1/48 F/A-18 Super Hornet
Meng vs. HobbyBoss
Niedawna premiera filmu „Top Gun: Maverick” zauważalnie zwiększyła zainteresowanie modelarzy tematyką myśliwców F/A-18 Super Hornet – bohaterów rzeczonego dzieła kinematograficznego. Nie może to dziwić, bo efektowne sceny akrobacji i walk tych wielozadaniowych maszyn budzą ochotę aby skleić coś podobnego do tego co widziało się na ekranie.
Na szczęście rynek nie zasypia gruszek w popiele i już od dwóch lat mamy spory wybór dostępnych zestawów Super Robaka. W skali 1/48, do klasycznej Hasegawy i trochę mniej udanego Revella, nie tak dawno temu dołączyło dwóch zawodników: Meng oraz Hobby Boss. Obaj producenci oferują pełen wachlarz wersji amerykańskiego myśliwca pokładowego, czyli E, F oraz G. Albo inaczej mówiąc: wersję jedno i dwumiejscową oraz maszynę walki elektronicznej Growler. Jako że zestawy obu producentów pojawiły się mniej więcej w zbliżonym czasie (Meng trochę wcześniej), warto sprawdzić, który z modeli będzie lepszą bazą do budowy miniatury Super Horneta.
W moje ręce wpadły pudełka z dwumiejscową wersją F od Hobby Bossa, i jakiś czas temu E (jednomiejscowa), od Menga, której recenzję można zresztą przeczytać na stronie. Nie stanowi to żadnego problemu, bo mimo że to modele dwóch różnych wersji myśliwca, to jednak są one tak niewielkie, że śmiało można przystąpić do analizy porównawczej. W zasadzie chodzi przecież tylko o odmienne kabiny.
Już same pudełka dzieli spora różnica gabarytowa. Hobby Boss zapakował swój zestaw w wielkie pudło z obwolutą ozdobioną zwykłym zdjęciem rzeczonego Super Robaka. A dzięki temu w środku jest dość luźno i nie ma problemu z wyjęciem, zmacaniem, i ponownym spakowaniu wyprasek. Miejsca nie brakuje. Meng upchnął swoje wypraski w pudełko wyraźnie mniejsze, z rysowaną ale ładną grafiką samolotu. W środku jest też luźno i znajdzie się miejsce na przechowywanie dodatków. No ale to tylko pudełka.
Zacznijmy od odrobiny statystyki.
Zestaw HB zawiera 15 wyprasek z szarego plastiku (ale w tym dwie to połówki kadłuba luzem), dwie z przezroczystego (jedna z nich to sama owiewka), małą blaszkę fototrawioną, kawałek winylowego wężyka (do imitacji przewodu wysięgnika paliwowego) oraz 3 arkusze kalkomanii, także instrukcję plus dwa arkusze ze schematami malowania.
W pudle Menga znajdziemy: 21 wyprasek z szarego plastiku (w tym połówki kadłuba), 4 wypraski z przezroczystego plastiku (tu też jest pojedyncza owiewka), mikroskopijną blaszkę PE, dwa arkusze kalkomanii oraz jeden zestaw papierowych masek do maskowania szkła oraz kół. A także zestaw metalowych kołków i plastikowych zatyczek do mocowania m.in. uzbrojenia na pylonach. Instrukcja naturalnie także jest. Pudełko Menga zawiera więc znacznie więcej elementów, ale trzeba pamiętać że ponad połowa tych wyprasek to malutkie ramki z minimalną ilością części. HB to w większości przypadków wielkie ramki z mnóstwem plastiku w środku.
Kamuflaży oferowanych przez zestaw HB jest dużo, bo aż 6. I tak, jest Super Hornet Mavericka, z czarno-błękitnymi statecznikami i grzbietem. Bardzo nieciekawy wizualnie moim zdaniem. No ale lud domagał się żeby można było skleić samolot Toma Cruise’a, to lud dostał. Poza tym jest dość klasycznie i całkiem ładnie. Znajdziemy więc tu pozycję obowiązkową – malowanie Jolly Rogers, jest bardzo ładne Bounty Hunters z trójkolorowymi pasami, są Black Lions i kilka innych. Malowania są głównie kolorowe, a tylko jedno w wersji low-vis.
Meng dostarczył 4 różne malowania, w tym także jedno z „Top Gun”. W przeciwieństwie do zestawu HB, wersje low-vis i hi-vis są w równych ilościach, czyli po 2 sztuki. Mamy więc, poza filmowym kamuflażem, całkiem prawdziwe z kotkiem Felixem z dywizjonu Tomcatters (dwie wersje), oraz jedną Golden Warriors. Malowania jak na mój gust wcale atrakcyjne, choć nie tak kolorowe i różnorodne jak w pudełku Hobby Bossa. Ilościowo wygrywa więc HB, co do atrakcyjności poszczególnych malowań to już każdy musi sam osądzić.
Kalkomanie. Tutaj nie za bardzo jest o czym pisać. HB jak zwykle produkuje je na miejscu, Meng zamawia u Cartografa, więc jest ślicznie, dokładnie i aż chce się użyć tych nalepek.
W przypadku HB i jego kalkomanii mam zawsze dylemat. Kłaść toto, czy jednak szukać zamienników. I z reguły wybieram to drugie. Bo kalkomanie HB są ledwie przeciętne, sprawiają wręcz niechlujne wrażenie, choć – jak widać na zdjęciach – przy dużym powiększeniu wszystko wygląda całkiem przyzwoicie, więc może to tylko złudzenie.
Kalki Menga to dobra, staranna i schludna robota, można tylko przyczepić się do imitacji tablic przyrządów w kabinie, które są zdecydowanie zbyt uproszczone.
Paradoksalnie, mimo przeciętnej jakości nalepek HB, jego kalkomanie do kabiny są lepiej zdetalowane niż mengowskie.
W ogóle sama ich jakość nie jest może taka zła, bo nie dostrzegłem jakiś znaczących przebarwień czy przesunięć kolorów. Nie najgorzej wypada też szczegółowość drobnych napisów eksploatacyjnych. Gorzej jest z kalkomaniami uzbrojenia, które są niewyraźne (sporo drobnych stencilsów) i prawdę mówiąc po prostu miejscami są one brzydkie.
Tak więc tutaj HB – jak zwykle niestety – nie popisał się, za to Menga można tylko pochwalić. Niestety sprawdza się stara prawda, że jeśli chcesz zbudować model Hobby Bossa, musisz poszukać innych kalkomanii. Za to Cartograf na kalkomaniach Menga napisy eksploatacyjne uprościł do maksimum, przez co – na dużym powiększeniu – widać że bardziej przypominają kod Morse’a, niż jakiekolwiek znane ludzkości litery.
Czas skupić się na plastiku. Nie jestem w stanie praktycznie niczego napisać o spasowaniu obu zestawów, bo jeszcze ich nie kleiłem. Za to o detalach i ogólnej jakości wyprasek napisać mogę całkiem sporo. Zacznijmy od tego pierwszego. Warto podkreślić, że oba zestawy nie imponują jakoś nadzwyczajnie jeśli chodzi o szczegółowość poszczególnych sekcji maszyny. No niestety, nie są to Su-27 GWH czy Su-33 Minibase, gdzie zdetalowanie miejscami wręcz zapiera dech w piersiach. Mimo tego – nie jest źle, a nawet jest całkiem dobrze. Porównując kadłuby obu modeli, w oczy rzuca się jedno. Ktoś tu chyba skopiował to i owo. Praktycznie każdy rząd nitów, panel inspekcyjny czy kratka, w obu zestawach są identyczne.
I przez to trudno wskazać który zestaw pod tym względem jest lepszy. Bo obydwa mają bardzo cienkie wyraźne linie podziału i obfitość delikatnych nitowań. Jeśli przyjrzeć się dokładniej, można zauważyć (ale to w naprawdę niewielu przypadkach), że Meng zrobił nieco bardziej subtelne niektóre elementy płatowca. Ot jak choćby cieńsze krawędzie wylotów powietrza tuż za kabiną pilotów. Ale takich szczegółów nie jest zbyt wiele. Za to linie podziału w modelu HB są odrobinę bardziej finezyjne i cieńsze niż te mengowe.
W efekcie trzymając w rękach oba kadłuby, odnoszę wrażenie że zestaw Hobby Bossa jest zauważalnie, choć jednak bez przesady, bardziej finezyjny i delikatny niż ten od Menga. Z drugiej strony zestaw producenta z Hong Kongu sprawia wrażenie bardziej wyrazistego, a jego detale są ostrzejsze i bardziej schludne.
Oba cieszą oko dopieszczonymi szczegółami: lekko wystającymi ponad poszyciem niektórymi inspekcjami, delikatnymi siateczkami wywietrzników czy subtelnie odlanymi owiewkami sensorów. Nie znajdziemy tu zanikających linii podziału czy brakujących nitów. Aczkolwiek kadłub hobby Bossa może się poszczycić dość paskudną jamką skurczową skutecznie niszczącą kratki jednego z wywietrzników. Bez blaszki PE raczej tego się nie da naprawić.
Detale to jednak nie tylko poszycie maszyny. Porównując kokpity nie sposób nie zauważyć, że ten mengowski wypada znowu nieco lepiej. Ma ostrzejsze, bardziej wyraziste i nieco bardziej finezyjne detale, niż jego brat z sąsiedniego zestawu.
Także tablica przyrządów Menga wypada lepiej. Jest bardziej przestrzenna – trójwymiarowa, z wyraźnie wysuniętymi do przodu panelami MFD i bardzo wyraźnymi przyciskami i przełącznikami. HB zrobił swoje tablice zbyt płaskie i lekko uproszczone. I takie trochę jakby niewyraźne. Warto też wspomnieć że w przypadku kabiny operatora uzbrojenia jest to tablica starszej wersji maszyny. HB niestety nie dał nam do wyboru zwykłej tablicy oraz nowszej, tzw. ACS. Jest tylko ta pierwsza.
Chiński producent okrasił swój kokpit kilkoma innymi elementami, których próżno szukać u konkurencji: dźwigniami i uchwytami, które z reguły u innych producentów w kabinach są pomijane. Znajdziemy tu także bardzo ładnie zdetalowane ramy owiewki, wyposażone od razu w haki hermetyzujące kokpit.
Do tego są tu też takie drobiazgi jak latarki oświetlające wnętrze, czy czujniki JHMCS. Nigdy nie spotkałem tak dokładnego odwzorowania tego fragmentu samolotu w żadnym modelu F-18. Także boczne burty kabiny są odrobinę lepiej uszczegółowione niż mengowskie.
Za to niestety gorsze są fotele, trochę za bardzo uproszczone jak na mój gust, z płaskimi detalami i nienaturalnymi poduszkami. Warte wymiany na żywiczne zamienniki. Są za to pasy z blaszek fototrawionych, których zabrakło w konkurencyjnym zestawie.
Bo blaszki są w obu zestawach (naprawdę malutkie, wręcz symboliczne), ale pasy są tylko w jednym – HB. Brakuje też figurek pilotów, czego za to nie pożałował nam Meng (na figurkach pilotów są uprzęże).
Skoro wspomniałem o blaszkach: Hobby Boss na swojej dał nam jednak kilka całkiem przydatnych rzeczy, jak ramka HUD czy siateczka klapy przedniego podwozia. Meng zaaplikował do swojego zestawu całe 3 elementy: dwa ograniczniki płomienia silników i siatkę zamykającą przestrzeń za pilotem. Brak HUDa w postaci PE trochę dziwi, bo to raczej dzisiaj standard.
Ważnym elementem pod względem zdetalowania każdego samolotu są wnęki podwozia. Tutaj obydwaj producenci podeszli do problemu w zupełnie inny sposób w przypadku wnęk głównego podwozia. HB tradycyjnie odlał je jako całość wraz dolną częścią kadłuba.
Ułatwia to montaż, ale utrudnia potencjalne waloryzacje. W zestawie Menga wnęki składa się z oddzielnych części, sufit i ścianki boczne klejąc oddzielnie. I ten sposób jest dla mnie znacznie wygodniejszy, jeśli chciałbym dodać tu coś od siebie. Za to Hobby Boss wykonał jako oddzielnie wklejane części charakterystyczne przegrody poprzeczne rzeczonych wręg.
A to już trochę ułatwia położenie imitacji okablowania czy orurowania. Mimo wszystko sposób Menga jest bardziej przystępny jeśli chodzi o waloryzacje.
Wnęki podwozia przedniego obaj producenci zaprojektowali w zasadzie identycznie. Składają się z oddzielnego sufitu i ścianek i w obu przypadkach po sklejeniu stanowią coś w rodzaju postumentu do zamontowania na nim wanny kabiny pilota.
W detalach jest jednak wyraźna różnica. I znowu Meng zrobił wszystko wyraźniejsze i ostrzejsze, a do tego tych detali dał trochę więcej, wraz z dwoma grubymi rurami, wklejanymi jako osobne elementy (no dobra, HB dał też jedną taką jako oddzielną część).
A to znacznie ułatwia malowanie takich rzeczy – HB wykonał te części jako zwykłe płaskorzeźby na suficie wnęki. W zestawie producenta z Hong Kongu znajdziemy znacznie obfitsze okablowanie czy też nitowania, których w HB po prostu nie ma. Tutaj przewaga Menga jest wyraźniejsza.
Skoro mowa o wnękach, to warto przyjrzeć się samemu podwoziu. Główne golenie w Super Hornetach zawsze sprawiały producentom modeli spore problemy. A to przez charakterystyczne i bardzo trudne w odtworzeniu „kolanka” i ich części ruchome. Ażurowości tego miejsca z reguły się nie udawało dobrze odlać w plastiku. HB częściowo rozwiązał ten problem. Może i trochę topornie, ale efekt powinien być zadowalający. Tylko że wykonanie takich goleni łatwe nie będzie, bo odlane są z dwóch (prawie) symetrycznych połówek. Łatwo więc odtworzyć wspomniane kolanko, ale usunięcie śladów łączeń połówek przysporzy modelarzom dużo pracy i nerwów.
Sprytniej rozwiązał to Meng, tworząc co prawda golenie jednoczęściowe, ale z wyjątkiem podzielonej na połówki newralgicznej części. Którą należy przykryć drugą połówką. Uzyskuje się w ten sposób podobny efekt co w HB, ale jednak miejsc do obrobienia po śladach łączenia jest znacznie mniej. Czyli Meng zrobił to samo tylko sprytniej. Także i tutaj detale wypadają odrobinę (ale tylko odrobinę) lepiej niż w zestawie Hobby Bossa.
W przypadku tego drugiego, mamy za to prościej rozwiązaną kwestię przedniej goleni, którą otrzymujemy (nie tak jak u Menga, który dał nam dwie wersje zaczepu mocowania goleni do katapulty) w dwóch pozycjach. Zwykłej i startowej. Ta druga zawiera od razu odlaną część zwaną „holdback bar”, czyli taki wihajster, sprawiający że samolot na katapulcie lotniskowca nie cofa się będąc na pełnym ciągu, nie wyskakuje przed zaczep katapulty (błąd rzeczowy skorygowany po uwadze jednego z uważnych czytelników – dziękuję). Coś takiego znajdziemy w najnowszym zestawie F-14A firmy Tamiya, choć tam dodano także inne części katapulty. Fajny ficzer, choć HB mógłby konsekwentnie też zrobić to co Tamka, czyli trochę więcej gratów związanych z katapultą. Ogólnie porównanie tych elementów wypada na korzyść Hobby Bossa. Detale są może minimalnie lepsze niż mengowskie, a możliwość wyboru wariantu goleni ułatwia nieco pracę.
Koła. Jakościowo bardzo podobne, w obydwu przypadkach podzielone na połówki. Małe kółka przedniego podwozia zostały odlane przez Menga w jednym kawałku, ale już HB także i te zrobił z dwóch części. W obu zestawach brak ugięcia opon. Jest za to odlany bieżnik, choć nie jakoś wyzywająco. Nie są najgorsze, ale ja i tak wymienię je na żywice.
Z podwozia przejdźmy do dysz silników. Te elementy modeli współczesnych myśliwców często w zestawach rozczarowują, bo technika wtrysku plastiku nie ułatwia właściwego oddania delikatnych i cienkich elementów tych konstrukcji. W przypadku obu Super Hornetów nie jest jednak źle. Dysze są wykonane starannie, w obu przypadkach odtworzono efekt nachodzących na siebie lamelek. HB daje nam do wyboru dwie wersje: otwarte oraz zamknięte.
Te drugie rzadko można spotkać nawet na fotografiach, bo są to pozycje dyszy z uruchomionym dopalaczem, czyli bardzo szeroko rozwartych. Meng zrobił tylko zamknięte, za to z dwoma wersjami lamelek: prostych i z wcięciem. Co ciekawe HB zrobił swoje dysze tylko w tej pierwszej wersji. A te były montowane tylko we wczesnych wersje F/A-18, tak więc jeśli komuś zależeć będzie na dokładnym odtworzeniu modelu nowszej maszyny, będzie musiał sięgnąć po żywiczne zamienniki.
Warto wspomnieć jeszcze o wlotach powietrza. Obaj producenci rozwiązali ten dość skomplikowany element modelu nieco inaczej. W modelu Hobby Bossa sam (uprzednio zmontowany) wlot powietrza trzeba dokleić do dolnej części kadłuba. Dzięki temu łatwiej jest obrobić bezszwowo jego „usta”.
Dopiero potem dokleja się do niego, jak swego rodzaju wkładkę, same kanały dolotowe. Meng zrobił to w nieco bardziej skomplikowany sposób, a to także dlatego że w jego zestawie wnęki głównego podwozia są integralną częścią tych kanałów. Tak więc tam trzeba najpierw zmontować owe kanały oraz wnęki, potem dokleić jedną ściankę „ust” do kadłuba, wraz ze zmontowanymi kanałami, i to wszystko zamknąć zewnętrzną ścianką samych wlotów. Brzmi skomplikowanie, ale w rzeczywistości takie nie jest.
Mimo tego bardziej podoba mi się metoda HB, nieco prostsza i sprawiająca wrażenie że łatwiej przy niej uniknąć pewnych błędów montażowych. A może i łatwiej wyprowadzić gładkie wnętrza samych wlotów. Co do samych kanałów jeszcze, to HB zrobił je eleganckie i gładkie w środku, w przypadku Menga są delikatne, ale jednak widoczne ślady po wypychaczach, trzeba więc to będzie szpachlować i szlifować.
Przy okazji warto w tym miejscu napisać kilka słów o samym podejściu do projektowania modelu. Hobb Boss sprawia wrażenie firmy bardzo konserwatywnej i zachowawczej. Model Super Horneta też został zaprojektowany w bardzo tradycyjny sposób. Nie znajdziemy tu części powstałych w formach suwakowych, przez co wiele elementów, jak wspomniane podwozie główne, trzeba kleić z dwóch części. Podobnie jest niemal całym uzbrojeniem, w tym także z korpusami rakiet. W ogóle tych części w zestawie jest sporo. A to skutkuje pracochłonnością i niestety koniecznością szpachlowania i szlifowania wielu miejsc. Niektórych z wieloma detalami, które potem trzeba odtwarzać. Nieco inaczej jest w przypadku Menga. Formy suwakowe nie są mu obce, a podział technologiczny modelu jest trochę lepiej przemyślany. Innymi słowy: HB wyprodukował swój zestaw przede wszystkim z myślą o wygodzie w projektowaniu i obniżeniu kosztów produkcji. Dopiero na drugim miejscu jest tam modelarz i to jak ułatwić mu pracę. Inaczej jest u Menga, który sprawia wrażenie że lepiej rozumie jak się buduje modele i starał się to nieco uprościć. A to trzeba docenić.
W przypadku obu modeli producenci zdecydowali się na niemal identyczne rozwiązania kwestii powierzchni nośnych i sterowych. W obu kadłuby zostały odlane w całości z górną częścią skrzydeł, które uzupełnia się dolną połówką.
W obu przypadkach tak samo montuje się końcówki skrzydełek, zarówno wyprostowane jak i złożone. Do tego celu służą specjalne wkładki z imitacją zawiasów, inne do pierwszej pozycji i inne do drugiej.
Także stateczniki pionowe składają się z symetrycznych połówek (w przypadku HB, nie do końca symetrycznych), mimo tego zachowując bardzo ostre i cienkie krawędzie natarcia.
Za to stery wysokości odlano w jednym kawałku, dzięki czemu są delikatne i cienkie. Identycznie też pomyślano konstrukcje klap, z dwóch części.
Szkło. Obaj producenci dostarczają owiewki jako oddzielny element, a wiatrochron i resztę drobiazgu w drugiej ramce. W obu przypadkach plastik jest cienki i w niewielkim tylko stopniu deformuje obraz. Jednak owiewka i wiatrochron Menga są elegancko wypolerowane i bardzo gładkie, zaś szkło HB pod światło sprawia wrażenie odrobinę nierównego, chropowatego. Być może delikatne polerowanie sprawę załatwi, szczególnie że w obydwu przypadkach trzeba usunąć szew wynikający z łączenia połówek. Te elementy w obu zestawach są misternie ponitowane i po prostu bardzo ładne. Cieszy też że HB nie powtórzył bardzo nieudanego eksperymentu ze swojego zestawu F/A-18D, gdzie podobną kształtem owiewkę trzeba było połączyć na styk z ramą, i dopiero razem te dwa elementy tworzyły rzeczywista osłonę kabiny. Lekkie zwichrowanie rzeczonej ramy utrudniało czyste sklejenie tego w sensowną całość. W przypadku Super Horneta mamy całą owiewkę i oddzielne części ramy wklejane do środka. Rozwiązanie chyba idealne.
Kończąc omówienie samego plastiku nie sposób pominąć podwieszeń dostarczonych w zestawach. Tutaj Hobby Boss poszedł na całość i do pudełka wsadził aż 4 duże wypraski z uzbrojeniem i podwieszeniami. Dostajemy:
Pociski przeciwlotnicze:
– AIM-120B oraz D AMRAAM – 6 sztuk
– AIM-9X Super Sidewinder – 6 sztuk
Pociski przeciwradarowe:
– AGM-88 HARM – 6 sztuk
Bomby JDAM:
– GBU-31(V)3/B JDAM – 4 sztuki
Bomby naprowadzane laserowo:
– GBU-24 – 2 sztuki
Bomby ogólnego przeznaczenia:
– Mk.83 – 6 sztuk
Zbiorniki z paliwem:
– D-704 Buddy Pod – 2 sztuki
– zbiorniki zewnętrzne – 2 sztuki
Zasobnik celowniczy:
– AN/ASQ-228 – 2 sztuki.
Do tego nie zabrakło belek MER oraz TER, jeśli ktoś chce podwiesić więcej niż jedną bombę na jednym węźle.
W przypadku zestawu Menga wybór uzbrojenia jest znacznie bardziej ubogi:
Pociski przeciwlotnicze:
– AIM-120C AMRAAM – 3 sztuki
– AIM-9M Sidewinder – 2 sztuki
– AIM-9X Super Sidewinder – 2 sztuki
Bomby naprowadzane laserowo:
– GBU-24 – 2 sztuki
Zasobnik celowniczy:
– AN/ASQ-228 – 1 sztuka
Zbiorniki z paliwem:
– zbiorniki zewnętrzne – 2 sztuki
I to wszystko, choć też niemało.
W obu zestawach bardzo brakuje mniejszych, ćwierćtonowych bomb, powszechnie używanych dziś przez marynarkę USA, czyli GBU-38 i GBU-54 JDAM. W wypraskach Hobby Bossa znajdziemy co prawda GBU-12 o identycznym wagomiarze (i faktycznie używane przez US Navy), jednak GBU-31 w wersji przeciwbunkrowej z ładunkiem BLU-109 nieco dziwi, bo znacznie częściej używane są zwykłe burzące GBU-31, z klasyczną zawartością Mk.84 w środku. Naturalnie wszystkie wspomniane bomby i pociski można z łatwością zastąpić żywicznymi zamiennikami dostępnymi na rynku. Jakościowo, pod względem poziomu detali, uzbrojenie Menga delikatnie przewyższa to od HB. Dodatkowo ich pociski AIM-9 czy bomby sterowane laserowo mają przezroczyste osłony, czego zabrakło u Hobby Bossa.
Warto także zwrócić uwagę na fakt, że poza Super Sidewinderami, dokładnie wszystkie bomby i pociski HB trzeba skleić z dwóch połówek (nie licząc lotek i brzechw), co znowu dokłada roboty. U Menga ten problem dotyczy wyłącznie samych bomb. Docenić za to trzeba bardzo szeroki wachlarz uzbrojenia HB. Szkoda że w konkurencyjnym zestawie z Hong Kongu w ogóle pominięto bomby naprowadzane GPS, powszechnie stosowane przez amerykańską marynarkę.
HB w instrukcji twierdzi że dostarcza pociski AIM-120 w wersji B i D. W rzeczywistości na ramkach to są dokładnie te same części, a jednak wersje A/B i C/D pocisku różnią się choćby kształtem lotek. Obstawiam więc pomyłkę i należy te rakiety traktować jako zwykłą wersję C (co także wynika z kalkomanii).
Acha, dla tych którzy nie orientują się w gąszczu wersji amerykańskiego uzbrojenia: GBU-24 (obecne w obu zestawach) to dokładnie te bomby którymi grupa Mavericka zniszczyła cel w finale filmu.
A skoro o uzbrojeniu mowa, to nie można pominąć kwestii pylonów i wyrzutni pocisków. Tutaj odrobinę lepiej wypada model Hobby Bossa, bo jego pylony są mocno ponitowane. W ogóle za to nitowania nie ma na analogicznych częściach Menga (poza pylonem centralnym), co trochę może zdziwić. W obydwu zestawach te elementy należy złożyć z dwóch połówek, co wymaga zbliżonego nakładu pracy.
W temacie wyrzutni obaj producenci podeszli do sprawy identycznie i dostarczyli w zestawie ich dwie wersje LAU-127, do użycia wraz z pociskami AIM-9 (oba warianty) oraz AIM-120. I tutaj w przeciwieństwie do pylonów, Meng zrobił je znacznie ładniej i bardzo szczegółowo.
Skoro mamy XXI wiek, to można by oczekiwać że współczesne modele będą posiadać znaczne ilości opcji konfiguracyjnych. I tak jest w obu przypadkach. Oto co otrzymujemy w poszczególnych zestawach:
– Odsłonięta antena radaru (tylko HB)
– Otwarta owiewka (HB, Meng)
– Wymienne wyloty ECM (tylko Meng)
– Dysze silników otwarte lub zamknięte (tylko HB)
– Dysze silników ze starymi i nowymi lamelkami (tylko Meng)
– Przednie podwozie w wersji startowej lub parkingowej (HB, Meng)
– Otwarte przedziały awioniki (tylko HB)
– Mechanizacja płata (HB i Meng)
– Skrzydła rozłożone lub złożone (HB i Meng)
– Wyciągnięta drabinka pilota (HB i Meng)
– Pozycjonowane stateczniki poziome (tylko Meng)
– Pozycjonowane stery kierunku (HB i Meng)
– Zdetalowane pełne bloki silników (tylko HB).
Jak więc widać ilość poszczególnych opcji jest mniej więcej zbliżona w obu modelach, choć raczej nie wszystkie są tak do końca przydatne. Nie wiem czy komukolwiek są potrzebne takie wynalazki jak całe silniki, jakie znajdziemy w pudełku HB, skoro nie ma tu opcji otwierania paneli inspekcyjnych w kadłubie.
Nie można także pominąć faktu, że Hobby Boss zaopatrzył swój model jedynie w stare wersje dysz silników, co w wielu przypadkach skutkować musi koniecznością zakupu żywicznych zamienników. Zdecydowanie wolę wersję Menga z dwoma rodzajami tych wylotów, zamiast bossowskich otwartych dyszy do lotu z dopalaczem. Dużym plusem Menga jest także wybór starych i nowszych wersji ECM, co jednak skutkuje koniecznością wymiany i klejenia całych paneli, w bardzo widocznym i niewygodnym do obróbki miejscu.
HB zdecydował się zrobić gotowy kadłub odlany od razu z nowszą wersją tych urządzeń, co oszczędza pracy przy montażu. Miło za to że HB pomyślał o otwartym przedziale awioniki, choć znając podejście tego producenta do podobnych opcji w jego modelach w przeszłości, może to skutkować problemami z równym zamknięciem tychże przedziałów.
Kilka słów posumowania.
Dwa nowe zestawy Super Hornetów, czyli jednych z najpopularniejszych tematów modelarskich w obszarze współczesnych odrzutowców, to – było nie było – bardzo dobra wiadomość dla modelarzy. I z przyjemnością muszę przyznać, że oba zestawy prezentują bardzo wysoki poziom jakościowy. Niewątpliwie same detale, ze swoją ostrością i wyrazistością, lepiej wypadają w przypadku zestawu Menga, choć HB w większości wypadków dotrzymuje mu kroku. No, prawie. Czasami zdarza mu się go nawet przegonić, jak choćby jakością linii podziałów, które w Mengu są dla mnie nieco zbyt szerokie i rzucające się w oczy, czy faktem ponitowania pylonów. Mimo tego Super Hornet z Hong Kongu sprawia nieco bardziej schludne i eleganckie wrażenie. Super Hornet Hobby Bossa ma też odrobinę zbyt wyraziste nity, choć naturalnie nie ma tu mowy o „szalonym nitowaczu” ze starych zestawów firmy. HB traci przez przeciętne kalkomanie i zbyt skomplikowany podział technologiczny wielu części. Oferuje za to ogromny pakiet uzbrojenia w które można spokojnie wyposażyć 3 inne modele. No i jakby nie patrzeć, jest to bodaj najlepszy model tego producenta w tej skali, obok ich bardzo udanej serii modeli A-6 Intruder.
Gdybym miał wskazać zwycięzcę tego pojedynku, zdecydowałbym się jednak na remis, z lekkim wskazaniem na Menga. Jeśli jednak wziąć pod uwagę ceny obu zestawów, to tutaj F/A-18 Hobby Bossa jest bezkonkurencyjny. Osobną kwestią, która być może dla wielu być decydującą, jest temat spasowania obu zestawów, ale tego niestety nie byłem w stanie zweryfikować bez ich zbudowania. Tak czy inaczej mamy teraz na rynku dostępne dwie nowe, znakomite serie Super Hornetów.
Dariusz Żak
Dzień dobry,
Bardzo fajne porównanie i myślę, że dla wielu modelarzy bardzo przydatne. Mam nadzieję, że tego typu artykułów (porównawczych) pojawi się więcej.
Na klawiaturę ciśnie się pytanie:
Będzie relacja z budowy?
Może kiedyś. Teraz kończę F/A-18D, więc kolejny Hornet czy Super Hornet byłby trochę nużący. Ale nie ukrywam, że mam wielką ochotę.
Sklej Intrudera!!!
W recenzji jest spojler dotyczący wydarzeń w filmie. Dla mnie to problem. Psuje rozrywkę. I jeszcze te żałosne “robak”. Ni to śmieszy, ni to popularne określenie. Ot, autor chciał zabłysnąć.
Co do modeli. Jeśli można mieć skalę 1:32 za minimalnie większą ale realnie podobną kwotę to dla mnie wybór wydaj się jasny. Revell ma swoje mankamenty ale posiada duży potencjał i nie trzeba mieć wielu dodatków aby robił wrażenie. Polecam dla entuzjastów większych skal.
pzdr.
W tej cenie można mieć tamiyowskiego Lightninga w 1/48, z niezbędnymi dodatkami, więc wybór istotnie jest prosty.. A tak na poważnie, to zwracam uwagę, że materiał dotyczy porównania nowych modeli w skali 1/48. I jego przedmiotem nie była w żadnym razie ocena, na ile sa one konkurencyjne dla miniatur w innych skalach. Innymi słowy – argument tyleż ciekawy, co paradny.
Natomiast zastanawiam się, cóż żałosnego jest w ‘super robaku’, czyli translacji popularnego określenia tej maszyny w języku angielskim. No chyba, że chodziło o zabłyśnięcie w komentarzu. Do pewnego stopnia, bardzo specyficznego – udało się..
Spoiler filmowy? W recenzji modelu?
No owszem, jakiś niewielki jest. Taki czwartorzędny rzekłbym. To tak jakby mieć pretensje że ktoś zdradził że w “Imperium kontratakuje” Rebeliantom udaje się uciec Imperium. Na swoją obronę dodam że nie zdradziłem że Vader jest ojcem Luke’a.
Co do “robaka” – to często stosowana nazwa Super Horneta, używana za oceanem. Ja ją po prostu przetłumaczyłem i użyłem. Krytykowanie tego to tak jakby krytykować kogoś że nazywa F-14 “kocurem”.
Spasowanie revella,mimo że to model z bodajże 2019r jest kiepskie,jak na revella przystało,to już lepiej wupada trumpeter
Fajne porównanie. Wiele wnosi w zakresie wiedzy “na już”, który model wybrać. Z punktu widzenia budującego Hasegawę zauważę, że obydwa modele powielają błędnie wyprofilowane przejście napływu w klapę przednią. Także anteny na grzebiecie, które w rzeczywistości lekko wystają, a ich krawędzie są niekiedy obficie zaopatrzone w uszczelniacz, obydwa zestawy niemal żywcem kopiują z Hasy dając wyraźne “rowy”. Obydwa też nie wiedzieć czemu odwzorowują wszystkie panele z siatkami jako wklęsłe powierzchnie. Ja rozumiem, że to ułatwi zapuszczenie washa, który nie rozleje się poza obszar danego panelu, ale kompletnie nie licuje to z rzeczywistością. Tu Hasegawa wciąż ma przewagę, bo na tym modelu imitacje siatki licują z powierzchnią. Niby “pierdoła”, ale nieco tych paneli jest. Z kolei podział technologiczny na dole dziobowej części oznacza , że przez środek jednorodnego panelu siatki działka leci połączenie połówek kadłuba. Ślad w zasadzie nie do uniknięcia. Dodam też, że po nowych modelach Super Horneta spodziewałem się odwzorowania pylonów ze śrubami mocującymi zamki w formie odsłoniętej. Owiewek dawno w jednostkach się nie stosuje, bo są małe i upierdliwe, a korzyść w postaci zmniejszenia echa radarowego znikoma. Są za to najczęściej na Growlerach, gdzie rzadziej zmienia się zamki. Żaden z zestawów, a szczególnie Meng, który mocniej odnosi się do nowych wersji, nie daje opcji na pokrywy podwozia przedniego z nową wewnętrzną ażurowa strukturą. A te są stosowane od lat. Generalizując napiszę, że o ile o modelu Revell’a nie ma w ogóle co pisać w porównaniach, to Meng i HB nie są aż takim skokiem jakościowym w stosunku do Hasegawy jakim na przykład stał się model Tamiya w stosunku do Hasegawy w dość zbieżnym temacie, czyli F-14. Starej Hasy nie można więc jeszcze skreślić. Moich pięć centów.
Dzięki za fachowe uwagi. Wierzę w nie na słowo, bo jednak moja merytoryczna wiedza o SH jest stosunkowo niewielka, dlatego też nie próbowałem się wymądrzać w kwestiach ewentualnych błędów bryły itp. Co do Hasegawy to ona faktycznie, jeśli chodzi o jakość samego modelu i detali minimalnie ustępuje Mengowi, o ile w ogóle w niektórych miejscach. Nie kleiłem jej, ale słyszałem że Hasa to zestaw wymagający bardzo dużo pracy. Meng ponoć jest dobrze spasowany, nie wiem do końca jak HB, bo różne opinie słyszałem.
Prawdę mówiąc ile razy natykam się w internecie na opinie doświadczonych modelarzy, dotyczące porównania między MENGiem a Hasą, to właściwie jak mantra powtarza się jedna, tożsama z tym co napisałeś – MENG (i jak można się domyślać niemal z pewnością HB) jest nikłym, jeśli nie prawie żadnym skokiem jakościowym względem Hasegawy, co powoduje, że jeszcze trudniej usprawiedliwiać tak dużą różnicę cenową.
Fajnie, że ma podwieszenia, lepszy detal wnęk podwozia i kabiny, ale… Tamka toto nie jest. Ma za to rowy zamiast linii podziału. Na większą poprawność geometryczną niż Hasa też bym nie stawiał…
Ale wiadomo – każdemu w duszy gra co innego.
Sam sobie odpowiedziałeś: bogate podwieszenia, lepszy detal kabiny i wnęk podwozia, lepsze (z tego co słyszałem) spasowanie, znaczna ilość opcji, których nie ma w Hasegawie. Jeśli to jest “nikły, jeśli nie prawie żadny” skok jakościowy, to ja nie wiem co nim miałoby być. Linie podziału nie są rowami, są ładne, faktycznie odrobinę szerokie, ale gdzie im do rowów w tak hołubionych modelach AMK na przykład. Ogólnie powierzchnia modelu, zarówno linie, nity jak i jakość detali to poziom Hasegawy, może odrobinę nawet lepiej. Cała reszta bije Hasę zdecydowanie.
Cześć.
Koledzy to który z tych modeli F/A18 w 1:48 lepiej kupić aby lepiej sie prezentował? Myślałem o Mengu a teraz zwatpilem i już myślę o Hasegawa. Przyjmijmy że oba modele w tych samych pieniądzach są obecnie do kupienia.