Titanic
Port Scene & Vehicle
Suyata SUY-SL-002
Nowym graczem na rynku zabawek politechnicznych do składania i smarowania klejem jest Suyata. Producent ów już od samego początku zwrócił na siebie uwagę fanatyków modelarstwa niecodzienną ofertą. A to dziwne ludziki, a to ruchomokończynowy samuraj czy też inny, poniekąd samurajski nóż do ciachania modeli. O zestawie do budowy winietki z wywewnętrznioną Panterą nie wspomnę. Chociaż jednak wspomnę, bo opracowana została w skali 1/48! Ewidentnie badają rynek, szukają swojej niszy sprawdzając, co im najbardziej „zażre”. Bardzo rozsądny model biznesu jak mi się zdaje – o ile ma się zaplecze, by pozwolić sobie na takie sondowanie… Z tego całego spektrum pod mój dach trafiło pudełko adresowane raczej do tej młodszej części modelarskiego grona. Albo do tych, którzy lubują się w jajcowatych samolotach i czołgach rodem z kreskówek. Znaczy się, mówię nieco mętnie o zestawie karykaturowo-rysunkowego Titanica wchodzącego do portu.
Tyle wstępu. Zanim zacznę pisać typową recenzję, jeszcze parę słów – zestaw wedle opisu na pudełku dedykowany jest osobnikom powyżej 14 roku życia. W dodatku możliwy do zmontowania bez użycia kleju.
Tematycznie, jak pisałem, raczej dla dzieciaków albo specyficznego sortu pasjonatów. Jako że pasjonata ani dziecka powyżej 14 roku życia nie posiadam na stanie, do pomocy w recenzji posłużyłem się dzieckiem lat 9, które hoduję w domu. Ochotniczka pomogła mi w recenzji i przeprowadziła montaż zestawu (o czym napiszemy niebawem w osobnej notce), dzieląc się przy okazji swoimi spostrzeżeniami. Teraz do rzeczy – dzisiejszy opis postaram się przeprowadzić mniej więcej tradycyjnie, w odpowiednich miejscach oddając głos właściwej recenzentce („Dzień dobry”).
Zestaw (tu ciężko mówić o modelu) opakowany jest w kolorowe pudełko, z bardzo ładnym boxartem, kojarzącym się nieco z filmami studia Ghibli.
Co więcej, owe pudełko jest dość szczelnie wypchane wypraskami, każda w osobnym worku. Kiedyś już pisałem, że jako modelarza mnie to cieszy, bo ryzyko uszkodzenia czegoś maleje, a jako przyrodnika już wręcz przeciwnie…
„Nie wygląda na trudne. Trochę dużo tego tylko.”
Po wytrząśnięciu z pudła robi się „Całkiem spora górka, to wszystko statek?”
Samych ramek jest szesnaście.
Titanic to aż dziesięć różnej wielkości ramek i elementów.
„Kolorowe to bardzo, nie trzeba malować? Bo nie lubię”
A port i widoczek miasta to pozostałe sześć, w tym jedna przezroczysta.
„Na co ten patyk?”
Do tego instrukcja w formie kolorowej książeczki wydrukowanej na matowym lakierowanym papierze.
„Ładne te rysunki, wszystko wiadomo. Zawsze tak jest?”
Początek instrukcji zawiera bardzo przydatne porady. Jako dorosły człowiek umiem powstrzymać się przed wtykaniem części do nosa i buzi (zazwyczaj), ale w sumie nigdy nic nie wiadomo.
[gdy wytłumaczyłem córce, co tam napisali, tylko popatrzyła się spode łba i wymamrotała coś, o co wolałem nie dopytywać]
W instrukcji nie mogło – rzecz jasna – zabraknąć także opisu zastosowanych w niej piktogramów, sposobu oznaczania ramek i części oraz krótkiego kursu używania kalkomanii. Niby oczywiste informacje, ale w modelu dla kogoś zaczynającego zabawę w modele zdecydowanie nieodzowne.
Rysunki są faktycznie estetyczne, sama budowa jest przedstawiona w sposób uniemożliwiający wprost zrobienie czegoś źle. Co więcej, część dotycząca budowy statku ma innego koloru tło niż ta opisująca miasto.
Oczywiście producent nie omieszkał skorzystać z okazji by zareklamować inne swoje zestawy.
“Jakie słodkie foczki!!!!!“
Kompletu dopełniają wodne naklejki, wydrukowane na dość grubym, bardzo matowym filmie.
„Naklejek nie umiem, pozwolę ci nakleić. Dużo ich.”
Ach nie, jest jeszcze errata.
„To jest bez sensu zupełnie, nie mogli od razu dobrze zrobić? Nie musieliby wrzucać kartki.”
Więc (wiem, że nie zaczyna się zdania od „więc”) drodzy producenci, posłuchajcie głosu dziecka – nie można od razu dobrze?
Jak już wysypaliśmy wszystko z pudełka i odarliśmy z wrażych worów, zaczęliśmy gmerać w plastiku. W oczy rzecz jasna rzuciły się duże części. Kadłub, bardzo zgrabnie podzielony na dwie części.
Nadwodna jest czarna, z nadrukowanym białym ozdobnym pasem na dziobowej i rufowej falszburcie (chyba dobre słowo – jak nie, proszę marynistów o korektę).
„Oooo, w ogóle nie trzeba malować. I jest nawet napis!!!”
A prócz napisu są także całkiem fajnie zrobione blachy poszycia, nity i bulaje.
Część podwodna jest uczyniona na podobnym poziomie.
„To trzeba skleić, czy można nie? Bo jak będzie stał na podstawce to jak wpłynie do portu?”
(spoiler alert – można nie kleić, pasuje do siebie bardzo ładnie)
Bardzo ładnie wykonany jest pierwszy poziom nadbudówek.
„Ile tych okienek…”
I oczywiście największy „kawałek” dioramy portu, czyli kilka budynków w jednym.
„Jakieś dziwne te cośki, to domki są? Niepodobne.”
Tutaj muszę przyznać, że byłem pod mocnym wrażeniem. Jeśli inżynierowie z Suyaty chcieli w ten sposób sprawdzić swoje możliwości, możliwości wytwórni, a przy okazji kogoś zatchnąć, to im się całkiem udało. Element jest bardzo skomplikowaną bryłą (ciekawe z ilu kawałków składała się forma?). Może nie obfitującą w detale, ale nadrabiającą przestrzennym rozbuchaniem. Zarazem trudno doszukać się w niej jakich ułomności. Nie ma zaklęśnięć tworzywa, nie ma rzucających się w oczy szwów. Tak sobie myślę, że jak potrafią ci chłopcy z Suyaty zrobić coś takiego, to niewiele będzie rzeczy, których nie potrafią (chętnie obejrzałbym tą ich Panterę i zapowiadane rosyjskiego T-90 z Tigrem!).
Co do reszty wyprasek, pozwolimy sobie (no bardziej ja, bo młoda odmówiła komentarza zasłaniając się niewiedzą) potraktować je hurtowo.
Z racji specyficznego tematu, części nie filigranowe, przeważają spore elementy. Nie znaczy to, że są one zrobione brzydko, wręcz przeciwnie. Detale (jeśli są) są wyraźne, ostre.
Popatrzcie chociażby na pokłady czy kominy!
Część ramek Titanica zawiera dość dziwne w kształcie elementy. Jak się po dokładnym przyjrzeniu okazuje, są to płytki z elementami, które mają wystawać ponad poziom pokładu – w ten sposób zrobione są ławki i nawiewniki, mające inny kolor niż owy pokład. Bardzo sprytne!
Pozostałe elementy portu nie ustępują stopniem skomplikowania „głównemu domkowi”.
Nawet pancerny steampunkowy parowy sterowiec jest dopieszczony.
„Sterowiec z kominem? Był taki w ogóle?”
Uff, pora kończyć powoli, i tak wyszło strasznie długo. Reasumując – zestaw jest na pierwszy rzut oka bardzo ciekawą pozycją na prezent dla dziecka biorącego pod uwagę start w modelarstwo. Dla modelarza z jakimś tam stażem – jako wytchnienie od poważnych tematów. Bo całkiem fajnie powinien wyglądać po sklejeniu z pudła, a po fachowym pomalowaniu? Jeszcze ciekawiej!
A jak się składa? Niebawem się przekonacie, bo w chwili gdy wklepuję te słowa w tekst, model jest w zasadzie skończony – stay tuned. Tymczasem pozostaje nam pożegnać się.
„Do zobaczenia!”
Maja i Michał Błachuta
Zestaw przekazany przez Hobby 2000 – dystrybutora Suyata
PS. Jeśli czytanie moich wypocin sprawia Ci choćby połowę tej przyjemności co mi ich pisanie i odczuwasz nieodpartą chęć wsparcia ich powstawania – rozważ zrzutkę na wiadro kawy z Extra Thinem w serwisie buycoffe.to
Poprosimy więcej takich recenzji!
W końcu przyda się czasem kobiece spojrzenie!
Sam się o tym przekonałem nie raz podczas zmagań z modelem…
Jerzy, ojciec Marty 🙂
Brill review taught me all I need to know ….May be me next purchase…I have their 1:35 Gemma soldiers which have a astonishing set of mouldings ..tinybtiny parts though….many thanks