z tego, kurna, dumny.
Trzeba mieć jakąś słabość dającą radość życia. Modeli tego najpiękniejszego czołgu ever jest bardzo dużo. Przeróżnych firm, w najrozmaitszych skalach i w różnym poziomie jakości. Wiadomo, samograj.
Stosunkowo nowa na modelarskim rynku RFM, czyli Rye Field Models, także sięgnęła po ten temat. Do tej pory zdążyli wyprodukować parę zestawów przedstawiających tą pancerną ikonę. Znane chyba wszystkim są ładne i przebogate modele Shermana Firefly z wnętrzem, także M4A3 HVSS (z którego można sobie zrobić filmową Furię, jak ktoś bardzo chce mieć model filmowej Furii). Ten ostatni model jest poniekąd głównym bohaterem dzisiejszego wpisu. Z tym że w wersji bezwnętrznościowej (całe szczęście) i przedstawiającej wersję czołgu używaną podczas wojny w Korei. Znaczy M4A3 76(w) HVSS.
Pudełko jest opatrozne ładnym rysunkiem, wydrukowanym na bardzo matowych kartonie, co zmniejsza jego wyrazistość (w podobny sposób potraktowano instrukcję, o czym później).
Po otwarciu pudła możemy się od razu zorientować, że nie będzie to model dla początkujących. Bo elementów, z jakich go poskładamy, jest dużo.
DUŻO!!!
Znaczy jest tego ramek z beżowego tworzywa sztuk osiem (ramka z kołami jest rzecz jasna podwojona).
A
B
C
D
E
H
Plus góra kadłuba i skorupa wieży.
Cztery ramki z szarego plastiku zawierające ogniwkowe gąsienice wraz z prawidełkami do ich montażu.
Z dodatkowych miłych drobiazgów porozrzucanych po różnych workach znajdziemy co następuje.
Jedna ramka przejrzysta z peryskopami, szkłami reflektorów i tym podobnymi drobiazgami.
Płytka z mosiężnej blachy z elementami fototrawionymi.
Oraz trochę dziwacznych drobiazgów, czyli:
Gałązka tulejek z PCV, czy tam innej gumy.
Ultrabadziewny kawałek sznurka mający udawać stalową linę.
I niewielka sprężynka, której wmontowanie w model zasymiluje nam działanie oporopowrotnika armaty. Już nie mogę się doczekać tej frajdy, kiedy wduszając energicznie lufę do wnętrza czołgu i wydając paszczą odgłosy wybuchów będę mógł prowadzić morderczy ostrzał wroga!
Jak widać, zestaw jest całkiem bogaty. Prócz bogactwa plastiku dostajemy też do łap całkiem interesujące opcje kolorystyczne. No, z tym koloryzmem może przegiąłem. Malowania są jest 3, wszystkie zielone. Jedno nudne, z białymi gwiazdami. Jak to dość powszechne w przypadku chińskich producentów kolory farb i środków brzydzących podano dla farb Ammo MiG.
Oraz dwa atrakcyjniejsze ze względu na przerażające drapieżne mordy ozdabiające przód czołgu. Bardzo kolorowe i brzydkie, tygrysie.
I ładniejsze czerwone, hm… Bladego nie mam pojęcia co to mógłby być za stwór. Demon jakiś może? Co bardziej spostrzegawczy pewnie zauważą, że ta ostatnia propozycja jest „pudełkowym” malowaniem Shermana Tamiy, przedstawiającym tąęamą wersję wozu. Zresztą, do Shermana Tamiy pozwolę sobie nawiązać za chwilę.
Same kalkomanie mi się podobają – sporawy arkusik zawiera naprawdę dużo znaków. Wydrukowanych na w miarę cienkim, matowym filmie.
Do samego druku nie można się przyczepić, jakieś drobne niedoskonałości, czy przesunięcia są widoczne dopiero przy dużym powiększeniu, gołym okiem w zasadzie pomijalne.
Nawet drobniutkie napisy eksploatacyjne (głównie na skrzynie z amunicją do karabinów maszynowych) są wyraźne. Ładnie.
O, a ta dolna gwiazdka ma być krzywa – malowana ręcznie, nie od szablonu.
Z kalkomanii przeskoczę z powrotem do instrukcji. Jest klasyczna, ze średnio estetyczną okładką. Cóż, licentia poetica.
Druga strona to oczywiście spis inwentaryzacyjny zestawu.
A potem obrazkowa instrukcja montażu. Z ładnymi izometrycznymi diagramami, gdzie niektóre ważniejsze etapy klejenia zabawki zaznaczono kolorami. Takie rzeczy lubię.
Niespecjalnie lubię za to błędy, całe szczęście producent przeprasza za to za pomocą erraty.
Nie rozumiem też decyzji, żeby całą broszurkę wydrukować na średniej jakości papierze do ksero. Tablice barwne mocno na tym ucierpiały – wcale ładne rysunki są blade i niewyraźne – pewnie zauważyliście to już przed chwilą. Tutaj przerażę was zbliżeniami.
Bu!
Cały efekt ładnego rysunku poszedł w diabły. Szkoda!
A jak wreszcie wypada sam model? Ha! Tutaj jest już naprawdę rewelacyjnie. Co by nie mówić, jest to wysokojakościowa nowoczesna miniatura.
Elementy kadłuba i wieży mają odwzorowane bardzo ładne faktury. Odlewanego żelastwa w przypadku wieży.
I walcowanego żelastwa w przypadku elementów kadłubowych. Jest to zrobione na tyle ładnie, że tylko purysta będzie robił to od nowa.
BARDZO dużo części jest okraszone numerami seryjnymi. Na częściach kadłuba i wieży…
…włazach (popatrzcie na zawias włazu ładowniczego!)…
…nawet na gumowych bandażach kół!
Ładnie i różnorodnie odwzorowano także wszelkie spawy.
Dla ciekawostki dołączam ujęcie przedstawiające jeden z charakterystycznych elementów Shermana, zmuszających nas do wiercenia otworu odpływowego w KAŻDYM dotychczas wydanym modelu… Przerwa w spawie podpowiada nam gdzie przyłożyć końcówę wiertła przed włączeniu udaru w wiertarce.
Drobne detale są wycyzelowane i naprawdę finezyjne.
Bardzo mi się podobają skrzynie amunicyjne (aczkolwiek nie kojarzę żeby oryginały miały przetłoczone napisy – może mnie ktoś poprawi, jeśli się mylę).
Część elementów już w ramkach uległa uszkodzeniu – dla przykładu kolby od „Grease Gunów”, których i tak nie użyjemy do budowy. I dobrze, bo akurat te elementy mocną stroną zestawu nie są.
Nieźle odwzorowano także fałdy fartucha przeciwpyłowego osłaniającego jarzmo armaty.
Easy 8 z RFMu wcześniej był oferowany w wnętrzem, toteż na niektórych elementach można zauważyć wnętrzniackie detale. Okraszone gdzieniegdzie kółeczkami po wypychaczach.
Osłony bocznych przekładniach też mają swoją drugą stronę. Aczkolwiek ich zdjęcie, tudzież nie założenie wymusza na budowniczym modelu odtworzenia elementów samej przekładni, które w odsłoniętej dziurze uwidocznione być winny.
Całkiem porządnie odwzorowano ckmy Browninga.
Nawet ma dziurki w lufach, niestety oprócz dziurek ma też spory szew po łączeniu form. Albo do pracowitej i precyzyjnej obróbki, albo (dla leniwych) wymiana na toczony metal.
I jeszcze coś, co mnie rozbroiło – końcówki lufy armaty w obu wersjach (z hamulcem wylotowym i bez) mają odwzorowane gwintowanie! Co prawda dość prymitywnie, ale efekt jest bardzo pozytywny.
Przyznaję, że troszkę temu modelowi pokadziłem. Moim zdaniem zasłużenie, bo jest to model Shermana będący w ścisłej czołówce (w moim subiektywnym odczuciu) Shermanowych miniatur. Tak na poziomie Shermanów z Tasca/Asuka. W sumie w ramach podsumowania dorzucę garść graficznych argumentów. Podczas obmacywania zestawu zrobiłem na szybko parę zdjęć porównujących wyrób RFM do całkiem niezłego wszakże Easy 8 Tamiy (jak obiecałem). Z tym, że tutaj obraz niech mówi sam za siebie. Do następnego razu!
Michał “Krocionorzec” Błachuta
PS. Jeśli czytanie moich wypocin sprawia Ci choćby połowę tej przyjemności co mi ich pisanie i odczuwasz nieodpartą chęć wsparcia ich powstawania – rozważ zrzutkę na wiadro kawy z Extra Thinem w serwisie buycoffe.to
Model przekazany do recenzji przez Hobby 2000 – dystrybutora RFM
Mówcie co chcecie, w porównaniu tych paru detali Asuka nadal wygrywa.